[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbytnia pewność siebie okazała się błę-dem.Była najpiękniejszą dziewką, nie tylko na podgro-dziu.Nawet sam szeryf docenił, raczył zer\nąć nie raz inie dwa razy, a i pensów nie skąpił.Ale to było dawno.Tłumaczyła sobie, \e dobry pan de Reno w leciech sięposunął i nijak mu za ka\dą dziewką ganiać, ale i zdawa-ła sobie sprawę, \e prawda le\y pośrodku.W najlepszymrazie.Mateczka Annis była wredną, mściwą jędzą.Teraz El-sie nie mogła ju\ liczyć na to, \e przyjmie ją pod swójdach, zapewni ochronę, ciepły kąt i jadło nawet wtedy,kiedy nikt nie skusi się na wdzięki.Nie po tym, kiedy ju\raz odmówiła.Nawet nie próbowała, reputacja pa-miętliwej mateczki była znana, a z drugiej strony byłoprzecie\ tyle lepszych kandydatek.Lepszych, bo młodszych.Elsie splunęła tylko.Corazlepiej zdawała sobie sprawę.Pocieszające było, i\ w śli-nie nie widać ju\ było krwi.Kobieta ostro\nie dotknęłajęzykiem rozciętego od wewnętrznej strony policzka.Naszczęście zęby się nie ruszały.Ruszyła powoli.Człapała cię\ko, bez lekkości i gra-cji.Buciki z cienkiej, miękkiej skórki przemokły, po-ciemniały.Elsie machinalnie starała się omijać kału\e ibłocko, unosiła rąbek uwalanej spódnicy, która lepiła siędo ud i łydek.Klęła teraz cały czas, wymrukiwała klątwypod nosem.Tak to się kiedyś musiało skończyć, myślałaponuro.- Bodajby ci jajca odpadły - powtarzała co chwilę,jakby to właśnie karczmarz był bezpośrednim sprawcą jejnieszczęść.Komu wyje pies 209Była tylko zwykłą starzejącą się dziwką.Nigdy niepomyślałaby, \e jej \yczenia mogą się wkrótce spełnić.Gdyby wiedziała, pewnie nie zawahałaby się wcale, tłu-sty sukinsyn zasłu\ył niewątpliwie na swój los.Popatrzyła z nienawiścią na ślepą, szczytową ścianękarczmy, starej ju\ i przechylonej pod cię\arem lat, wro-śniętej w ziemię.Nie mogła przebić wzrokiem grubych,nad\artych przez próchno i czerwie belek, ale znakomi-cie wiedziała, co się za nimi kryje.Ciepłe, mroczne wnę-trze, rozjaśniane \arem węgli na wielkim kominie, długiestoły i ławy.Nawet zaduch, który pamiętała tak dobrze,woń polewki i grzanego piwa zmieszana ze smrodemprzemoczonych, parujących skór kojarzyły się teraz tylkoz przytulnością.Wstrząsnęła się, jakby dopiero w tej chwili zdjął jąprzejmujący chłód.Po udach i po grzbiecie ciekły stru\-ki, wełna zdą\yła przesiąknąć na wylot.Wcześniej była zbyt wściekła, nie czuła zacinającegodeszczu, który wkrótce miał przeobrazić się w prawdzi-wą ulewę.Snuła się po pustych, wymarłych uliczkach.Nie śmiała zajrzeć do innych ober\y, niepisane prawazabraniały tego srodze, a za naruszenie ich dziwki bijałydotkliwie.Wróciła w końcu tam, skąd wyszła.Do zaułkana tyłach karczmy.To wcią\ był jej teren.Gdy z wie\y opactwa St.Mary s rozbrzmiały dzwonyna nieszpory, była ju\ zdesperowana.Tak bardzo, \eopuściła ją zwykła ostro\ność.- Hej, panienko! - ochrypły okrzyk przywrócił ją dorzeczywistości.W głosie było coś, co spowodowało, \ezadr\ała.Nie czuła ju\ cieknących po plecach zimnychstru\ek, to nagły chłód gdzieś głęboko w trzewiach210 Tomasz Pacyńskisprawił, \e skurczyła się nagle jak uderzona.A jedno-cześnie pojawiła się nadzieja.Mo\e ten paskudny desz-czowy dzień nie będzie do końca stracony.Odwróciła siępowoli, przywołując na ściągniętą twarz profesjonalnyuśmiech.Klęła w duchu ulewę i rozmazaną na policz-kach barwiczkę.To szlachcic, pomyślała, zanim jeszcze przyjrzała siębli\ej nieznajomemu.Nagle rozbudzona nadzieja pod-suwała obrazy bogatego pana, który nie poskąpi pensów.Mo\e nawet zabierze do karczmy, by swym chuciomfolgować w sposób bardziej przystojny ludziom jegostanu.Nie na stojąco na deszczu, w plugawym zaułkucuchnącym końskim łajnem i zgniłymi resztkami kapu-sty.- Jak ci się wiedzie, panienko? - głos zabrzmiał ju\ciszej, kiedy nieznajomy się zbli\ył.Elsie wcią\ nie wi-działa jego twarzy, rysy skrywał cień kaptura nasuniętegogłęboko na czoło.W tym cieniu dostrzegła ulotnybłysk i uśmiech zamarł jej na chwilę na twarzy.Zdawało jej się, \e ukryte w mroku oczy błysnęłyczerwienią.A co mi tam, pomyślała, choć dreszcz przebiegł jej pomokrych plecach.Dałabym samemu diabłu, byle tylkozapłacił.Byle coś zarobić, nie tylko po łbie.Wrócić doizdebki na stryszku, zakopać się w skórach.- Jak mi się wiedzie, panie? - spytała, znów uśmie-chając się, w swym mniemaniu zalotnie.Zamrugałaszybko, miała piękne długie rzęsy.Wiedziała, \e chło-pów to kręci, nawet jeśli ulewa zmyła ju\ czernidło zwęgla drzewnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]