[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądziła, że zastanie wszystkoporozrzucane, a tymczasem nie zauważyła żadnego śladuwłamywacza.Weszła do środka i dokładnie zamknęła drzwi.Nareszcie nie padało.Wciąż jednak był z nią Damien.- Wygląda na to, że nikogo tu nie było.Nic nie zostało ruszone.Może po prostu wiatr otworzył drzwi - zaczęła się zastanawiać.Damien spojrzał na nią z powątpiewaniem.- On tu był - powiedział i przeszedł przez pracownię.Zatrzymałsię obok stołu, przy którym pracowała.Obrzucił spojrzeniem równoustawione naczynia z gliną i gipsem, starannie pozakręcane tubki zfarbą.- Zawsze masz taki porządek? - zapytał.- I tak już jakiś czas nie sprzątałam - Lizzie przybrała obronnąpozę.52Anulaouslaandcs- Musisz mieć obsesję na punkcie porządku i czystości.- Nie lubię melin.- Chciałaś przez to powiedzieć, że ja mieszkam w melinie? -odparł z prawie niezauważalnym wyrazem rozbawienia na twarzy.-Cóż, nie mógłbym żyć w tak sterylnych warunkach jak tu.- Dobrze więc, że nie mieszkamy razem - odparowała.- Właśnie.- Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, po czym zacząłprzyglądać się ścianom.- Czegoś tu brakuje.- Nie bądz śmieszny.- Tym razem poczuła prawdziwą irytację,dzięki której opanowała ogarniający ją lęk.- Nigdy tu przedtem niebyłeś, a ja tu mieszkam, więc dobrze wiem, czy wszystko jest naswoim miejscu.Damien nie odpowiedział.Podszedł do stojaka, na którymtrzymała suszące się maski.- Zabrał maskę.- Przestań! - Lizzie ogarnęła kolejna fala niepokoju.- Nikogo tunie było i nikt nie zabrał żadnej maski.Chyba nie wydaje ci się, że.-urwała nagle, głos zamarł jej w gardle.- No, którą wziął? - Damien oszczędzał słowa.Nie próbowaładalej zaprzeczać.- Boże.Zrobiłam ją w zeszłym tygodniu.Nazywa się Damulka".W sumie jest dość sympatyczna.Ma pulchne policzki itaką trochę pomarszczoną twarz.Musiałam ją gdzieś położyć, ale.- Zabrał ją.- Po co?53Anulaouslaandcs- Przecież to jasne - odpowiedział zmęczonym głosem.- Planujekolejne morderstwo.Lizzie spojrzała na niego z przerażeniem.- Dość tego.Wynoś się - powiedziała cicho.Nie poczuł się w żaden sposób urażony.Od razu skierował sięku drzwiom.- Powinnaś zawiadomić Adamsona.Pewnie go nie złapiesz, bojego nigdy nie ma, kiedy jest potrzebny, ale przynajmniej spróbuj.Pewnej nocy Rozpruwacz zabił dwie kobiety.Nikt nie wie, dlaczego.Może potrzebować kolejną maskę, a wtedy na pewno tu wróci.- Przestań mnie straszyć.Otworzył drzwi, wpuszczając do środka falę gorącego,wilgotnego powietrza z zewnątrz.- Po prostu chcę uratować ci życie.Jeżeli w tym celu trzeba cięprzerazić, to trudno.Każda kobietaw Los Angeles i okolicy powinna być śmiertelnie wystraszona.A ty w szczególności.Wyszedł i Lizzie została sama.Ze złością przekręciła zasuwę ioparła głowę o białe drzwi.Słyszała, jak odjeżdżał.Potem z zewnątrzdobiegały ją już tylko normalne odgłosy ulicznego ruchu.- Jak na kogoś kto chce mnie ratować, poszedł sobie zbyt szybko- powiedziała do siebie.Wróciła do stojaka z maskami.Nie mogła uwierzyć, że ktośzabrał tylko Damulkę", że nie ruszył niczego poza maską.Przecież54Anulaouslaandcsgdyby to Rozpruwacz zakradł się do pracowni, na pewno zaczekałby,aż wróci jej lokatorka.Nawet jeżeli ktoś rzeczywiście się włamał, skąd pewność, że towłaśnie on? Mógł to być przecież jeden z setki, tysięcy złodziei,którzy zamieszkiwali to miasto, Dlaczego miałaby sądzić, że to akuratRozpruwacz się zakradł?Tylko że ten ktoś wybrał właśnie jej mieszkanie.I zabrał maskę.Rozglądała się po nieskazitelnie czystym wnętrzu, szukającjakichkolwiek śladów włamania.Niczego nie zauważyła.Jedynymświadectwem czyjejś obecności były otwarte drzwi i brak maski.A w ogóle jak się dostał do środka? Nie mogła sobie wprawdziepozwolić na żadne drogie zabezpieczenia, ale zamki na drzwiach byłydość mocne, a okna dokładnie zamknięte.Powinny więc zostać jakieśślady.Chyba że, ktokolwiek tu był, umiał przenikać przez ściany.- Muszę przestać o tym myśleć, bo zwariuję - powiedziała dosiebie w drodze do kuchni.W lodówce znalazła tylko słoik płatkówzbożowych, przeterminowany jogurt i trochę soku pomarańczowego.Na sam widok zrobiło jej się niedobrze.Miała ochotę na cośkonkretnego, na solidną kolację, która mogłaby poprawić jej podłynastrój.Chyba jednak nawet półkilowy befsztyk nie byłby w staniepodnieść jej na duchu.Spróbowała zadzwonić na policję i przekonała się, że Damienmiał rację.Adamson był chwilowo nieosiągalny.A Lizzie nie miałaochoty zwierzać się ze swych irracjonalnych obaw jego podwładnym.55AnulaouslaandcsInstynkt podpowiadał jej, że włamywacz nie pozostawił żadnychodcisków palców.Kimkolwiek był, przeszedł jak cień, bez śladu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]