[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Profesor ma rację - rzekła Didi.- Dobrze zrobiona re-klama otworzy przed wami wiele drzwi.Jeszcze się przeko-nacie.Poza tym bardzo się cieszę, że robicie muzykę dla Yummy Inn"; można powiedzieć, że dorastałam w jednejz ich restauracji.Moja matka nienawidziła gotować.Dawa-ła nam pieniądze na posiłki i jadaliśmy w Yummy Inn"niemal codziennie.Miałam chyba piętnaście lat, gdyuświadomiłam sobie, że żywność nie rośnie w styropiano-wych pojemnikach.Taryn przygotowała następną kolejkę drinków.Gdyusiadła, profesor mówił właśnie do Josha:Didi nie słyszała jeszcze waszego rewiowego numeru.Może zaśpiewalibyście go dla nas? Z przyjemnością wysłu-chałbym go raz jeszcze.-Proszę, zaśpiewajcie go! - rzekła Didi błagalnym gło-sem, tak że nie mieli innego wyjścia, jak ulec jej prośbie.Gdy skończyli, profesor i Didi nagrodzili ich rzęsistymioklaskami.-Powinniście napisać całe przedstawienie! - Didi byłazachwycona.- Czy macie jeszcze coś w zanadrzu?-Mamy parę piosenek - przyznał Josh z ociąganiem.-Taryn dołączyła swoje teksty do kilku moich utworów.Musimy jeszcze nad nimi popracować, myślę jednak, żemoglibyśmy je wypróbować w waszej obecności, po kolacji.W kuchni rozległ się dzwonek czasomierza.Taryn wstała.-Służba informuje mnie, że pierwsze danie jest już go-towe.SR* * *Profesor Lehrman, używając chusteczki, wytarł zeswych warg resztki czekoladowej pianki.-Sądzę, że był to najlepszy posiłek z kuchni francu-skiej, jakim mnie kiedykolwiek poczęstowano - oświad-czył.- Oczywiście biorę pod uwagę doświadczenia zebranepodczas pobytu we Francji.-Z pewnością był smaczniejszy niż oferta YummyInn"-dodała Didi.Josh wskazał na gospodynię.-Ta pani robi perfekcyjnie wszystko, za co się tylko za-bierze!Komplement profesora i Didi oraz niewinna aluzja Joshasprawiły, że na jej twarz wystąpił rumieniec.-Dziękuję wam wszystkim.Może byśmy przenieśli siędo bawialni na drinka?-Nie zapominaj, że obiecaliście nam mały koncert -rzekł Lehrman, odsuwając krzesło.Taryn rozlała przyniesione przez gości likiery do przy-pominających kształtem krople deszczu kieliszków i za-niosła wszystko do pokoju.Didi przywołała ją do siebiei szepnęła:-Zaraz znikamy.Obiecuję, że wyciągnę stąd profesora,gdy tylko będzie to możliwe.-Co chcesz przez to powiedzieć?Didi wydęła policzki.-Naprawdę się nie domyślasz? Wysyłacie oboje sygnałytak silne, że odbierają je chyba nawet na przylądku Canave-ral.Taryn zaśmiała się.-Nie przesadzaj! Nie słyszeliście jeszcze przecież na-szych nowych piosenek.-Zostaniemy tylko po to, by ich wysłuchać.Potem ucie-kamy.Pozwolimy wam skomponować coś znaczniejszego.SRPostawiwszy kieliszki z nie dokończonym likierem nastoliku, gdzie połyskiwały jak kolekcja cennych klejnotów,Josh i Taryn zaczęli grać piosenki, które powstały w wyni-ku ich kilkudniowej współpracy.Lehrman usiadł na skrajusofy i słuchał uważnie; Didi, opierając brodę na dłoniach,siedziała na podnóżku przy fortepianie.Jej oczy błyszczaływ półmroku.Trzy piosenki mówiły o różnych stadiach miłości; o za-uroczeniu, rozkwicie i o miłości, która przemija.Czwartyutwór, zatytułowany Blues z windy", opowiadał o parzemłodych zainteresowanych sobą ludzi, którzy spotykają siętylko w windzie swego wieżowca.Są zbyt nieśmiali, by za-cząć rozmowę, i w milczeniu rozmyślają jedno o drugim: Jakie kolory on lubi?" Czy ona hoduje kwiaty? A możema psa lub kota?" I, w końcu: Czy kiedyś będziemy ra-zem? Czy będzie to możliwe?"Ostatnia piosenka była żartem.Muzyka parodiowała pio-senki z lat pięćdziesiątych, lecz temat był zdecydowaniewspółczesny.Zatytułowali ją Junk Love".Opowiadałao dwojgu ludziach, którzy poznali się w barze szybkiej ob-sługi i zapałali miłością nie tylko do siebie, lecz także dotaniego barowego jedzenia.-Czysty rock z lat pięćdziesiątych! - krzyknęła Didi,gdy skończyli występ.- Po prostu nie mogę w to uwierzyć!-Cudowna parodia - oświadczył profesor.- Nigdy niemogłem się przekonać do tej muzyki, wy jednak oddaliściejej sprawiedliwość.A teraz, moi drodzy uczniowie, słuchaj-cie, co wam powiem.Dajcie mi kopie tych utworów, a jaspróbuję się dowiedzieć, czy z odrobiną mego poparcia nieda się ich przedstawić w odpowiednich miejscach.Zegar wybił jedenastą.-Mój Boże, jedenasta! - zawołała Didi.- Rano muszęiść na przesłuchanie.- Ująwszy ramię profesora, dodałaszybko:SR-Nie chciałabym jechać taksówką sama.Czy zechciał-byś towarzyszyć mi w drodze do centrum?-Do centrum? Jadę tylko do Waverly Place.-Dobrze.Wobec tego wysadzę cię tam.Posłała mu porozumiewawcze spojrzenie.Podziękowaliwylewnie za wspólnie spędzony wieczór i nim minęło dzie-sięć minut, już ich nie było.Taryn przygasiła światła i wróciła do pokoju.Josh stałprzy oknie blisko fortepianu.Idąc ku niemu przez pokój,miała wrażenie, że jest cudownie lekka.Po raz pierwszypoczuła się w jego towarzystwie zupełnie spokojna.Wyda-wało jej się, że znowu jest nastolatką, wkraczającą w magi-czny okres dorastania.Odkrywała samą siebie i odkrywałajego - swą pierwszą, ostatnią, jedyną miłość.Był kimś nadzwyczajnym w porównaniu z tymi wszy-stkimi zblazowanymi, wiecznie znudzonymi ludzmi, który-mi dotąd była otoczona.Czuła się jak motyl uwolnionyz kokonu.To jemu zawdzięczała owo uczucie.W przeci-wieństwie do innych mężczyzn nie próbował jej ograniczać.Przeciwnie, zachęcał ją do tego, by wzbijała się na wzbu-dzające w niej dotąd przestrach wyżyny.Podeszła do niego, stanęła za jego silnymi plecamii przytuliła do nich twarz.-Uwielbiam ich, ale cieszę się, że w końcu jestem z to-bą sam na sam.Odwrócił się do niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]