[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmusił się do odwrócenia oczu, mocniej, niż było trzeba, uchwycił barierkę, przeszukującwzrokiem pustą przestrzeń, która oddzielała pomosty z wpływowymi pozaziemcami odpodwyższeń zajmowanych przez najwybitniejszych Tiamatańczyków  jak zawsze przestrzeganorozdziału.W przeciwieństwie do twarzy widzianych obok, wszystkie naprzeciwko kryły się nadalpod przebraniami zakładanymi podczas Nocy Masek.Miejscowi zdejmą maski dopiero pozakończeniu obrzędów.Z morza dziwnych oblicz wyróżniały się dwie ludzkie twarze- stojącychobok siebie Sparksa Dawntreadera i Królowej.Nie dotykali się, twarze mieli spięte i nieruchomeniby maski.Pragnął, by Moon oderwała wzrok od morza i popatrzyła na niego; wreszcie spotkały sięich spojrzenia.Zauważył, jak rumieniec pokrywa jej przezroczystą bladą skórę, znaczącą czerwieńwarg, kryjące się w oczach głębie namiętności i skrytej wiedzy.Nieświadomie uniósł rękę do ust,nie osłoniętej maską twarzy; opuścił ją znowu.Jego ciało poruszało się jak u lunatyka, objawieniaprzepełniały je na każdym poziomie świadomości, ciągle pojawiały je nowe.- BZ.- Vhanu położył mu dłoń na ramię, lekko potrząsnął; uświadomił sobie, że komendant bezpowodzenia próbował zwrócić na siebie uwagę.- Musiałeś mieć niezłą noc -szepnął Vhanu z rozbawieniem w oczach.- Nigdy przedtem cię takim nie widziałem.- Tak  mruknął potwierdzająco.- Sam bardzo dobrze się bawiłem  Vhanu uśmiechnął się na wspomnienie.- To naprawdębardzo ciekawy zwyczaj.- Rzeczywiście  mruknął stojący za nimi Sandrine.- Szkoda tylko, że ci barbarzyńcyzmusili nas do wstania o świcie, byśmy tu stali na wietrze i patrzyli, jak wrzucają do morzasłomiane kukły.- Wszyscy wokół Gundhalinu zdjęli już swe maski, jakby uważali, że pokazaniesię w nich w świetle dnia, podczas oficjalnej uroczystości, uwłaczy ich godności.On zostawiłswoją w pałacu, zapomniał o niej podczas rozgardiaszu przebudzenia się, wstawania, szaleńczegobiegu do domu, by przebrać się tam w mundur i zdążyć na uroczystość Zmiany.Popatrzył przez otwartą przestrzeń na Moon i Sparksa, znowu w bok, gdy rozległy siępodniecone krzyki tłumów odgrodzonych przez Policję, cisnących się wysoko ponad nimi wzdłużrampy prowadzącej z miasta do portu.Hałasy zbliżały się, zaraziły ludzi na podwyższeniach,którzy zaczęli mruczeć i wskazywać na dalekie jeszcze, wyczekiwane przez nich widoki. Rampą zjeżdżał powoli wóz w kształcie statku, otaczali go Letniacy w tradycyjnychstrojach o różnych odcieniach zieleni, pokrytych haftami i ozdobami z lśniących muszelek.Nosiliwieńce i girlandy z kwiatów, śpiewali dziwnie brzmiącą w jego uszach tiamatańską lamentację.Para pasażerów wozu siedziała sztywno wyprostowana, miała na sobie maski.Jedna z nich,Królowej Lata, ostatniej nocy zasłaniała twarz Moon.Druga błyszczała ogniście jak słońce -Gundhalinu zrozumiał nagle, że należała do Sparksa.Gdy wóz dotoczył się bliżej, zauważył linymocujące dwie postacie do siedzeń.Uniósł wzrok na obie twarze na podwyższeniu naprzeciw niego, musiał udowodnić sobie,że para na wozie to tylko kukły, a nie ludzie.Spojrzenie Moon spoczywało na nim dłuższą chwilę,nim zwróciła je na wóz i zamaskowane figury.Objęła się za ramiona, jakby upewniając o swymbezpieczeństwie, istnieniu.Wóz, tuż przed wpadnięciem do morza, zatrzymał się na otwartej przestrzeni.Moon opuściła swemiejsce i zeszła na nabrzeże, mruczenie tłumu wreszcie ucichło.W całym mieściegromady ludzi na wielkich ekranach obserwowały szczytową chwilę obrzędów Zwięta.Gundhalinuciekaw był, ilu z nich wyobrażało sobie z utęsknieniem, że wszystko dzieje się naprawdę, żeuroczysty statek, który dokonał podróży rozpoczętej pod bramami pałacu, wiezie do utopieniadwoje żywych ludzi.Zastanawiał się, ilu widziało to poprzednim razem.On sam był wtedy w szpitalu, dochodził do siebie po zapaleniu płuc, jakiego nabawił siępodczas ciężkich przejść wśród koczowników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed