[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zapomnieli, że mogłem kupić bardzodużo ziemi i zapłacić wielu ludziom, którzy pomogli mi jązagospodarować.A przede wszystkim nie mogą znieść, że moje roślinysą bardziej odporne, że moja herbata ma lepszą jakość.Popełniłem wielkigrzech, bo zbudowałem duży dom zamiast skromnego bungalowu zdwoma pokojami.Mój grzech polega na tym, że w sposób widocznykorzystam z owoców mojej ówczesnej ciężkiej pracy.Jestem w ichoczach podejrzany, bo wiedzą, że płacę pracownikom wyższewynagrodzenia i że ich dobrze traktuję.To niby oznacza, że fraternizujęsię" z tutejszymi ludzmi, a to grzech śmiertelny dla sahiba! -musnąłHelenę rozbawionym wzrokiem.-Czekają tylko na to, żeby moi ludziektórejś nocy podpalili mi dom.Mają nadzieję, że dotknie mnienieurodzaj, że szkodniki zniszczą plony.Gdyby znalezli coś, co moglibymi zarzucić, to przegnaliby mnie czym prędzej z mojej ziemi.-Wzamyśleniu powiódł palcem po zygzakowatym wzorze na ramieniuHeleny.- Ale nie uczynią tego, bo ja nie popełniam błędów.Prawdopodobniesądzą, że sprzedałem duszę diabłu.- A sprzedałeś? -zapytała wyzywająco, unosząc w górę jedną brew.łan odchylił głowę do tyłu i roześmiał się.-Może -mrugnął do niej rozbawiony, lecz po chwili jego twarz przybrałapoważny, niemal ponury wyraz.- Wiesz przecież, że wszystko ma swojącenę.Powóz zatrzymał się z lekkim szarpnięciem, a woznica zeskoczył z kozła,żeby rozłożyć schodki i otworzyć im drzwiczki.Jason, w szarychspodniach, czerwonych szelkach, koszuli w kratę i wypolerowanych dopołysku butach, jednym susem znalazł się na zewnątrz, gdzieniecierpliwie przestępował z nogi na nogę.-Potem do was dojdziemy -Mohan kiwnął głową łanowi, który pomagałakurat Helenie wysiąść z powozu, po czym dał znakjasonowi i poszliprosto do sklepu papierniczego, w którym czekały na nich książkizamówione zgodnie z listą przekazaną przez Szkołę Zwiętego Pawła.Helena popatrzyła za nimi z odrobiną melancholii Jason stał się jej obcy.Wyrósł, nabrał sił, opalił się.Ledwo go poznawała.Miała wrażenie, żechłopiec z każdym dniem pobytu w Indiach coraz bardziej sięusamodzielnia, zaczyna wieść własne życie, najpierw w Surja Mahal, apotem tu, w Sikharze, choć przybyli na plantację zaledwie kilka dni temu.A jednak napawało ją to radością, ponieważ nigdy dotąd nie widywała gotak radosnego i beztroskiego.- Idziesz?Głos lana wyrwał ją z zamyślenia.Z uśmiechem podał jej ramię, a onadała mu się poprowadzić w boczną uliczkę odchodzącą od maili biegnącąw kierunku barwnego, gwarnego bazaru.Byli tu jedynymiEuropejczykami; wokół nich cisnęli się ludzie o twarzach brązowych,miedzianych, złocistych, bengalskich, azjatyckich, przypominającychmongolskie, śmiejący się, gadają-cy, handlujący, kłócący się.Idąc przez bazar, widzieli tybetańskie kobietyubrane na niebiesko i czerwono, przystrojone oprawionymi w srebroturkusami, Nepalki o twarzach pooranych przez niepogodę, dwóchbuddyjskich mnichów w pomarańczowych szatach i z głowamiogolonymi na łyso, zatopionych w wesołej, ożywionej rozmowie.Helena wskazała na ślady farby na ulicy i ścianach domów: niebieskiej,różowej, czerwonej i żółtej.- A to co?-Resztki po święcie Holi.Niestety, spózniliśmy się na nie o kilka dni.Całe Indie świętują je na wiosnę, żeby uczcić spalenie demona Holiki.Pierwszego wieczora rozpalane są na ulicach ogniska radości, w jednym znich zostaje spalona kukła z bambusa i słomy, symbolizująca Holikę.Wszyscy zebrani wydają wtedy okrzyki radości.Drugiego dnia odbywasię właściwe święto.Ludzie, niezależnie od kasty, obrzucają sięgarściami kolorowego proszku, a wieczorem obdarzają się wzajemniesłodyczami i ciastem.-łan mrugnął do Heleny.- Ale niedługo będzienastępne święto.W Indiach ciągle obchodzi się jakieś święta.Złotnicy stali nad pierścionkami i bransoletkami rozłożonymi nakolorowych tkaninach; sprzedawcy przypraw odważali maleńkietorebeczki cennego żółtego, czerwonego bądz ciemnozielonego proszku iduże kawałki sękatego korzenia imbiru o ja-snożółtym pachnącymwnętrzu; czeladnik szewski siedzący ze skrzyżowanymi nogamiprzeciągał zwinnie szydłomiędzy dwoma kawałkami skóry, podczas gdyjego mistrz opukiwał but na prawidle.Na rusztowaniach z drewna wisiałygłową do dołu kury, przepiórki, indyki.Muzułmański rzeznik na oczachczekających klientów rąbał połowę krowy, podczas gdy jego hinduskikolega dzielił owcę.Sadownik wydzierał się aż do utraty tchu, zachwa-lając swoje błyszczące apetycznie na słońcu owoce.Skądś dolatywałkusząco słodki zapach cynamonu i kardamonu.Helena odruchowozaczęła węszyć w kierunku, z którego dochodził zapach.-Masz ochotę?łan wskazał na stoisko, przy którym brodaty mężczyzna z podwiniętymirękawami wyławiał z gorącego tłuszczu nieregularnie uformowanezłotożółte racuchy, a jego żona zręcznymi ruchami rąk formowała nowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]