[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta firma uprawia dobroczynność wyłącznie dla Kraussman Development,Incorporated, czyli dla mnie.- Philip, sądzę, że ten ruch wyszedłby ci na dobre.Przecież chcesz zasiąść w radziemiasta!Kraussman pokręcił głową.- Nie zmienisz mojego zdania.Mówię  nie i już.***Lily obiecała co prawda Tashy i Sammy emu, że ani na chwilę nie spuści ich z oka,lecz tym razem nie miała wyboru.Wysadziła dzieci trzy ulice od biur Kraussmana, poddomem Maris Halverson, jednej ze szkolnych koleżanek Tashy, i obiecała im, że wróci po nieo dziewiętnastej.Shooks czekał przed domem Lily w swoim czarnym buicku.Miał na głowie futrzanączapkę i okulary przeciwsłoneczne.Gdy wjechała na podjazd, wysiadł z wozu i podszedł doniej.- Witam, panie Shooks.- Lepiej niech pani mówi mi po imieniu, dobrze?- W porządku.- Lily spojrzała na pilnujących domu policjantów.Jeden czytał gazetę,a drugi spał z czapką na twarzy.- Masz ten dokument? - zapytał Shooks, gdy otwierała drzwi.- Nie.Kraussman stanowczo odmówił.Stwierdził, że nigdy nie robi filantropijnychdarowizn, a już na pewno nie odda ziemi Mdewekantonom.- W takim razie siedzisz po uszy w gównie.Lily zamknęła za sobą drzwi, poszła do pokoju dziennego i otworzyła karafkę zwhisky.- Napijesz się? - zapytała Shooksa.- Nigdy nie odmawiam drinka.A wiesz dlaczego? Nigdy nie wiadomo, czy to nie mójostatni. Lily napełniła dwie szklanki i usiadła przy kominku.Shooks wypił swoją whiskyjednym haustem.- Mogę nalać sobie następną? Ta też może być moją ostatnią.- Proszę bardzo.- Lily pochyliła się i pogrzebaczem wzruszyła polana w kominku.-Co by było, gdybym go zabiła?Shooks przestał nalewać sobie whisky.- Masz na myśli George a?- Tak.Co by było, gdybym go zastrzeliła?- Chryste, nie mam pojęcia.Pewnie wylądowałabyś w zakładzie karnym dla kobiet wShakopee.Ale przynajmniej nie ma ogrodzenia, a jedzenie jest podobno dobre.- Pytam cię o to, bo chcę wiedzieć, czy wtedy Wendigo nadal będzie mnie ścigał.- Oczywiście, że będzie.George dotrzymał danej mu obietnicy, składając ofiarę zczłowieka.a w naszym przypadku aż z trojga ludzi.W zamian Wendigo musi dopilnować,żebyś ty dotrzymała słowa danego George owi, nawet jeśli odstrzelisz mu łeb.Jeżeli niezechcesz albo nie będziesz mogła dotrzymać słowa, drogo za to zapłacisz.Tu chodzi oprzysięgę krwi, o honor Indian.Jeśli obiecasz coś komuś dać, musisz to zrobić.- Może dam mu inną ziemię?- A masz coś takiego?- Jeszcze nie, ale moja znajoma, Joan Sapkę, pracuje na pół etatu w Biurze do sprawIndian Stanu Minnesota.Może potrafi mi wskazać inne miejsce, takie, które też jest w jakiśsposób święte dla Mdewekantonów, ale nie leży w samym środku osiedla wartego milionydolarów.- Możesz spróbować, nie widzę przeszkód.Co prawda nie znam żadnego takiegomiejsca, lecz zawsze możesz mu coś takiego zaproponować.- To znaczy, że mam porozmawiać z George  em? Shooks wzruszył ramionami.- A widzisz inne wyjście?- Ten człowiek zamordował moją siostrę, szwagra i piętnastomiesięcznegosiostrzeńca.Nie wiem, czy potrafię z nim rozmawiać.- Wiesz, że musisz.Zapadła długa cisza.W końcu Shooks powiedział:- Lily, naprawdę nie masz innego wyjścia.Prędzej czy pózniej Wendigo przyjdzietakże po ciebie.Znajdzie cię wszędzie.Spojrzała na niego.- Pojedziesz tam ze mną? - Nie wiem, Lily.Nie chcę, by George zaczął myśleć, że jestem pudelkiem białejkobiety.Prawdopodobnie będę jeszcze potrzebował jego pomocy.- Po tym wszystkim, co się stało, znów poprosisz, by wezwał Wendigo?- Lily, nie mnie to oceniać ani sądzić.Ja po prostu umożliwiam odnalezienie ludzi,których nikt nie potrafi znalezć.W życiu za wszystko trzeba płacić.- Ale przecież dobrze wiesz, że będą ginęli inni.Część z nich jest niewinna! Jakmożesz z tym żyć?- Cóż, nie jest mi lekko.Ale pamiętasz, jak się czułaś, gdy Jeff zabrał ci dzieci, atamci faceci z FLAME niemal spalili cię żywcem? To, co robię, jest na swój sposóbsprawiedliwe, choć jest to bardzo brutalna sprawiedliwość.- Boże, nie wiem już, co mam zrobić - jęknęła Lily.Shooks wyjrzał przez okno.- Przestało padać i pokazało się słońce.Chętnie podwiozę cię do Doliny CzarnychKruków, jeśli chcesz ubić interes z diabłem.***Dotarli do domu George a %7łelaznego Piechura, lecz nie zastali ani jego, ani Hazawin.Subaru George a stało przed domem, na masce był śnieg, więc nikt nim ostatnio nie jezdził.Gdy Shooks zapukał do drzwi, odpowiedziała mu cisza.- George! To ja, John Shooks! Jest tam kto?Nikt nie odpowiadał.Shooks spojrzał na Lily i oznajmił:- Może śpią albo są nawaleni.Czasami palą krwiowca, by móc rozmawiać z duchamiczy coś takiego.Od tego dostaje się również chcicy.- George!Shooks złapał za klamkę i okazało się, że drzwi nie są zamknięte.Wszedł do środka, aLily ostrożnie podążyła za nim.W kominku tliło się polano.Na stole w salonie stały kubki zniedopitą kawą.George i Hazawin najwyrazniej wyszli całkiem niedawno.Shooks wszedł do kuchni, zajrzał do łazienki i sypialni.Wrócił na werandę.- George! Hazawin! - zawołał ochryple.Nikt nie odpowiedział.Słychać było tylkodelikatny szelest wiatru między sosnami i miękkie pacnięcia spadającego z gałęzi śniegu.- Dziwne - mruknęła Lily.- Gdzie oni mogli pójść?- Pewnie na spacer - odparł Shooks.- Na spacer?- Wiesz, jaki jest George.Lubi się bratać z naturą.- Przecież ma komórkę.- Taaa.ale nigdy jej nie odbiera.Wrócili do środka. - Co teraz? - zapytała Lily.Shooks wziął z sekretarzyka napoczętą butelkę whisky i obejrzał etykietę.- Możemy poczekać albo zostawimy mu kartkę z prośbą, by się z tobą skontaktował.- Nie mogę czekać za długo.Tasha i Sammy są sami w domu.- No dobra.Dajmy im pół godziny, a jeśli nie przyjdą, wracamy do miasta.- Uniósłbutelkę.- Słyszałaś kiedyś o whisky  Old Zebulon ? No widzisz, ja też nie.Ruszył do kuchni poszukać sobie szklanki.Gdy wracał, Lily usłyszała jakiś dzwięk.Przypominał odległe wysokie zawodzenie.Dzwięk dobiegał z zewnątrz, lecz wpadał do domuprzez komin wraz z wiatrem.- Nie mogę rozgryzć %7łelaznego Piechura - powiedział Shooks.- Sam już nie wiem,czy jest cwańszy od białych, czy jeszcze bardziej indiański niż Indianie.- Cicho! - syknęła Lily, unosząc dłoń.- Słyszysz? Shooks zatrzymał się i nasłuchiwałprzez chwilę z przekrzywioną głową.- Przykro mi, ale nie.- Czekaj! Znów to słychać.Brzmi jak płacz niemowlaka.Lily otworzyła drzwi iwyszła na werandę.Wiatr się wzmógł, ale stąd słyszała dziwny dzwięk o wiele wyrazniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed