[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widok z okna, owszem, jest ładny, ale co z tego?- Ja tu pracuję, zarabiam.- Jak?- Podpisuję dokumenty.- Całe życie będziesz podpisywał? - pyta się mnie.- Nie wiem - mówię.- Dobrze mi płacą.Mały Forrest pokręcił głową i podszedł do okna.- Co to? - pyta.- Statua Wolności?- We własnej osobie - mówię.Nie mogę się nadziwić jak bardzo urósł i jaki ładny zrobił się z niego chłopaczek.Maokoło metra pięćdziesiąt wzrostu, jasne włosy takie jak Jenny i jej niebieskie oczy.- Chcesz ją obejrzeć? - pytam go.- Kogo?- No, ją.Statuę Wolności.- Może - mówi.- To dobrze.Bo zabieram cię na zwiedzanie miasta.Przez kilka najbliższych dniobejrzymy wszystko co jest do zobaczenia.I zaczęliśmy zwiedzać.Najpierw obejrzeliśmy sklepy na Piątej Alei, potem StatuęWolności, potem Empire State Building skąd mały Forrest chciał coś zrzucić żeby zobaczyć jakdługo będzie spadało, ale mu nie pozwoliłem, potem grobowiec Granta, potem Broadway gdziejakiś gość się obnażał, a na końcu park Centralny - tyle że tam byliśmy krótko, bo to ulubionemiejsce bandytów.Przejechaliśmy ze dwie stacje metrem i wysiedliśmy przy PięćdziesiątejDziewiątej.Stamtąd poszliśmy do hotelu Plaża napić się coli.Rachunek wyniósł dwadzieściapięć dolców.- Kupa szmalu - powiedział mój syn.- Ale nas stać - odpowiedziałem.Dzieciak pokręcił głową i ruszył do wyjścia.Widziałem, że nie najlepiej się bawi, ale comogłem na to poradzić? Nic, kurde.%7ładne sztuki go nie interesowały, największy sklep zzabawkami też nie.W Metropolitan Museum przez chwilę patrzył zaciekawiony na coś co111KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.plprzypominało grobowiec egipskiego króla Tutka czy jak mu tam, ale potem oświadczył że totylko sterta starych kamulców i znów wyszliśmy na ulicę.Wreszcie odwiozłem go do domu, a sam wróciłem do biura.Kiedy panna Hudginsprzyniosła mi kolejny stos papierów do podpisu zapytałem ją o radę.- Może chciałby popatrzeć na znanych ludzi?- Gdzie ja ich znajdę? - spytałem.- Jak to gdzie? W Elaine's.- Co to?- Najmodniejsza restauracja w mieście.Jedyna w swoim rodzaju.Więc poszliśmy do restaurancji pani Elaine.Zjawiliśmy się punkt piąta, bo o tej porze większość ludzi jada, ale restaurancja paniElaine świeciła pustkowiem.Poza tym lokal wcale nie był elegancki ani nic i w ogóle niczym sięnie wyróżniał.Po sali pałętało się kilku kelnerów, a przy końcu baru siedziała sympatycznagrubaska i robiła jakieś obliczenia.Pomyślałem sobie że to właśnie Elaine.Zostawiłem małego Forresta przy drzwiach, a sam poszłem się przedstawić i wyjaśnić poco przyszłem.- No tak - powiada Elaine - ale trochę za wcześnie się pan zjawił.Goście zaczną sięschodzić dopiero za jakieś pięć godzin.- Tak? To co? Najpierw jedzą gdzie indziej, a potem tu przychodzą? - pytam.- Nie, głuptasie - ona na to.- Przychodzą wtedy, kiedy kończy się bankiet, premiera albowernisaż.Jesteśmy czynni prawie do rana.- A czy ja z synem moglibyśmy teraz coś zamówić?- Oczywiście, proszę bardzo.- A nie wie pani przypadkiem jacy sławni ludzie wpadną dzisiaj? - pytam.- Pewnie ci sami co zwykle - ona na to.- Barbra Streisand, Woody Allen, Kurt Vonnegut,George Plimpton, Lauren Bacall.Może Paul Newman albo Jack Nicholson, jeśli akurat są wmieście.- Oni wszyscy tu przychodzą?- Tak, dość często zaglądają.Ale uprzedzam, mamy jedną zasadę, której bezwzględnienależy się trzymać.Nie wolno podchodzić do stolików, przy których siedzą sławy, i zawracać im112KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.plgłowy - mówi pani Elaine.- Nie można robić żadnych zdjęć ani nagrywać rozmów, jasne? Możepan usiąść przy tamtym dużym okrągłym stole.Nazywamy go stołem rodzinnym.Jeśliprzyjdzie ktoś sławny, kto akurat nie będzie z nikim umówiony, posadzę go obok i będzie mógłpan porozmawiać.Więc usiedliśmy we dwóch, mały Forrest i ja, przy dużym stole rodzinnym.Zjedliśmykolację, zamówiliśmy jeden deser, potem drugi, ale gości w restaurancji wciąż była zaledwiegarstka.Mały Forrest wiercił się i ziewał, ale chciałem czymś zaimponować synowi i ci sławniludzie to była moja ostatnia deska.Dzieciak już zasypiał z nudów, kiedy drzwi otwierają się i ktowchodzi? Elizabeth Taylor we własnej osobie!Wreszcie lokal zaczął się zapełniać.Zjawili się Bruce Willis, Donald Trump i gwiazdafilmowa Cher.Potem George Plimpton z przyjacielem, niejakim panem Spinellim i pisarzWilliam Styron.Następnie Woody Allen z całym dworem i pisarze Kurt Vonnegut, NormanMailer i Robert Ludlum.Różne sławy się schodzą, wszystkie odpicowane w drogie ciuchy ifutra.Tłumaczyłem synkowi kto jest kto, bo o wielu z nich czytałem w gazetach.Niestety wszyscy są z kimś poumawiani i siedzą ze sobą, a nie z nami.Po jakimś czasiepani Elaine przysiada się do naszego stolika, pewnie żebyśmy się nie czuli zbyt samotni isposponowani.- Przykro mi - powiada.- Miałam nadzieję, że uda mi się kogoś wam dosadzić.- No trudno - mówię.- Ale skoro nie możemy pogadać z nikim sławnym, może chociażpani nam powie o czym oni gadają między sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]