[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiesz, co się tam dzieje.Kiedy ich takwyróżnisz - Biały Dom, masz pojęcie? - czy nie ściągniesz na nich uwagi?Czy gra nie idzie właśnie o to, żeby nie rzucili się w oczy: po prostu dwanazwiska, jak byle kto w tej grupie Amerykanów, aż ich wreszcie wymienią?Zresztą Natalia to ładna kobieta z małym dzieckiem.Najgorszy diabełokazałby jej trochę względów.Czy to nie jest kuszenie losu?Ujął jej dłoń i ścisnął.- Słusznie myślisz.- Och, nie jestem pewna.%7łebyś tylko był bardzo ostrożny.- Rhoda, Madeline zaczyna lubić Sime Andersena.Czy rozmawiała z tobą?Czy nie wpakowała się w coś w New Yorku?Rhoda nie mogła tak łatwo podzielić się z mężem własnymi podejrzeniami, acudzołóstwo było śliskim tematem.- Madeline ma głowę na karku, Pug.Ciradiowcy to z pewnością nieodpowiednie dla niej towarzystwo.Gdyby jązainteresował Sime, to byłoby dla niej najlepsze. - Powiedziała mi, że to przedstawienie jest bardzo pieprzne.Wezmę dlanas bilety w pierwszych rzędach.- Wspaniale.- Rhoda zaśmiała się niepewnie.- Zawsze to wiedziałam, że zciebie stary zbereznik.- Mówiąc to uznała, że lepiej będzie sprawy zPamelą nie poruszać.Kiedy nazajutrz opróżniała kosz na śmieci, nie mogła się powstrzymać odprzekartkowania numeru Time, aż znalazła zdjęcie Pameli Tudsbury.Oczywiście nietknięte.Zrobiło jej się głupio.Poza tym nie taka znówatrakcyjna; prędko się starzeje, i to brzydko.W dodatku zaręczona z lordemBurne-Wilke.Lepiej tego nie ruszać, pomyślała.Lepiej nie ruszać.`ty54%7łyd w podróżyWyjątek z rękopisu Aarona Jastrowa`tyBoże Narodzenie 1942 LourdesDzisiaj rano zbudziłem się myśląc o Oświęcimiu.Amerykanom we wszystkich czterech hotelach pozwolono, w drodze wyjątku,iść razem na pasterkę w Bazylice.Towarzyszyli nam jak zwykle nasi w miaręsympatyczni opiekunowie z Surete i gburowaci żołnierze niemieccy, odzeszłego tygodnia chodzący z nami na spacery, zakupy i wizyty u doktora,dentysty czy fryzjera.%7łołnierze byli wyraznie zirytowani, że w samąWigilię wypadła im taka niemiła służba (w Pirenejach na tej wysokości jestbardzo zimno, a oczywiście ani Bazylika, ani foyer hotelowe nie sąogrzewane), kiedy mogliby witać narodziny swego Zbawiciela albo pijaństwem,albo zwierzęcymi uciechami na łonie garstki nieszczęsnych francuskich kurw,jakie tu obsługują zwycięzców.Cóż, Natalia nie chciała iść na pasterkę, aja poszedłem.Bardzo dawno już nie byłem na mszy.W tym mieście pielgrzymek msza jestczymś prawdziwym, z tłumem prawdziwych wyznawców; i ze względu nacudotwórczy przybytek nie brakuje na niej paralityków, kalek, niewidomych,pokręconych, umierających, istna parada okropności; parada okrutnych żartówBoga lub Jego niedołężnych partactw, jeśli poważnie sądzić, że bez Jegowiedzy ani wróbel nie spadnie.Mimo zimna w Bazylice powietrze było majowociepłe w porównaniu z zimnem, jakim przepajała mi serce tocząca się msza:śpiewy, dzwonki, podniesienia, klękania i tym podobne.Grzecznośćwymagałaby, ażeby klękać w odpowiednich momentach, jako że przyszedłem tu zwłasnej woli; jednak mimo niechętnych spojrzeń ja, krnąbrny %7łyd, nieukląkłem.Nie poszedłem też pózniej na wigilijne przyjęcie, wydane dlanaszej grupy w Hotel des Ambassadeurs, gdzie, jak mnie zapewniono, winobędzie obficie płynąć i nie zabraknie czarnorynkowego indyka oraz kiełbasy.Wróciłem do Gallii, odprowadzony do drzwi mego pokoju przez burkliwegoNiemca, któremu śmierdziało z ust.Poszedłem spać i zbudziłem się myśląc oOświęcimiu.Właśnie w oświęcimskiej jeszywie po raz pierwszy wyrzekłem się mojejreligii.Pamiętam to jak wczoraj.Dotąd czuję, jak piecze mnie policzek oduderzenia, które mi zadał maszgiach, nadzorca sali szkolnej, kiedy brnę wśniegu przez plac w naszym mieście, we fioletowy wieczór, wyrzucony z bejtmidraszu za bezczelne bluznierstwo.Od lat nie zdarzyło mi się o tympomyśleć, ale jeszcze i teraz pojawia się to w moim umyśle jako niesłychanaobraza.Może w jakimś większym mieście, jak Kraków albo Warszawa, maszgiachw jeszywie miałby dość rozsądku, aby zbyć moje zuchwalstwo uśmiechem i daćspokój.Całe moje dalsze życie mogłoby się wówczas inaczej potoczyć.A touderzenie stało się gałązką, która zmieniła bieg nurtu.Jakież to niesprawiedliwe! Bądz co bądz był ze mnie grzeczny chłopiec;"jedwabny chłopiec", jak mówi się w jidysz.Przodowałem w wykładni zawiłychrozróżnień prawnych, będących istotą i chlubą Talmudu, subtelnychdystynkcji etycznych, które głupcy nazywają "rozszczepianiem włosa naczworo".W tych argumentacjach kryje się surowa, niemal geometrycznaelegancja, w której człowiek nie tylko rozsmakowuje się, ale zaczyna jejłaknąć.Ja łaknąłem jej i błyszczałem jako student Talmudu.Myślałembystrzej i szybciej niż sam maszgiach.Możliwe, że ten ograniczony, zakutyłeb, ten brodaty dureń w czarnej jarmułce, ucieszył się z okazji, żeby miutrzeć nosa; więc uderzył mnie w twarz, wyrzucił za drzwi i skierował mojestopy na drogę do Krzyża.Pamiętam ten ustęp: strona 111, traktat Ofiary pesachowe.Pamiętam temat:o diabłach, jak ich unikać, pokonywać je i odpędzać zaklęciem.Pamiętam,dlaczego dostałem w twarz.Zapytałem: - Ależ Reb Lejzor, czy naprawdęistnieje coś takiego jak diabły? - Pamiętam, jak ten brodaty głupiecwrzeszczy na mnie, kiedy oszołomiony leżę na podłodze z płonącympoliczkiem: - Wstawaj! Wynoś się! Szajgec! - (Niedowiarku, ohydo!) Iwychodzę, potykając się, na ponury i zaśnieżony Oświęcim.Miałem piętnaście lat.Dla mnie Oświęcim był jeszcze wielkim miastem.Tylko raz byłem we wspaniałej metropolii, w Krakowie.Nasza wieś Miedzice,leżąca o jakieś dziesięć kilometrów w górę Wisły, składała się wyłącznie zdrewnianych chat i krętych, błotnistych dróżek.Nawet kościół w Miedzicach- który my, jako dzieci, obchodziliśmy z daleka, jakby to było siedliskotrądu - zbudowano z drewna.Oświęcim miał proste, brukowane ulice, dużąstację kolejową, domy z cegieł i kamienia, sklepy z oświetlonymi wystawamii kilka murowanych kościołów.Nie znałem dobrze miasta.Wiedliśmy surowo uregulowany żywot w jeszywie,rzadko wyglądając z zaułka, w którym otaczały ją nasz mały internat i domynauczycieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]