[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle złapał się ręką za gardło i runął na piasek.Kapral Halls, podczołgałsię do niego i z trudem odciągnął za niewielką fałdę gruntu.- Atakujcie, atakujcie - mamrotał kapitan, dopóki nie stracił przytomności.Ogień się nasilał.%7łołnierzekulili się za każdą nierównością terenu, za skałą.- No, to przegraliśmy, kapitanie - powiedział Halls do nieprzytomnego Willisa.Na drugim krańcu Berneval dobił do brzegu okręt desantowy dowodzony przez porucznika Henry egoBucke a.Wykorzystali moment, w którym niemieckie trawlery skoncentrowały ogień na ścigaczu komandoraWyburda i oderwali się od konwoju, aby niepostrzeżenie dobić do plaży.O 4.55 rampa okrętu LCA* [* LCA - Landing Craft Assoult (desantowa jednostka szturmowa) -płaskodenny, niewielki okręt z 4-osobową załogą, przewożący do 30 żołnierzy.Rozwijał prędkość do 6węzłów.] opadła i na brzeg zeszło 18 komandosów.Nikt do nich nie strzelał.W pobliżu nie było stanowiskobrony - może dlatego, że tuż za wąską plażą piętrzyła się pionowa ściana skał i Niemcy nie podejrzewali, że wtym miejscu Anglicy mogą zaatakować.Dowódca grupy, major Peter Young, był zdezorientowany; spodziewałsię zaciętej walki.Na wysokim brzegu znajdowała się bateria dział kał.150 mm, której opanowanie lub zniszczeniemogłoby mieć decydujące znaczenie dla całej operacji, ale siły komandosów były bardzo szczupłe: oddziałYounga liczył 18 żołnierzy, uzbrojonych w 10 karabinów, ciężki karabin maszynowy, 6 pistoletówmaszynowych Thompson, 3 pistolety i 2 mozdzierze z niewielką ilością amunicji.W tej sytuacji szaleństwembył atak na stanowiska niemieckiej artylerii, obsługiwane przez co najmniej 200 żołnierzy.Ale Young podjąłwyzwanie.Zostawili mozdzierze na okręcie desantowym, gdyż były za ciężkie, aby taszczyć je ze sobą, i zaczęlimozolnie wspinać się na skałę.Gdy dotarli do pewnej wysokości, okazało się, że dalszej drogi bronią drutykolczaste.Nie mieli ani ładunków wybuchowych, którymi mogliby wysadzić tę przeszkodę, ani też nożyc, byprzeciąć druty.Wydawało się, że to koniec wyprawy, ale jeden z komandosów oparł but na drucie, międzykolcami, podciągnął się, chwycił za drut umieszczony wyżej i centymetr po centymetrze zaczął piąć się do góry.Jego śladem poszli inni i - wykorzystując zasieki jako szczeble drabiny - po 45 minutach dotarli na szczyt.Young przytknął lornetkę do oczu i zaczął lustrować okolicę.Przed nimi były szare, kamienne domywsi Berneval, pośrodku której wznosiła się pękata wieża kościoła.Z lewej strony, między wioską a brzegiem,strzelały działa niemieckiej baterii.Young naprowadził lornetkę na wieżę kościoła.Pod stromym dachem,pokrytym czerwoną dachówką, widać było niewielkie okienka.- Gdyby tam ustawić karabin maszynowy, to moglibyśmy narobić niezłego spustoszenia w tej baterii -powiedział.- Idziemy.Ruszyli w dwóch rzędach przez pole.Szli pochyleni, rozglądając się bacznie.Niemcy mogli się pojawićw każdej chwili.Jednakże środki ostrożności okazały się niepotrzebne.Niemcy byli zbyt zajęci walką zlądującymi oddziałami, aby patrolować okolicę.Po kilkunastu minutach komandosi dotarli do pierwszychzabudowań.Okiennice były pozamykane, a na ulicy nie spotkali żywego ducha.Przeszli kamienistą drogą dokościoła.Przeskoczyli niski mur i podeszli do wieży.Zza drzew okalających kościół wyszedł starzec,prawdopodobnie organista.- Jesteśmy angielskimi żołnierzami - powiedział Young, ale starzec pokręcił tylko głową.Nie rozumiałani słowa, choć wydawało się, że poznaje mundury.- Drzwi.- major wskazał ręką wejście do wieży.- Na górę! - Starzec zrozumiał, ale gwałtowniepokręcił głową i zaczął coś tłumaczyć.- Otwórz.- major wykonał ręką ruch przekręcania klucza.Starzec znowu oponował, ale widzączniecierpliwienie oficera, nacisnął klamkę.Drzwi były otwarte.%7łołnierze weszli do wnętrza i Young pojąłzachowanie starca.W wieży nie było schodów.Niemcy zdemontowali je, by nikt nie dostał się na górę.Nie pozostało nic innego, jak zaatakować baterię z bezpośredniej odległości.Przez pola dotarli doskarpy, z której rozciągał się widok na stanowiska artylerii.Działa były doskonale zamaskowane i osłonięteziemnymi wałami od strony morza.Young uważał, że próba wdarcia się do baterii jest niemożliwa.Było tamokoło 200 żołnierzy, a więc dziesięciokrotnie więcej, niż liczyła ich grupa.Mogli jedynie strzelać do obsługiarmat.Z tyłu działa nie miały osłon, które mogłyby chronić obsługę przed pociskami.Strzelali aż dowyczerpania amunicji.Wyniki nie są znane.Prawdopodobnie ranili kilku żołnierzy niemieckich i zmusili ich doobrócenia jednego z dział w stronę strzelaniny.Jednakże niemieckie pociski szybowały wysoko i eksplodowałydaleko w polu, nie czyniąc nikomu szkody.Young uznał, że działania jego żołnierzy zakończyły się sukcesem,gdyż dość skutecznie przeszkadzali Niemcom w strzelaniu do floty inwazyjnej.Cóż więcej mógł zrobićosiemnastoosobowy oddziałek komandosów bez ciężkiej broni, w obliczu dziesięciokrotnie liczniejszego wroga?Rozpoczęli odwrót.W drodze do plaży jeden z żołnierzy został ranny w wyniku wybuchu miny.I to była jedynaofiara wypadu na baterię w Berneval.Kiedy wrócili do okrętu desantowego, oczekującego ich na plaży, major Young powiedział doporucznika Bucke a:- Zabrałem na brzeg 18 żołnierzy, zrobiliśmy swoją robotę i wracam z 18.Na drugim skrzydle, w rejonie wsi Varengeville, wylądowały dwie grupy z No 4 Commando.Oddziałmajora Dereka Mills-Robertsa sprawnie dotarł do brzegu.Z wąskiej plaży komandosi ruszyli w stronę jednej ztrzech wyrw w skałach.Saperzy założyli ładunki wybuchowe, aby utorować drogę przez zasieki z drutówkolczastych.Eksplozje nastąpiły w momencie, w którym nadleciały samoloty myśliwskie ze 129.dywizjonu irozpoczęły atak na stanowiska niemieckiej artylerii, co zagłuszyło odgłos wybuchu ładunków.Dzięki temukomandosi mogli niepostrzeżenie podejść bardzo blisko niemieckich stanowisk.Okopali się w odległości dwustumetrów od 6 dział kał.150 mm oraz dwóch bunkrów z działami przeciwlotniczymi.O 5.50 rozpoczęli ogień z mozdzierzy.Już po kilkunastu strzałach trafili w podręczny magazynamunicji.Potężny wybuch wstrząsnął powietrzem i działa baterii Varengeville zamilkły.Niemcy rzucili się dogaszenia ognia, który groził kolejnymi wybuchami.W niebo wystrzeliła biała rakieta; znak, że z drugiej stronybaterii nadchodzi oddział podpułkownika Lorda Lovata.Wylądowali o pół kilometra dalej na zachód niż grupaMills-Robertsa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]