[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siostra chrząknęła w sposób, który nikomu nie mógł siępodobać.- A więc stąd całe to zamieszanie - zwróciła się do córki Violet.- Wszystko załatwiono bardzo dyskretnie.- Gregory był corazbardziej poirytowany.259RS- Ale i tak huczało od plotek, jak zawsze - docięła mu Hiacynta.- Daruj sobie kolejne! - ostrzegła ją matka.- Ani nie pisnę - obiecała Hiacynta, całkiem jakby nigdy w życiunie palnęła czegoś nieodpowiedniego.- Och, dosyć tego! - parsknął Gregory.- Przecież zawsze potrafię dochować sekretu - zaprotestowałasiostra - przynajmniej dopóki pozostaje sekretem!- Usiłujesz mi wmówić, że jesteś wzorem dyskrecji? Hiacyntaspojrzała na niego krzywo.Gregory uniósł brwi.- Przestańcie wreszcie! - wtrąciła się Violet.- Od małegowiecznie skaczecie sobie do oczu!Gregory zacisnął zęby i zaczął rozglądać się po sali.Nie lubił,żeby mu przypominano czasy, kiedy chodził w krótkich spodenkach.- Mamo, nie bądz nieznośna! - Hiacynta nie przejęła siębynajmniej upomnieniem.- Gregory dobrze wie, że się z nim drażnię,bo go lubię.-I posłała mu promienny uśmiech.Westchnął.Sam robił to samo, choć nieraz z trudem mógłwytrzymać z siostrą.Byli jednak najmłodszymi z rodzeństwa, a tymsamym tworzyli w jakiś sposób zgraną parę.- Nawiasem mówiąc, on odwzajemnia moje uczucia - tłumaczyłaHiacynta matce.- Ale, jak to mężczyzna, woli o tym nie mówić.- W sumie to prawda - przytaknęła Violet.- A żeby wszystko wyjaśnić do końca - Hiacynta zwróciła siętym razem do brata - nigdy nie targałam cię za włosy.260RSDała sygnał do odwrotu albo w głowie się jej pomieszało!Doprawdy, tego już było dla niego za wiele.- Hiacynta, przecież cię uwielbiam, wiesz o tym.Ciebie, mamo,również.Ale teraz wolałbym stąd pójść.- Poczekaj! - zawołała matka, gdy już się odwracał, gotówodejść.Powinien był wiedzieć, że mu to nie przyjdzie łatwo.- Będziesz mi towarzyszył? - spytała matka.- Z jakiej okazji?- Na ślubie panny Abernathy, rzecz jasna.Zaschło mu nagle wustach.- Panny Lucindy?Matka przyglądała mu się najniewinniej w świecie.- Nie chciałabym zjawić się tam pozbawiona asysty.- W takim razie wez ze sobą Hiacyntę.- Ona także chce tam pójść, ale razem z Garethem.Gareth St.Clair był mężem Hiacynty od blisko czterech lat.Gregory polubił go serdecznie i blisko się z nim zaprzyjaznił, wiedziałwięc dobrze, że Gareth wolałby raczej dać uciąć sobie rękę, niż braćudział w długiej, wielogodzinnej uroczystości.Hiacynta, jak jasno dała do zrozumienia, zawsze interesowała sięjednak plotkami, co oznaczało, że z pewnością nie opuści równieważnego ślubu.Podczas przyjęcia weselnego ktoś mógł wypić zawiele, kto inny zbyt mocno obejmować kogoś w tańcu.Nigdy bysobie nie darowała, gdyby dowiedziała się o tym jako ostatnia.- Gregory.no, a ty? - spytała matka.261RS- Nie pójdę tam.- Ależ.- Nie dostałem zaproszenia.- Pewnie to przeoczenie, które można będzie naprawić,zwłaszcza po wszystkich twoich staraniach.- %7łyczę pannie Lucindzie szczęścia, ale nie mam ochotyprzyglądać się jej ślubowi.Nie lubię sentymentalnych uroczystości.%7ładna z nich się nie odezwała.Zły znak! Spojrzał na siostrę,która zrobiła wielkie oczy.- Przecież ty lubisz śluby.Gregory uznał, że chrząknięcie będzie najlepszą z odpowiedzi.- Ależ tak, przecież je lubisz.Nie możesz.- Hiacynta, jesteś moją siostrą, to co innego.- Owszem, ale dobrze sobie przypominam, że byłeś też na ślubieFelicity Aibansdale.Gregory odwrócił się do niej plecami, żeby się nie zabawiaładłużej jego kosztem.- Mamo, dziękuję za zaproszenie, ale naprawdę nie chcę być naślubie panny Lucindy.Violet już miała mu odpowiedzieć, ale się rozmyśliła.- Trudno.Gregory natychmiast zaczął coś podejrzewać.Ciekawe, co niąkierowało? Nie miał jednak zamiaru zastanawiać się nad tym teraz irezygnować z opuszczenia sali.Podjął decyzję.- Adieu, kłaniam się paniom.262RS- Gdzie idziesz? - zapytała siostra.- No i dlaczego mówisz pofrancusku?- Wykapana mama! - prychnął, a potem zwrócił się do Violet:- Hiacynta coraz bardziej cię przypomina!- Owszem - zgodziła się matka.- Wiem.- Co to ma znaczyć?! - spytała natychmiast córka.- Och, na litość boską, Hiacynto.Gregory skorzystał ze sposobności i wycofał się pospiesznie,gdy skupiły uwagę na sobie.Pojawiało się coraz więcej gości.Lucy mogła wprawdzienadejść podczas jego rozmowy z matką i siostrą, ale w takim raziestałaby jeszcze gdzieś z boku.Ruszył więc ku miejscu, gdziegospodarze witali nowo przybyłych.Nie obyło się bez pewnychprzeszkód, bo po jego miesięcznej nieobecności w Londynie każdymiał mu coś do powiedzenia.- %7łyczę panu powodzenia - mruknął w odpowiedzi lordowiTrevelstanowi, kiedy ten próbował wciągnąć go w rozmowę na tematzakupu konia, na którego nie było go stać.- Z pewnością uda siępanu.W tej właśnie chwili odebrało mu mowę.Dobry Boże, tylko nieto! Nie po raz drugi!- Bridgerton.Tuż przy drzwiach dostrzegł trzech mężczyzn, podstarzałą damę,dwie matrony i.ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]