[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zachowuję się tak w stosunku do niej, bo ona mnie uspokaja.Nigdy się na mnie nie złości.Mogę zrobić wszystko.Czasem mnie ponosi i mam ochotę ją uderzyć.Kiedy do tego dochodzi, ona poprostu uskakuje w bok, zupełnie jak Nagual.W chwilę potem nawet nie pamięta, co zrobiłem.To jestprawdziwy wojownik bez formy.Zachowuje się tak w stosunku do wszystkich.Reszta z nas to żałosnychaos.Jesteśmy naprawdę zli.Te trzy wiedzmy nas nienawidzą, a my odpłacamy im tym samym. Jesteście czarownikami, Pablito.Nie możecie zakończyć tych swarów? Oczywiście, że możemy, ale nie chcemy.Czego od nas oczekujesz? %7łebyśmy byli jak bracia isiostry? Nie wiedziałem, co powiedzieć. One były kobietami Naguala ciągnął a jednak wszyscy oczekiwali ode mnie, że je wezmę.Jak, do jasnej cholery, miałbym to zrobić?! Próbowałem z jedną z nich, a ta parszywa wiedzma omalmnie nie zabiła.Przez to teraz te czarownice dybią na moje życie, zupełnie jakbym popełnił jakąśstraszną zbrodnię.A ja jedynie wykonywałem polecenia Naguala.Kazał mi dążyć do zbliżenia po koleiz każdą z nich, aż będę mógł posiąść je wszystkie jednocześnie.A nie udało mi się nawet zjedna.Chciałem zapytać go o matkę, donę Soledad, ale nie wiedziałem, w jaki sposób wpleść ten tematdo rozmowy.Przez chwilę siedzieliśmy cicho. Nienawidzisz ich za to, co chciały ci zrobić? zapytał znienacka.Zauważyłem szansę, jaką stwarzało mi to pytanie. Nie, wcale nie odparłem. La Gorda wyjaśniła mi ich motywy.Przerażający był tylko atak donySoledad.Czy często ją widujesz?Nie odpowiedział.Spojrzał w sufit.Powtórzyłem pytanie.Nagle spostrzegłem, że jego oczy sąpełne łez, a ciałem wstrząsa ciche łkanie.Wyznał, że kiedyś miał piękną matkę, którą bez wątpienia pamiętam.Miała na imię Manuelita.Byłato święta kobieta, pracowała jak muł, żeby wyżywić dwójkę dzieci.Czuł do niej, kochającej go iwychowującej, wielki szacunek.Niestety, pewnego okropnego dnia jej los się dopełnił i na swojenieszczęście spotkała Genara i Naguala, którzy zniszczyli jej życie.Powiedział z wielkim żalem, żedwa diabły zabrały jego i jej duszę.Zabili Manuelitę, a w zamian zostawili tę okropną wiedzmę,Soledad.Spoglądał na mnie załzawionymi oczyma, mówiąc, że ta szkaradna kobieta nie jest jegomatką.To w żadnym razie nie może być jego Manuelita.Akał niepohamowanie.Nie wiedziałem, jak się zachować.Jego emocjonalny wybuch był takszczery, a wyznania tak przekonujące, że poczułem, jak ogarnia mnie fala współczucia.Myśląc jakprzeciętny cywilizowany człowiek, nie mogłem się z nim nie zgodzić.Rzeczywiście, spotkanie na swejżyciowej drodze don Juana i don Genara wydało mi się w jego przypadku wielkim nieszczęściem.Otoczyłem go ramieniem i omal sam nie wybuchnąłem płaczem.Po dłuższym milczeniu wstał iwszedł do domu.Słyszałem, jak wyciera nos i opłukuje twarz nad wiadrem z wodą.Gdy wrócił, byłspokojniejszy.Nawet się uśmiechał. Nie zrozum mnie zle, Mistrzu odezwał się. Nie obwiniam nikogo za to, co mi się przydarzyło.To było moje przeznaczenie.Genaro i Nagual działali jak nieskazitelni wojownicy, którymi byli.Poprostu jestem słaby, to wszystko.Do tego nie udało mi się wykonać mojego zadania.Nagualpowiedział, że jedynym sposobem obrony przed tą okropną czarownicą jest poskromienie czterechwiatrów i uczynienie z nich moich stron.Nie udało mi się.Te kobiety są w zmowie z Soledad i nie chcąmi pomóc.Chcą, żebym umarł.Nagual powiedział mi też, że jeśli ja zawiodę, ty też nie będziesz miałżadnych szans.Gdyby ona ciebie zabiła, miałem ratować się ucieczką.Wątpił, czy uda mi się dotrzećchociażby do drogi.Mówił, że z twoją mocą i z tym, co ona już wie, jej moc będzie niezrównana.Kiedywięc nie udało mi się poskromić czterech wiatrów, uznałem siebie za martwego.Oczywiście,znienawidziłem te cztery kobiety.Jednak dzisiaj ty, Mistrzu, natchnąłeś mnie nową nadzieją.Powiedziałem, że to, co czuje do matki, głęboko mnie porusza.Zatrwożyło mnie wszystko, co sięwydarzyło, lecz stanowczo upieram się przy tym, iż niemożliwe jest, bym przyniósł mu jakąkolwieknadzieję. Przyniosłeś! wykrzyknął pewnie. Przez cały ten czas czułem się okropnie.Każdemuczłowiekowi ciężko byłoby przejść do porządku dziennego nad tym, że jego własna matka gania go zsiekierą.Teraz jednak ona nie stoi mi już na drodze.A wszystko to tylko dzięki tobie i wszystkiemu, cozrobiłeś.Te kobiety nienawidzą mnie, bo są przekonane, że jestem tchórzem.Nie mieści im się w tychciasnych łepetynach, że jesteśmy inni.Ty i te cztery kobiety w jednej kwestii jesteście inni niż ja,Zwiadek i Benigno.Cała wasza piątka ledwo żyła, kiedy Nagual was znalazł.Powiedział nam, że tyteż chciałeś się zabić.My byliśmy inni.Byliśmy żywi i szczęśliwi.Jesteśmy waszymi przeciwnościami.Wy jesteście zdesperowani, my nie.Gdyby Genaro na mnie nie trafił, byłbym teraz szczęśliwymcieślą.A może bym już nie żył.To nie ma znaczenia.Zrobiłbym tyle, ile bym mógł, i tak byłoby dobrze.Jego słowa wprawiły mnie w zadumę.Musiałem się z nim zgodzić tak jak te kobiety, byłemczłowiekiem zdesperowanym.Gdybym nie spotkał don Juana, bez wątpienia już bym nie żył, ale wodróżnieniu od Pablita nie było mi to obojętne.Don Juan wlał w moje ciało życie i wigor, a w duszę wolność.Słowa Pablita przywiodły mi na myśl coś, co don Juan powiedział kiedyś o pewnym starymczłowieku, moim przyjacielu.Oświadczył z naciskiem, że życie i śmierć nie mają dla tego człowiekawiększego znaczenia.Zmieszałem się trochę tym, co odebrałem jako niefrasobliwość don Juana.Powiedziałem, że bez wątpienia życie i śmierć starego człowieka nie mają większego znaczenia, bonic na świecie nie ma znaczenia, chyba że dotyczy nas osobiście. Ty to powiedziałeś! zawołał i wybuchnął śmiechem. Dokładnie to miałem na myśli.%7łycie iśmierć nie mają dla tego człowieka znaczenia.Mógł umrzeć w 1929 albo 1950, a może będzie żyćnawet do roku 1995.To nie ma znaczenia.Nie robi mu to absolutnie żadnej różnicy.Zanim spotkałem don Juana, moje życie tak właśnie wyglądało.Nigdy nic nie miało dla mnieznaczenia.Wprawdzie zachowywałem się tak, jakby pewne rzeczy były ważne, chodziło jednak tylko oto, by uchodzić za człowieka wrażliwego.Pablito wyrwał mnie z zadumy.Chciał wiedzieć, czy zranił moje uczucia.Zapewniłem, że nic sięnie stało.Aby ponownie zacząć rozmowę, spytałem, gdzie po raz pierwszy spotkał don Genara. Los sprawił, że zachorował mój pracodawca powiedział. W związku z tym musiałem pójść narynek w mieście, żeby zbudować rząd stoisk z ubraniami.Pracowałem tam przez dwa miesiące ipoznałem córkę właściciela jednego ze straganów.Zakochaliśmy się w sobie.Stoisko jej ojcazbudowałem trochę większe od pozostałych, tak byśmy mogli kochać się pod ladą, podczas gdy jejsiostra obsługiwała klientów.Któregoś dnia Genaro przyniósł jakieś zioła handlarzowi z przeciwka ipodczas rozmowy zauważył, że stoisko z odzieżą po drugiej strome przejścia miarowo się porusza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]