[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała o tym ojcu, który jej nie zlekceważył.Był wspaniałym człowiekiem, zewszystkiego mogła mu się zwierzyć.Inni ojcowie krzyczeli lub odmawiali bez żadnegokonkretnego powodu, ale jej ojciec zawsze się uśmiechał i zwracał do niej z czułością. Uważasz, że to dobry pomysł, tatusiu? , spytała, widząc, że daleki od tego, by ją karcić czysię na nią gniewać, podchodzi do tego pogodnie.Oczywiście, że dobry: wszystko, co może jąuszczęśliwić, zawsze uzna za dobre.Niemniej zanim córka podejmie ostateczny krok,powinna się dobrze zastanowić, czy naprawdę tego chce.Pan puka bowiem do wszystkichdrzwi, ale każdy powinien mu służyć na swój sposób.Nie trzeba zostać zakonnicą czyksiędzem, żeby spodobać się Panu Bogu.On sam, na przykład, miał pracownię jubilerską,rodzinny interes, pełen szafirów, turmalinów, granatów, obłych heliotropów, agatów ichryzoprazów.Pracownia jubilerska Aguilar to również jeden ze sposobów, w jaki możnasłużyć Bogu.Przemyśl to, Nieves, chodzi o twoje szczęście.Nie powinnaś spieszyć się zdecyzją, znam cię nie od dziś.Pewnie, że ją znał.Kilka miesięcy temu rozstroiły ją zupełnie pokazane w telewizjizdjęcia z trzęsienia ziemi w Jemenie Północnym.Ofiary liczono w tysiącach, organizacjehumanitarne odwoływały się do ludzkiego współczucia. Dlaczego im nie pomożemy?.Rzuciła to pytanie, kiedy przy obiedzie oglądalitelewizję. Wysłaliśmy już datek , odparła matka.Ale ona nie to miała na myśli. Dlaczegonie damy więcej? Jesteś jubilerem, tato.Możesz sprzedać część pracowni i wysłać pomoc.W końcu to tylko klejnoty.Dlaczego tak nie robimy? Dlaczego nikt nic nie robi? Dlaczego żadenchrześcijanin nic nie robi?. Klejnoty nie są własnością ojca , zaczęła mówić matka, aleojciec przerwał jej i uśmiechnął się. Zgadzam się, oddajmy im wszystko.Ja oddam klejnoty,mama swoje stroje, a ty dasz wszystkie książki z baj kami, łącznie z ulubionymi Baśniami ztysiąca i jednej nocy.I twoje wyjścia do kina, i wakacje..- Chodziło przecież o to, żeby oddać wszystko.Wyzbyć się wszystkiego.Jednegowelonu po drugim.Naszyjników, bransoletek, wisiorków.Pozostać całkowicie nagim,podczas gdy ramiona falują, dłonie układają się jak skrzydła ptaków, a biodra kołysząwężowym ruchem.Ale to nie było poważne.Więc kiedy podrosła jeszcze bardziej (siedemnaście lat),zaczęła chodzić z chłopakiem.Poznała Pabla na kursach przygotowawczych na uniwersytet.Oboje pociągał świat nauk humanistycznych: ona chciała pisać opowiadania, on powieści;ona skończyła na studiach pedagogicznych, on na dziennikarstwie, ale nadal byli razem.Ambitny chłopak, powiedział ojciec owego wieczoru, kiedy Pablo poprosił oficjalnie o jejrękę (z klejnotem zaaprobowanym przez pracownię jubilerską Aguilar).I bardzo inteligentny.Ma przed sobą dziennikarską przyszłość, przekonasz się.A ja? - dopominała się pytającym wzrokiem.Nie zostaniesz w tyle, odpowiadałybłyszczące oczy jej ojca.I błyszczały tak samo, kiedy oznajmiła mu, że zaproponowano jejupragnione stanowisko w Valdelosie.Sonsoles, dyrektorka, złożyła jej gratulacje.SiostraNatividad, odpowiedzialna za rozwój duchowy, nadmieniła, że chociaż Valdelosa nie jestszkołą religijną, stosowano w niej swoistą metodę wychowawczą.Nie zmuszano nikogo, byszedł za głosem powołania, ale dbano, żeby żadna z dziewcząt nie ważyła go sobie lekce.Nie lekceważyła, pomogła jej z uśmiechem.Siostra Natividad zmarszczyła brwi.- Można powiedzieć  lekceważyła ?- Tak, siostro.Nadal śniła o welonach, ale już nie o tańcu.Tylko o welonach.A raczej: o jednym,białym, świetlistym welonie.Widziała, jak faluje na czarnym tle, unosi się nieskazitelny, lekki w pustej przestrzeni.Nigdy nie mogła go schwytać, choć próbowała raz po raz.Wiązała te sny ze zbliżającą siędatą ślubu.Zlubu w białej sukni z welonem i klejnotami.Zachowała w pamięci obrazy z tego doniosłego aktu połączenia: matka w brokacie,teściowa w cekinach.Miesiąc miodowy w Fezie i w Kairze.Czuła kadzidła ze starych drzewOmanu.Tancerek jednak nie było.Odkryła, że jest bardzo zazdrosna. Pózniej, dużo pózniej, matka zapytała o coś, co ojciec również chciał wiedzieć.Wrzeczywistości naprawdę wszyscy chcieli wiedzieć, wszystkich to martwiło.Matka byłarzecznikiem rodziny, jej usta przemawiały zgodnym chórem głosów, których nie mogłazlekceważyć.Doskonale pamiętała rozmowę: w kuchni, przy otwartych drzwiach lodówki, wdniu sześćdziesiątych urodzin ojca.Były tak zdenerwowane, tak skupione na tym, żeby ichnikt nie usłyszał, że żadna nie pamiętała o zamknięciu drzwi lodówki, i zanim się spostrzegły,zdrętwiały od zimnego powietrza.To nie tak, jak myślisz, mamo, powiedziała.Nie stosują zPablem środków wymierzonych przeciw życiu.Byli u lekarza, czekali na stosowną okazję, żeby im to powiedzieć.Problem tkwił wniej.Jej komórki nie były płodne.Nie mogła.Nigdy nie będą mogli.Trzęsła się z zimna.Matka przytuliła ją.Uspokój się, Nieves, uspokój, malutka, w dzisiejszych czasach nawszystko znajdzie się jakiś sposób.Możecie przecież zaadoptować.Pablo nie chce, powiedziała.Pochyl z pokorą głowę, nakazało życie, klęknij i pochyl głowę.Nie zmusiło jej jednakdo uległości, do poddania się, do rezygnacji z wyznaczonych celów.Mogła jeszcze podnieśćoczy.Choćby tworzone w Valdelosie przez nauczycieli, rodziców i uczennice wolontariaty,które podejmowały społeczne działania mające na celu walkę z narkomanią oraz pomocstarcom i dzieciom z problemami.Praca ta pochłaniała jej większość wolnego czasu, ale nie miało to dla niej znaczenia.Czasu miała aż nadto: Pablo, od kiedy pracował w tym swoim ważnym piśmie, ciągle miałmnóstwo spraw do załatwienia.Czasem wracał do domu nad ranem, czasem nie było go przezcały weekend.Swoją samotność mogła więc zainwestować w coś pożytecznego.To właśnie wtedy poznała światło nocy, a koty spadały deszczem na dach.Pierwsze, co zrobiła po przeczytaniu opowiadania, to umówiła się na rozmowę zprofesorem Cevałlosem, opiekunem dziewczynki.W Valdelosie nauczyciele o najdłuższymstażu dzielili między siebie obowiązki wychowawców.Każdy uczeń miał własnego opiekuna,profesorowie zaś mogli mieć kilkoro podopiecznych.Kontrolowali ich postępy w nauce,obserwowali, jak gałąz rośnie, i korygowali jej krzywizny.Cevallos, matematyk zwykształcenia, był wyraznie zaniepokojony - żeby nie powiedzieć oszołomiony czywstrząśnięty.Chodzi o wyjątkową uczennicę, wyjaśnił, najlepszą w klasie, może nawet wcałej szkole, jedyny w swoim rodzaju przypadek.Bardzo cicha, wręcz za bardzo, choć to niebyło jeszcze takie złe.Zła była jej fantazja, jej obsesja na punkcie opowiadań.Cevallosprzeczytał jedno z nich; wywarło na nim niesamowite wrażenie.Były bardzo dziwne.Próbował, najpierw na zebraniach omawiających szkolny regulamin, potem na godzinach wychowawczych, a na koniec na konsultacjach, przekonać ją, żeby się tym nie zajmowała.Dziewczyna nigdy nie mówiła nie, ale podejrzewał, że nie zwracała uwagi na jego zalecenia.Cevallos był uprzejmym, łysym, roztrzęsionym człowiekiem.Dobrym, ale niecoegzaltowanym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed