[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kniaz wasoczekuje! Kniaz wam nie dozwoli!Skalne robaki na czole mniszka zafalowały gwałtownie, lecz, jakby na przekórzłowrogiemu piętnu, jego twarz pobladła ze strachu.Był bardzo młody i nie sądziła,aby wiele znaczył w orszaku zwierzchnika świątyni.Teraz jednak zabrakło uścieskichdostojników.- Mogę - odpowiedziała spokojnie.- Kto mnie zatrzyma? Przecież nie wy.Zbytdobrze pamiętacie, co się zdarzyło w wieży Nur Nemruta.Skulił się, jak po uderzeniu w twarz.%7ładen ze sług Zird Zekruna nie napominałni słowem o ruinach spichrzańskiego przybytku.Nie czyniono jej wyrzutów, nienaznaczono pokuty, choć w Uścieży karano ją za przewiny mniejsze niż odwiedzenieświątyni obcego boga.Z pozoru wszystko było jak dawniej i kiedy tylko książęEvorinth oczyścił miasto z buntowników, wraz ze świtą pociągnęła na północ,najkrótszą drogą ku %7łalnikom.Lecz zgadywała, że coś się odmieniło, minęłobezpowrotnie.Słudzy bogów muszą wiedzieć o odejściu Nur Nemruta, myślała zestrachem.I najwyższym żalnickim kapłanie, którego głowę wydobyto spod ruin wieży.Głowę uciętą mieczem rudowłosej Zwajki.Nie znała go dobrze, choć na czas wyprawy do Gór %7łmijowych został jejspowiednikiem.Nie znaczyło to wiele: codziennie wieczorem przyklękała przedwysokim człowiekiem w brunatnej szacie i prosiła o wybaczenie za grzechy.Lecz jejspowiedz była jedynie recytacją martwych fraz, zaś kapłan, który ich słuchał,pozostawał równie obojętny, jak wszystko inne.Naprawdę ważna była jedynie jegociemna, świątynna kapica.I znamię skalnych robaków falujące w rytm jejmonotonnych słów.Jednakże dojrzała w nim coś odmiennego niż we wszystkich poprzednichspowiednikach.Nie potrafiła dokładnie powiedzieć, co.Może owe ukradkowe,badawcze spojrzenia, którymi ją obdarzał, kiedy klęczała przed nim, z kolanempulsującym bólem od chłodu kamiennej posadzki.Nie była to nienawiść do córkidawnego żalnickiego pana, która przyszła na świat w przybytku Bad Bidmone, wistocie bowiem nie pamiętała czasów przed najazdem frejbiterów i nawet twarzerodziców zatarły się w jej pamięci.Lecz zwierzchnik uścieskiej świątyni znał ją zbytdobrze, by ulegać podobnym złudzeniom.Nie lękał się przeszłości i sądziła, żesprzymierzył ze sługami Zniącego raczej z powodu tego, co miało nadejść, niż tego,co minęło.Czemu przyczaił się pośród zwierciadeł, pomyślała, w których SzalonaPtaszniczka nosiła moją twarz? Jakby przypuszczał, że tam przyjdę.Jakby na mnieczekał.Dlaczego? Po to, by jeszcze raz usiłować mnie zabić, skoro poprzedniegodnia zwajecka kniahinka powstrzymała morderców na schodach książęcej cytadeli?Czy wręcz przeciwnie, by odsunąć mnie od rudowłosej niewiasty, która wygrażałabogom i głośno mówiła o zagładzie przepowiedni?Jaśminowa wiedzma powiedziała, że słudzy Zird Zekruna obawiali się jejbardziej niż kogokolwiek innego.Bardziej niż rudowłosej córki Suchywilka, w którejżyłach krążyła krew Iskry i która rzuciła im otwarte wyzwanie, zabijając najwyższegoz żalnickich kapłanów.Bardziej nizli błękitnookiej wiedzmy, która przemawiałagłosem bogów, wieszcząc przyszłość Krain Wewnętrznego Morza.Zarzyczka niepotrafiła tego zrozumieć.Nie sądziła, aby młody mniszek o gładkiej twarzy dziecka mógł odpowiedziećna któreś z jej pytań.Lecz skrytobójcy, którzy niemal dostali ją w wigilięspichrzańskiego karnawału, byli prawdziwi i najpewniej nie najęto ich dla zabawy.Podobnie, jak nie mogła nazwać złudzeniem zwalonej wieży boga i tuzinapomorckich kapłanów, którzy cichutko i niezrozumiale pomarli tamtej nocy.- Zostanę w klasztorze - ciągnęła.- Muszę odpocząć.Pomyśleć.Wsamotności.- Kniaz.- zaczął znów kapłan.- Kniaz będzie wiedział, gdzie jestem - odpowiedziała, świadoma, że tylkopogłębia jego strach: słudzy Zird Zekruna wciąż nie rozumieli istoty więzi łączącychjaz Wężymordem.Zresztą, pomyślała cierpko, czy sama je rozumiem?Nie ośmielił się jej zatrzymać, co więcej, nie oponował nawet wówczas, kiedyodmówiła przyjęcia do świty któregokolwiek spośród ocalałych kapłanów.Orszakodprowadził ją do wejścia w dolinę i ani kroku dalej, jakby mogło spaść nańniewidzialne przekleństwo owego dziwnego miejsca.Udała, że nie dostrzega, jaksłudzy Zird Zekruna potajemnie czynią znaki odpędzające zły urok.Zmilczałabłogosławieństwo, którym obdarował ją na pożegnanie zestrachany mniszek, i kazałasługom ruszać, nie oglądając się ku garstce kapłanów w brunatnych szatach.Nigdy nie rozumiała, dlaczego Wężymord pozwolił temu miejscu istnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]