[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle że mamusia już nie żyła, a czas dziecka takżedobiegał kresu.Dicky Redcar zawiadomił policję o zniknięciu żony o jedenastej piętnaście.Wkrótce dwóch policjantów z patrolu natknęło się na range rovera pozostawionegoprzy drodze.Była jedenasta czterdzieści dziewięć.Uznali, że właścicielka albo wyszła naspacer, albo do kogoś w odwiedziny.Nie było powodów, żeby zakładać, że zdarzyło sięjakiekolwiek nieszczęście.O pierwszej dwadzieścia pięć postanowiono przeczesać terenwokół samochodu.Zwłoki matki i dziecka znaleziono krótko po drugiej.O piątej trzydzieści nad ranem Kate obudził telefon z komisariatu.Informacja byłakrótka: Rozpruwacz z Grantley postanowił rozszerzyć obszar działania.Zlady DNA nakobiecie nie pozostawiały wątpliwości: to był ten sam człowiek, który dotąd mordował wGrantley.Obok miejsca zbrodni pozostawił ślady opon swojego samochodu.Jak zauważył Caitlin, dopóki nie znajdzie się konkretny samochód, ślady opon będąznaczyć tyle, co szczyny w oceanie.Lecz w końcu ile ciemnych limuzyn może byćzarejestrowanych w okolicy, na miłość boską! Kate ujrzała zbliżający się samochód Fredericka Flowersa i ciężko westchnęła.Zjeżdżają się VlP-y.A to znaczy, że informacja o podwójnym zabójstwie dotarła już dodziennikarzy.Dicky Redcar był w szoku.Pozostałą trójkę jego dzieci zabrali z domu krewni.Jegosiostra chciała przy nim zostać, ale potrzebował samotności.Siedział w gabinecie z fotografią Cynthii i Jamesa na kolanach.Słyszał Majora,jednego ze swych koni, cicho rżącego za oknem.Fotografia przedstawiała Cynthię przytrzymującą małego Jamesa na kucyku.Jakpozostałe ich dzieci, trzymał się na końskim grzbiecie doskonale, jakby się na nim urodził.Jedenastoletnia Rosie odnosiła już sukcesy w zawodach jezdzieckich dla dzieci.Dziewięcioletni Jeremy szedł w jej ślady.Nawet pięcioletnia Sara dosiadała konia.Towłaśnie stanowiło treść życia Cynthii i Dicky ego: konie, dzieci i miłość.Powróciwszy z Falklandów, Dicky zrezygnował z kariery w armii i osiedlili się zCynthią na wsi, żeby wreszcie zaznać smaku  prawdziwego życia , jak to ujmowali.Wwojsku Dicky dość już napatrzył się na masakrę i śmierć.Nie spodziewał się, że dopadnie gotakże w jego własnym domu.Ktoś zapukał do drzwi i Dicky zamknął oczy.Raczej wyczuł, niż dostrzegł, cień na szybie i odruchowo podniósł głowę.Za oknemstali dwaj mężczyzni i uśmiechali się do niego.Do diabła, kto to taki?Wstał i otworzył okno, kładąc fotografię na parapecie. O co chodzi? Dzień dobry. Mężczyzna, który do niego przemówił, był wysoki i szczupły.Do ustprzyklejony miał uśmiech. Czy moglibyśmy chwilę porozmawiać?Drugi mężczyzna uniósł aparat fotograficzny i błyskawicznie zrobił zdjęcie.Lampabłyskowa na chwilę oślepiła Dicky ego.Cholerni dziennikarze! Odejdzcie stąd.Zostawcie mnie w spokoju.Nie mam nic do powiedzenia. Proszę pana, chodzi nam o kilka informacji.Pięć minut i sobie pójdziemy.Dicky cofnął się od nich jak od zarazy.Chcąc wyjść z pokoju, zawadził o krzesło.Dwaj mężczyzni nadal stali w miejscu.Wzruszyli ramionami.Ten wysoki wyciągnął rękęprzez otwarte okno i podniósł z parapetu fotografię. Popatrz, co znalazłem. Uniósł brwi z zadowoleniem. Niezle to wygląda.Patrz,babka jest całkiem do rzeczy.Tylko twarz dzieciaka jest jakby zamazana.Chodz, pogadamy z sąsiadami, może coś z nich wyciągniemy.Mam nadzieję, że facet był bohaterem wojennym,takie opowieści zawsze dobrze się sprzedają.Dziennikarze odeszli od okna.Major znów cicho zarżał, zastanawiając się, gdzie jest jego pani.Przecież co ranoprzynosiła mu marchewkę.Patrick szalał.Nie spał od czasu, kiedy opuścili dom George a Markhama,poświęcając całą energię na zbieranie wszelkich możliwych informacji na jego temat.Teraz siedział w samochodzie przed Kortone Separates, czekając, aż ludzie zacznąprzychodzić do pracy.Adres i numer telefonu znalazł w notesie Elaine.Wkrótce dobrze zbudowany, lekko łysiejący mężczyzna podjechał na parking fordemgranadą i Patrick wysiadł z rolls-royce a.Natychmiast uderzył go chłód wczesnego poranka,zamieniając jego oddech w parę tak gęstą, że można było odnieść wrażenie, iż właśnie zapaliłpapierosa. Przepraszam.Chciałbym zamienić z panem kilka słów.Peter Renshaw odwrócił się i popatrzył na niego.Na jego twarzy pojawiło sięzdziwienie, kiedy zobaczył rolls-royce a.Czego ten facet mógł chcieć? Słucham pana.Czym mogę służyć? Czy pan tutaj pracuje?  Patrick ruchem głowy wskazał na fabrykę po drugiej stronieulicy. Tak?  Było to raczej pytanie, postawione przez trochę zdezorientowanegoczłowieka. Czy przypadkiem zna pan George a Markhama?  Głos Patricka był przyjazny,przyjazny i neutralny.Mężczyzna jakby się odprężył. Starego Georgiego? Znam go doskonale.Patrick obdarzył go szerokim uśmiechem.Otworzył drzwi rollsa i wsiadł do środka, zapraszającym gestem nakłaniając PeteraRenshawa, żeby uczynił to samo.Peter wcisnął się do rollsa bez cienia strachu.Doceniał luksus tego pojazdu i zprawdziwą satysfakcją usiadł na skórzanym fotelu. Urocza maszyna. Dziękuję.Napije się pan czegoś?  Otworzył mały barek.Zawsze robił wrażenie naludziach, szczególnie jeżdżących starym fordem granadą.  Trochę na mnie za wcześnie, jest dopiero ósma dwadzieścia. Jasne. Patrick nalał brandy tylko sobie i zaczął dłonią ogrzewać alkohol wkieliszku. Nazywam się Patrick Kelly.Być może pan o mnie słyszał. Na twarzy Renshawanatychmiast pojawił się wyraz zaniepokojenia. Spokojnie, nie mam do pana żadnychpretensji.Interesuję się George em Markhamem. Starym Georgiem , jak to pan powiedział,panie.Peter Renshaw pożałował teraz, że nie przyjął drinka.Zainteresowanie PatrickaKelly ego oznaczało kłopoty.Czego, do diabła, mógł chcieć od George a? Renshaw.Peter Renshaw.Właściwie nie znam George a dość dobrze.Zaczął bełkotać coś bez ładu i składu.Patrick nalał brandy do drugiego kieliszka iwręczył mu. Peter, wydaje mi się, że musimy dłuższą chwilę porozmawiać.Mogę ci mówić poimieniu?Renshaw pokiwał głową.Patrick Kelly mógł sobie mówić do niego, jak tylko chciał!Willy włączył silnik. Dokąd.Dokąd pan mnie zabiera? Jedynie na małą przejażdżkę.Uspokój się.Myślę, że jesteś rozsądnym człowiekiem.Mam nadzieję, że mogę ci ufać. Grozba w jego słowach była aż zanadto czytelna. Mogęczy nie mogę?Peter jednym haustem wypił zawartość kieliszka. Może mi pan ufać, panie Kelly. Ty także mów mi po imieniu.Jestem Pat.Wszyscy przyjaciele tak się do mniezwracają, a chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi, Peter.Zacznijmy teraz od początku.Chciałbym,żebyś mi opowiedział wszystko, co wiesz o George u Markhamie. Po co?  Peter wyrzucił to z siebie, zanim na dobre zdał sobie sprawę z tego, copowiedział. Ponieważ, Peter, bardzo cię o to proszę.Moim zdaniem ten powód wystarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed