[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— No cóż, raz lepiej, raz gorzej — odparł pastor, uśmiechając się.Ojciec Tim siedział przy biurku w salonie, gdy zadzwonił telefon.— Timie, mój drogi! — powiedział radosny głos.— Zgadzamy się, że Barnaba jest cudownympsem i wesołym kompanem, ale jak to się stało, że tak łatwo zastąpił dwoje starych przyjaciół?— Marge! Myślę o tobie codziennie i zawsze modlę się za ciebie i Hala.Ale, oczywiście, wytego nie możecie wiedzieć.Proszę, wybaczcie mi.— Wybaczyć ci, rzeczywiście! Twoją karą są szarlotki z jabłek „Baxter", które, jak słyszałam,zamroziłeś w ilościach hurtowych.Pastor roześmiał się razem ze swoją pierwszą przyjaciółką w Mitford.— Hal będzie w mieście w piątek, żeby załatwić kilka spraw — powiedziała Marge.— Możeprzyjechałbyś z nim razem z Barnabą i został u nas na noc i większość soboty?— Cóż, ja.L R— Czy może przyjechać po ciebie około czwartej?— Cóż.— powiedział ojciec Tim, myśląc o różach, które powinien przesadzić, i o angielskimbluszczu, który powinien wykopać i wsadzić do doniczek, i o plamach na dywanie, które zgodnie zobietnicą daną Puny powinien wywabić, i o kąpieli Barnaby, której nie powinien już dłużej odkładać, io czasopismach i magazynach, które nagromadziły się na jego biurku, i o nowym kasku, który powi-nien zamówić, i o grządkach z bylinami, którymi powinien się zająć, i o listach, na które powinien od-powiedzieć.Nagle jego wzrok spoczął na leżącym przy łokciu, otwartym Piśmie Świętym.„Nie gardź swo-im i ojca przyjacielem." — zaczynał się werset z Księgi Przysłów.— W porządku.Będę na niego czekał — obiecał.Następnego ranka pastor przeszedł po aksamitnej zielonej kościelnej murawie i skręcił za ro-giem, na wschodniej ścianie Lord's Chapel, poszukując Russella Jacksa.Tam znalazł starego kościel-nego, który właśnie oliwił starą kosiarkę.— Russellu, jak się masz dzisiejszego ranka? Russell wstał wolno i ściągnął zniszczony kape-lusz.— Cóż, ojcze, nie ma spoczynku dla potępionych, a prawi go nie potrzebują.— Mądre słowa!— Już niedługo liście będą spadać z drzew tonami — oznajmił poważnie Russell, spoglądającna koronkowy sufit utkany z ramion dębu i klonu.— Chciałbym cię o coś poprosić — powiedział ojciec Tim.— Jeśli nie masz nic przeciwko roz-staniu się ze swoim wnukiem, chciałbym wypożyczyć go w piątek po południu.Odstawiłbym go wsobotę przed zmierzchem.— Będę bardzo wdzięczny!— Jadę na farmę, na której jest cała masa krów, koni i psów.Są tam też drzewa, na które możnasię wspinać, więc pomyślałem, że mogłoby się tam spodobać Dooleyowi.— Szczerze mówiąc, byłoby to dla mnie prawdziwym wybawieniem.Wykończył mnie już pra-wie całkowicie.Powiedzmy, że jest dość dorosły, by chcieć prowadzić, ale nie dość wysoki, żeby się-gnąć pedałów, jeśli rozumie ojciec, o co mi chodzi.— Nie widać jakoś po tobie tego zmęczenia — stwierdził pastor, któremu spojrzenie staregomężczyzny wydało się jakby młodsze.Ojciec Tim przyglądnął się nawozowi, który Russell rozkładał pod rododendronami rosnącymipod oknami.W miejscach, gdzie nawóz nie został jeszcze położony, pastor zauważył coś dziwnego.— Russellu, to wygląda jak popiół.Czyżbyś specjalnie sypał popiół pod nawóz?— Nie.Oczywiście, że nie.Pastor nie był wyznawcą szkoły sypania popiołu pod każdy krzew w ogrodzie.Wyciągnął ło-L Rpatkę z zielonego wiklinowego koszyka na narzędzia i odgarnął na bok kupkę popiołu przykrywającąkorzenie rododendronu.— Wygląda na to, że ktoś pozbył się tutaj popiołu z ogrodowego grilla.— W dzisiejszych czasach ludzie są zdolni do wszystkiego.— Gdybyś zauważył popiół jeszcze gdzieś w pobliżu, daj mi znać.Nie używaliśmy kominka jużod kilku lat i nie wiem, skąd ten popiół mógł się tutaj wziąć.Pastor podniósł się i wytarł ręce w świeżo wyprasowaną przez Puny chusteczkę.— Cóż, Russellu, pielęgnuj nasze rośliny tak wspaniale jak do tej pory.To dzięki tobie naszogród stał się prawdziwą atrakcją turystyczną i chciałbym, żebyś wiedział, że wszyscy to doceniamy.Russell przyłożył kapelusz do piersi.— Czy zgłosił już pastor na policję ten wyłamany zamek?— Muszę powiedzieć ci prawdę.Nie zgłosiłem.Pastor domyślał się, że według Russella zwłoka w poinformowaniu o tym zdarzeniu policji za-chęci kogoś do ponownego włamania.— Odpocznij trochę, gdy Dooley pojedzie ze mną na farmę.— Zamierzam ugotować sobie warzywa i usmażyć ładną sztukę mięsa! Tak, to właśnie zamie-rzam zrobić! — powiedział Russell z zapałem.— Mam już dość chleba z masłem orzechowym i mar-moladą.Gdy w piątek pastor przyszedł do domu na lunch, Puny prasowała koszulę i spodnie na szel-kach, które Dooley zostawił, idąc na spotkanie z panną Sadie.— Idealny strój na farmę! — ocenił z zadowoleniem pastor.— Żałuję, że z nami nie jedziesz,Puny.— Nie lubię farm — odpowiedziała z niezwykłą stanowczością.— Cały czas trzeba uważać,żeby w coś nie wdepnąć.— Jestem pewien, że spodobałoby ci się w Meadowgate.— Praca, wokół której kręci się cały dzień.I ani chwili odpoczynku! Nie pojedziesz ani doAsheville, ani nad Lake Lure, ani nigdzie indziej, zawsze musisz myśleć o zwierzętach.Te kobietymieszkające na farmach, które widziałam, wyglądają w moim wieku jak swoje własne babcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]