[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała tylko, że zdąża tam, gdzie otrzymapomoc.Miejsce jej ciała było w Claysville. No ale przyszłam odpowiedziała panu Montgomery emu.Weszła do sali pożegnań, gdzie czekał.Kiedyś żegnała tupewnego wujka, który zginął w wypadku po nadużyciu alkoholu i ktowie, czego jeszcze.Pomieszczenie pachniało tak samo, jak wtedy wpowietrzu unosiła się woń kwiatów i czegoś słodszego.Myślała wtedy, żeten mdlący, przesłodzony odór to zapach śmierci.A potem umarła.Terazjuż wiedziała, że śmierć pachnie niekiedy miedzią i liśćmi. Mogę ci pomóc. Jego głos brzmiał pewnie i dodawał otuchy. Jak? Pomogę ci się dostać tam, gdzie powinnaś być powiedziałWilliam.Gdyby nie lekkie drżenie rąk, Daisha pomyślałaby, że nie robina nim wrażenia.Pokręciła głową. - Tamta kobieta, która próbowała. Zabiłaś Maylene. Chciała mnie nakarmić szepnęła Daisha.William podniósł głos: Więc ją zamordowałaś.Zmarszczyła brwi.Nie tak miało to wyglądać.Nie spodziewała się, żebędzie tak surowy.Maylene taka nie była. Co jeszcze mogłam zrobić? Nie protestowała.Pytała.Williamjednak zdawał się tego nie dostrzegać.A Maylene owszem.Zrozumiała,zanim umarła.Maylene zaproponowała Daishy whisky z wodę. Jestem za młoda na coś takiego.Maylene uśmiechnęła się. Tamte zasady raczej cię już nie dotyczę. Dlaczego? Dobrze wiesz, dlaczego powiedziała Maylene łagodnie, leczstanowczo. Wypij.To ci pomoże.Daisha wzięła szklankę i wychyliła jej zawartość.Nie paliła jaktypowa whisky, raczej spływała ciężko niczym jakiś syrop, po gardle aż dożołędka. Paskudztwo. Rzuciła szklankę w ścianę.Maylene nalała kolejnę iwzniosła ję jak do toastu. Chyba mnie w końcu dostaniesz, stary draniu. Opróżniłaszklankę i spojrzała na Daishę. Daj sobie pomóc. Przecież mi pomagasz. Potrzebuję twojego zaufania.Gdybym wiedziała, że.odeszłaś,zaopiekowałabym się twoim grobem.Wcięż jeszcze możemy to zrobić.Powiedz mi tylko, gdzie. Moim grobem. Daisha cofnęła się.Prawda, która dotęd nieprzybrała konkretnej formy, nagle ję uderzyła.Moim grobem.Spojrzałana swoje ręce.Paznokcie miała brudne.Ale przecież znikad niewypełzała.Być może nie pamiętała wszystkiego, ale tego akurat byłapewna. Me byłam w grobie. Wiem. Maylene nalewała kolejnę porcję, przechylajęc nadszklankę obie butelki naraz. Dlatego tak bardzo chce ci się pić.Umarlizawsze tak maję, jeśli nie zadba się o nich we właściwy sposób. Aleja. Daisha wlepiała w nię wzrok. Ja nie jestem.Mayleneodkroiła grubę kromkę chleba, położyła ję na talerzui polała miodem.Przesunęła talerz w stronę dziewczyny.Czubkamipalców niemal dotykała rękojeści noża. Jedz. Ja nie.Jak mogę nie żyć, skoro jestem głodna? Daisha jednakwyczuła prawdę w słowach Maylene.Ona wiedziała.Kobieta wskazała głowę talerz i szklankę. Jedz, dziecko. Nie chcę być martwa. Wiem. I nie chcę leżeć w grobie. Daisha odsunęła się gwałtownie odstołu.Krzesło upadło tyłem na podłogę.Maylene nie reagowała. Ale tobie właśnie o to chodzi, nie? Dziewczyna naglezrozumiała.Wiedziała, dlaczego tu przyszła, wiedziała, dlaczego starszapani daje jej whisky i chleb. Takie jest moje zadanie. Maylene wstała. Pilnuję, żeby umarlipozostawali na swoim miejscu, a jeśli się budzę, odsyłam ich z powrotem.Nie powinni byli cię zostawiać poza Claysville.Nie powinni byli cię. Zabijać.Nie należało mnie zabijać. Daisha cała się trzęsła.Wgłowie jej huczało, jakby miała tam brzęczęcy głośno rój pszczół, i niemogła pozbierać myśli. Tego właśnie chcesz.Chcesz mnie zabić. Ty już nie żyjesz.Zanim się spostrzegła, klęczała nad Maylene na twardej podłodze. Nz'e chcę być nieżywa. Ja też nie uśmiechnęła się Maylene.Krew ciekła jej z nacięciaprzy oku. Ale ty, moje dziecko, już jesteś martwa. Dlaczego ty? Dlaczego przyszłam właśnie do ciebie? Nie mogłamsię powstrzymać wyszeptała Daisha. Jestem Opiekunkę Grobów.To moje zadanie.Umarli przychodzędo mnie, a ja im pomagam. Odsyłasz nas z powrotem. Słowa, picie i jedzenie mruknęła Maylene. Dałam ci wszystkietrzy.Gdybyś została tu pochowana.Daisha weszła powoli w głąb sali.Przez cały czas obserwowałaWilliama.Nie wyglądał groznie, ale pewności mieć nie mogła. On nie wie, kim jestem.ten drugi Grabarz.Nie ma pojęcia o całejtej sprawie domyśliła się.Zrobiła krok naprzód.William się nie cofnął, ale napięcie jego ciałasugerowało, że chciałby.Oczy mu się zwęziły. Ich do tego nie mieszaj.Daisha przeciągnęła ręką po oparciu krzesła stojącego obok. Nie mogę.I dobrze o tym wiesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]