[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W powietrzu wisiało napięcie.Może zadziałało pra-wo dżungli, gdzie jeden drapieżnik wyczuwa drugiego, groz-niejszego, w każdym razie goryle Lloyda obejrzeli Matta odstóp do głów i od razu poznali w nim zawodowca.Jeden szepną!coś Lloydowi do ucha.-Brat? - rzekł Lloyd i skrzywił się, podając rękę Mattowi: - Niewiedziałem, że van der Bollen ma więcej niż jednego dziedzica.Matt usiadł i Jason odebrał to jako sygnał do przejęcia pałeczki.Zauważył, że brat wziął Ginny za rękę, żeby uścisnąć ją ostrze-gawczo, gdyby chciała się wtrącić.Ginny uśmiechnęła się i ski-nęła głową, uznając prawo Jasona do zapanowania nad sytuacją.Jason przeniósł spojrzenie na bratanka, który skulił się w dużymfotelu i udawał, że go nie ma, bo nie chciał zostać odesłany nagórę.Jason iriusiał się skupić, żeby przypomnieć sobie słowaLloyda.- Nie mylisz się, jest tylko jeden dziedzic: pierworodny synMatt.SRKolejna niespodzianka, pomyślał Lloyd.Nie podoba mi się to.A więc nie jesteś właścicielem winnicy i ziemi, którą jestemzainteresowany?Winnica, dom i ziemia wokół nie są moje.Ale działka, któraciebie interesuje, owszem.Ponieważ nie poprosił Lloyda i jego ludzi, żeby usiedli, mógłnadawać ton rozmowie.- Mieszkasz tutaj? - spytał Lloyd.Detektywi spieprzyli robotę.Nie uszło jego uwagi, że nie po-proszono go, aby usiadł.-Nie.Mam dom po drugiej stronie drogi.Zechcesz przedstawićswoich.asystentów?Lloyd wzruszył ramionami.Pomieszano mu szyki, więc trochęsię zapomniał.Paul i Booth - powiedział.Czym mogę ci służyć, Lloyd? Zdawało mi się, że jasno przed-stawiłem sprawę twojemu agentowi i tobie.Ziemia nie jest nasprzedaż.Lloyd uśmiechnął się, butny i pewny siebie.Wszystko jest na sprzedaż, Jason.To tylko kwestia ceny.Moja ziemia nie jest na sprzedaż - powtórzył Jason.Jericho nauczył go gry w pokera, blefowania i śledzenia prze-ciwnika, który najmniejszym gestem może zdradzić, jakie trzy-ma karty.Intencje Lloyda można było poznać po tym, jak prze-stąpił z nogi na nogę i zacisnął pięści w kieszeniach.Jason stałoparty o ścianę, z niedbale założonymi rękoma i rozbrajającymUśmiechem.-Nie róbmy ceregieli - rzekł ostro Lloyd. Przez uprzejmość iprzez wzgląd na przyjazń łączącą ciebieSRz moją siostrą i ojcem przyszedłem i osobiście składam ciofertę, zamiast przysłać jakiegoś nadgorliwego plenipotenta.Gotów jestem podwoić cenę, ale na więcej nie licz, stary.Zadziesięć hektarów to aż nadto.Przyznaję, że tak.Prawdę mówiąc, stary, twoja pierwsza ofertabyła aż nadto hojna za skalisty ugór i trochę drzew.Ale to niety, Lloyd, składałeś mi tamtą propozycję.Schowałeś się podpłaszczykiem podstawionej spółki.Chciałeś wkraść się do spo-łeczności, wykupić ziemię i rozpocząć budowę supermarketu,nie zważając, jakie to wywoła skutki dla Dwóch Rzek i wszyst-kich małych miasteczek w okolicy.- Jason odepchnął się odściany i opuścił ręce.- Nie chcę tu interesu Holcombe'a.Wła-śnie dlatego ziemia nie jest na sprzedaż.Nie będziemy zmieniać planów.Wiesz, Jason, kiedy ojciec po-wiedział, że chce wypróbować rynek w Teksasie, pomyślałem otobie i twoich małych Dwóch Rzekach.Przypomniałem sobie,jak mówiłeś o tutejszych ludziach, ich rodzinach i wartościach.Ipostanowiłem tu przyjechać.~ %7łeby doprowadzić tQ miasto do upadku? - spytał Jason.Osiem lat temu Lloyd go nienawidził, co rzucało się w oczy, bonie potrafił ukryć swoich uczuć.Jason zdumiał się, że ta niena-wiść, u dojrzałego przecież człowieka, trwa nadal.Lloyd widział, że Jason powziął mocne postanowienie i pod-wyższanie ceny nie odniosłoby skutku.Skinął głową, zbierającsię do odejścia, ale w ostatniej chwili przystanął.Przesunąłspojrzeniem po ciężarnej kobiecie i chłopcu.-Przykro mi to słyszeć, Jason.Zawsze dostaję to,SRczego chcę, chyba wiesz o tym.Robimy, co trzeba, i czasemcierpią przez to niewinni ludzie.Gdyby do tego doszło, winaspadłaby na ciebie.Matt przysłuchiwał się uważnie rozmowie, odnotowując w my-ślach subtelnie zmieniający się głos Lloyda.Nie uszedł jegouwagi ton grozby ani spojrzenie, jakim ten człowiek obrzuciłjego rodzinę.Nim Jason zdążył go powstrzymać, Matt zagrodziłLloydowi wyjście i jednocześnie dał ręką znak warczącemu Psu,żeby pilnował Ginny, Przez ostatnie kilka miesięcy nagroma-dziło się w nim wiele napięć, poza tym w ogóle miał krótki lont,a ten facet go podpalił.Z bliska Matt dostrzegł w oczach Lloydamaskowany strach, co sprawiło mu dziką przyjemność.- To twój pierwszy i ostatni błąd - ostrzegł.Poczuł, że zbliżają się do niego ochroniarze, ale powstrzymałich jednym spojrzeniem, specjalnie zarezerwowanym dla naj-bardziej zatwardziałych kryminalistów, by mrozić krew w ży-łach.Matt ponownie skierował uwagę na Lloyda.- Wątpię, czy wiesz, co to prawdziwe kłopoty, ale jesteś o krokod tego, żeby się dowiedzieć.Kiedy będziesz starszy i mądrzej-szy, nauczysz się trzymać język za zębami, a na razie udzielę ciostrzeżenia.Jeżeli kiedykolwiek zobaczę gdzieś w pobliżu cie-bie albo któregoś z twoich ludzi, wyrwę ci język i zmuszę, że-byś go zjadł.Niech nikt nie waży się grozić mojej rodzinie.Matt spokojnie odwrócił się i usiadł na kanapie obok Ginny.Jason zastanawiał się, jakim cudem Matt zachował spokój.Na-śladując go, wziął głęboki oddech i uśmiechnął się do Lloyda.- Nie muszę już chyba nic dodawać, prawda?SRLloyd wzruszył ramionami, starając się niczego po sobie nieokazać, ale w oczach Matta zobaczył cząstkę ludzkiej natury,jakiej jeszcze nigdy nie widział.Normalnie strach nie miał doniego przystępu; potrafił pokonywać przeszkody brutalną siłąalbo pieniędzmi.Tak czy owak, nigdy nie przegrywał.Strachprzerodził się w gniew i Lloyd nachylił się do ucha Jasona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]