[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co się stanie?- Płaszczaki nie będą zdawać sobie sprawy z tego, że jeston trójwymiarowy.Dla nich będzie to dalsza część płaszczyzny.- Doskonale! - wykrzyknął entuzjastycznie Teodor.- Istotażyjąca w dwóch wymiarach nie potrafi dostrzec trzeciego.Ana-logicznie jest z nami.Przechodzimy przez n-te wymiary, leczdla nas jest to tylko dalsza część otaczającej nas przestrzeni.- Czy istoty z różnych wymiarów są świadome swojegoistnienia?- Raczej nie.- Meyer wzruszył ramionami.- Wyobraz so-bie teraz istoty żyjące tylko w jednym wymiarze.Powiedzmy,że nazywają się długole.- Rozumiem.Posiadają tylko długość, bez szerokości i wy-sokości.- Tak jest.Pomyśl o tym, jakie one mają życie! Gdy długo-le chcą się minąć, po prostu przez siebie przenikają.W jednymmiejscu może istnieć kilka ich egzemplarzy.Co ja mówię?!Miliony, miliardy, biliony istot na sobie i w sobie.Pytaniebrzmi: czy je zauważysz?- Nie - odparł wolno Rosjanin.- Będą niewidoczne, bo ichszerokość wynosi zero.- Zrozumiałeś?- Tak - Auszczak pokiwał głową.- Wydaje mi jednak todość przerażające.Jak pomyślę sobie, że w tej właśnie chwiliistoty, powiedzmy, ośmiowymiarowe siedzą sobie i teoretyzują,jak nędzne jest życie istot trójwymiarowych, to.Nie chcę byćrobakiem, nawet teoretycznym, dla istot wyższych.- Aadnie to ująłeś, Borysie: dla istot wyższych.Być możewłaśnie jesteśmy takimi płaszczakami dla Boga - zaczął filozo-fować Meyer.- Ty znowu swoje!? - jęknął Yohma.Astrofizyk w dezaprobacie pokręcił głową.- Wy, ateiści, nie dopuszczacie do siebie myśli, że nie kon-trolujecie świata, że istnieje ktoś potężniejszy od was - rzekł.-Zaślepieni wiarą w moc ludzkiego umysłu, nigdy nie okażecieskruchy i pokory.Ta buta was kiedyś zgubi.- Przestań! - machnął ręką Yohma.- Pogadaj o tym z Da-nielem! Powiedz mi lepiej, skąd u ciebie taki fanatyzm religij-ny?- Może kiedy indziej.- Teodor zmarszczył czoło i splótłramiona na piersi.Temat musiał być dla niego drażliwy.- Ale,ale.ja nie skończyłem, Borysie.Teraz jeszcze bardziej cięskonfunduję.Wyobraz sobie, że czas i przestrzeń nie muszą byćbytami podstawowymi.Mogą to być jedynie odbicia głębszychbytów.- Jezus Maria!- Ha! Przynajmniej w tobie, Borysie, jest odrobina wiary.- Po prostu znowu nic nie rozumiem!- Istnieją teorie mówiące o tym, że przestrzeń, jaką znamy,jest bladym refleksem prawdziwej, znacznie bardziej złożonejrzeczywistości lub hologramem emitowanym z jakiejś tajemni-czej powierzchni o nieznanych właściwościach.- Starczy! Zaczyna mnie boleć głowa.- Auszczak podniósłsię i przeciągnął.- Idę spać.- Miłych snów - rzekł sarkastycznie Yohma.- Pewnie cisię przyśnią potwory z przestrzeni n-wymiarowych.- Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, wal śmiało - rzuciłMeyer za wychodzącym Rosjaninem.Wrócili do gry.Na dwuwymiarowej szachownicy, gdzie po-ruszają się trójwymiarowe figury, wszystko jest proste.Czarne ibiałe pola następują po sobie bez żadnych kombinacji i permu-tacji.Reguły są dla wszystkich zrozumiałe.Prostota doskonała.Nic więc dziwnego, że suma, jakiej zażądał legendarny wezyrod swojego władcy za wynalezienie tej gry, była astronomiczna.Zażyczył sobie bowiem, żeby szach na pierwszym polu sza-chownicy położył jedno ziarno, a na każdym następnym po-dwojoną liczbę poprzedniego.Sześćdziesiąt cztery pola zapeł-nione w przyroście geometrycznym.Istny spichrz.Na szachownicy istnieje skończona liczba możliwych ukła-dów, rozwiązań i prawdopodobieństwo powtórzenia takiej sa-mej partii jest o wiele większe niż zderzenie Haumei z ciałemniebieskim, w wyniku którego obrała kurs kolizyjny z Mar-kiem Aureliuszem.Alarm wył niemiłosiernie i zdawało się, że był słyszalny wnajdalszym zakamarku Drogi Mlecznej.Korytarz pulsowałczerwonym światłem, ostrzegając przed niebezpieczeństwem, iczłonkowie załogi Marka Aureliusza pognali na swoje stano-wiska.Procedura w przypadku alarmu była jasna: każdy miałobowiązek zabezpieczyć sektor, za który odpowiadał.W momencie gdy Zettenberg dotarł do sterówki, byli już wniej Czarnecki i Auszczak.Rosjanin stał przy pulpicie nawiga-cyjnym i wprowadzał korekty, natomiast Polak siedział w fotelupierwszego pilota, zafrasowany wpatrując się w iluminator.Hubert podążył za jego wzrokiem i ujrzał w oddali lśniący,wirujący obiekt.- To Haumea - rzekł Czarnecki, nie odwracając wzroku.-Karłowata planeta o średnicy około tysiąca pięciuset kilome-trów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]