[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na karabiny Winchester.Sto.UÅ›miech rozjaÅ›niÅ‚ sześć okrÄ…gÅ‚ych twarzy, a pięść jednego z mÅ‚o-dych ludzi wystrzeliÅ‚a w salucie.- Dobrze siÄ™ spisaÅ‚eÅ› - powiedziaÅ‚ Yuesheng z dumÄ… w gÅ‚osie.ChangbyÅ‚ zadowolony.Traktowali siÄ™ niemal jak bracia, ich przyjazÅ„ byÅ‚a jakskaÅ‚a, na której stali.PoÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ na ramieniu przyjaciela.Ich oczyspotkaÅ‚y siÄ™ w milczÄ…cym porozumieniu.Zapracowali uczciwie nakażdy swój oddech.- WieÅ›ci z poÅ‚udnia sÄ… dobre - powiedziaÅ‚ Chang.- Mao Tse-tung? Czy nasz przywódca nadal unika sideÅ‚ szarychbrzuchów?- O maÅ‚o nie zostaÅ‚ schwytany w zeszÅ‚ym miesiÄ…cu, ale jego obózwojskowy w Jiangcy roÅ›nie w siÅ‚Ä™ z każdym dniem, ochotnicy zlatujÄ…siÄ™ tam z caÅ‚ego kraju jak pszczoÅ‚y do ula.Niektórzy przychodzÄ… tylkoz motykÄ… w rÄ™ku i wiarÄ… w sercach.Już bliski jest czas, kiedy CzangRLTKaj-szek odkryje, że zdradzajÄ…c kraj, przypieczÄ™towaÅ‚ wyrok Å›miercina siebie.- Czy to prawda, że w zeszÅ‚ym tygodniu koÅ‚o Kantonu doszÅ‚o do po-tyczki? - spytaÅ‚a Kuan.- Tak - odparÅ‚ Chang.- Wysadzono pociÄ…g peÅ‚en żoÅ‚nierzy Kuo-mintangu i.Jego gÅ‚os i stukot prasy zagÅ‚uszyÅ‚y huk otwieranych stalowych drzwiu szczytu schodów.Do piwnicy wpadÅ‚ chÅ‚opiec, oczy miaÅ‚ rozszerzoneze strachu.- SÄ… tutaj! - krzyknÄ…Å‚.- %7Å‚oÅ‚nierze sÄ….Przez piwnicÄ™ przetoczyÅ‚ siÄ™ odgÅ‚os strzaÅ‚u i chÅ‚opiec upadÅ‚ twarzÄ… wdół, na klepisko.Jaskrawoczerwona krew rozlaÅ‚a siÄ™ plamÄ… na plecachjego kaftana.W jednej chwili w piwnicy zawrzaÅ‚o jak w ulu.Każdy wiedziaÅ‚, coma robić - Yuesheng od dawna przygotowywaÅ‚ ich na tÄ™ chwilÄ™.Zga-szono Å›wiatÅ‚o.Buty wroga zatupotaÅ‚y w ciemnoÅ›ciach na schodach,podniosÅ‚a siÄ™ wrzawa, ktoÅ› wydawaÅ‚ rozkazy, dwa kolejne strzaÅ‚y za-dzwoniÅ‚y o Å›ciany piwnicy.W najdalszym kÄ…cie stalÄ… przygotowanadrabina.Dobrze naoliwione rygle puÅ›ciÅ‚y, wÅ‚az stanÄ…Å‚ otworem.Alenocne niebo, które ukazaÅ‚o siÄ™ w jego kwadracie, byÅ‚o jaÅ›niejsze niżmrok piwnicy, co pozwoliÅ‚o wrogowi zobaczyć sylwetki uciekajÄ…cychludzi.Chang staÅ‚ u boku Yueshenga, ostatni u stóp drabiny.ZobaczyÅ‚ nie-wyrazny kontur żoÅ‚nierza zbliżajÄ…cego siÄ™ do nich od strony schodów ibÅ‚yskawicznym kopniakiem wyrwaÅ‚ mu szczÄ™kÄ™ z zawiasów.UsÅ‚yszaÅ‚przenikliwy wrzask bólu.ChwyciÅ‚ karabin żoÅ‚nierza i zasypaÅ‚ piwnicÄ™gradem Å›wiszczÄ…cych pocisków.- Idz! - krzyknÄ…Å‚ do Yueshenga.- Nie, ty pierwszy!Chang dotknÄ…Å‚ ramienia przyjaciela.- Idz.Yuesheng nie wahaÅ‚ siÄ™ dÅ‚użej.ZaczÄ…Å‚ siÄ™ wspinać po drabinie.Chang wystrzeliÅ‚ jeszcze raz i poczuÅ‚, jak w odpowiedzi kula wrogaRLTprzeÅ›lizgnęła siÄ™ po jego wÅ‚osach.SkoczyÅ‚ na szczeble drabiny zaraz zaYueshengiem.%7Å‚oÅ‚nierze Kuomintangu celowali w jaÅ›niejszy kwadratwÅ‚azu i Chang nagle poczuÅ‚, jak spada na niego bezwÅ‚adny ciężar.MiaÅ‚takie wrażenie, jakby to jemu wyrwali serce.ZarzuciÅ‚ ciaÅ‚o Yueshenga na ramiÄ™, wyskoczyÅ‚ przez wÅ‚az i pobiegÅ‚w ciemność.RLT16- Jeszcze wina, Lidio?- DziÄ™kujÄ™, panie Parker.- Uważasz, że powinna, Alfredzie? Ma dopiero szesnaÅ›cie lat.- Och, mamo, jestem już dorosÅ‚a!- Nie aż tak dorosÅ‚a, jak sÄ…dzisz, kochanie.Alfred Parker uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie.PÅ‚omieÅ„ Å›wiecy odbijaÅ‚ siÄ™w jego okularach, rzucajÄ…c odblask na twarz Lidii.- SÄ…dzÄ™, że ten jeden raz nie zaszkodzi.W koÅ„cu to wyjÄ…tkowy wie-czór.- WyjÄ…tkowy? - Walentyna uniosÅ‚a brew.- Pod jakim wzglÄ™dem?- Ponieważ to nasz pierwszy wspólny posiÅ‚ek.Pierwszy z wielu, jakufam, podczas których bÄ™dÄ™ miaÅ‚ zaszczyt przebywać w towarzystwiedwóch piÄ™knych kobiet.- UniósÅ‚ lekko kieliszek w kierunku Lidii, apotem Walentyny.Walentyna opuÅ›ciÅ‚a na chwilÄ™ wzrok, przesunęła powoli palcem pobiaÅ‚ej skórze szyi, niby to rozważajÄ…c jego sugestiÄ™, a potem rzuciÅ‚a mukrótkie spojrzenie.Jakby zatrzaskiwaÅ‚a puÅ‚apkÄ™, pomyÅ›laÅ‚a Lidia, ob-serwujÄ…c z zainteresowaniem efekt, jaki zachowanie matki wywarÅ‚o naParkerze.ZaróżowiÅ‚ siÄ™ mocno z zadowolenia.ZmysÅ‚owe ciemne oczyWalentyny i jej rozchylone usta wzburzaÅ‚y jego umysÅ‚ i kradÅ‚y mu du-żo wiÄ™cej, niż próbowaÅ‚a mu ukraść Lidia.- Garçon! - zawoÅ‚aÅ‚.- Jeszcze butelkÄ™ burgunda.Byb w restauracji w Dzielnicy Francuskiej, a Lidia zamówiÅ‚a steakau poivre.Francuski maître d'hôtel ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™ jej, jakby byÅ‚a kimÅ›ważnym, kimÅ›, kogo stać na taki posiÅ‚ek.W takiej restauracji.MiaÅ‚a nasobie oczywiÅ›cie morelowÄ… sukienkÄ™, tÄ™ z koncertu.StaraÅ‚a siÄ™ roz-RLTglÄ…dać po sali i patrzeć na innych goÅ›ci tak obojÄ™tnie, jakby to robiÅ‚acodziennie.Nikt nie mógÅ‚ siÄ™ domyÅ›lić, że wszystko to robiÅ‚a po raz pierwszy.Po raz pierwszy w życiu byÅ‚a w restauracji.Po raz pierwszy jadÅ‚a stek.Po raz pierwszy piÅ‚a wino.- ByÅ‚am pewna, że zamówisz coÅ› ostrego - powiedziaÅ‚a Walentyna zeÅ›miechem.Lidia obserwowaÅ‚a uważnie Parkera, naÅ›ladowaÅ‚a go, kiedy wybieraÅ‚wÅ‚aÅ›ciwe sztućce spoÅ›ród olÅ›niewajÄ…cego zestawu srebra, jaki uÅ‚ożonoprzed nimi na stole, przyglÄ…daÅ‚a siÄ™, jak dystyngowanie ociera serwetkÄ…kÄ…cik ust.Kiedy matka powiedziaÅ‚a jej, że Alfred zaprosiÅ‚ jÄ… na wspól-ny obiad, byÅ‚a zdumiona.Kolejny pierwszy raz.%7Å‚aden przyjaciel matkinigdy nie uwzglÄ™dniaÅ‚ Lidii w swoich planach, a to wÅ‚Ä…czyÅ‚o w jejgÅ‚owie dzwonek alarmowy.Jednak pragnienie, żeby zjeść coÅ› w restau-racji, przeważyÅ‚o nad instynktem, by trzymać siÄ™ jak najdalej od panaParkera.- Zwietnie, pójdÄ™ - odparÅ‚a.- Ale tylko pod warunkiem, że nie bÄ™dziemnie napominaÅ‚.- Nie bÄ™dzie.- Walentyna ujęła LidiÄ™ pod brodÄ™ i potrzÄ…snęła ener-gicznie jej gÅ‚owÄ….- Ale bÄ…dz grzeczna.BÄ…dz miÅ‚a.Sam cukier, nawetgdyby ciÄ™ to miaÅ‚o zabić.To dla mnie ważne, kochanie.- A co z Antoine'em?- Pieprzyć Antoine'a.Jak dotÄ…d wszystko szÅ‚o dobrze.Tylko jedno maÅ‚e potkniÄ™cie.KiedyParker uprzejmie zaproponowaÅ‚ jej na przystawkÄ™ Å›limaki, odpowie-dziaÅ‚a bez namysÅ‚u:- Nie, dziÄ™kujÄ™.ZjadÅ‚am już tyle Å›limaków, że wystarczy mi to dokoÅ„ca życia.Walentyna zganiÅ‚a jÄ… wzrokiem i kopnęła mocno pod stoÅ‚em.- NaprawdÄ™? - Parker byÅ‚ zaskoczony.- Och, tak.U Polly - wyjaÅ›niÅ‚a Lidia szybko.- Jej matka je uwielbia.- Nie dziwiÄ™ siÄ™ jej.W czosnku i maÅ›le?RLT- Mmm, wyÅ›mienite.- RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ szelmowsko.- Prawda, ma-mo?Walentyna skierowaÅ‚a oczy w kierunku sufitu.Nie chciaÅ‚a wracaćwspomnieniami do tych chwil, kiedy w nocy, w deszczu biegaÅ‚y potrawnikach, polujÄ…c na Å›limaki.A czasami nawet na dżdżownice i żaby.I o ich smrodzie, kiedy siÄ™ gotowaÅ‚y.Lidia uÅ›miechnęła siÄ™ sÅ‚odko do Alfreda.- Mama powiedziaÅ‚a, że jest pan dziennikarzem, panie Parker.Tomusi być bardzo interesujÄ…ce zajÄ™cie.UsÅ‚yszaÅ‚a ciche westchnienie aprobaty ze strony matki.- Tak, dziennikarzem w Daily Herald".To bardzo niespokojnyokres w historii Chin, ale kluczowy.Czang Kaj-szek wniósÅ‚ nieco nor-malnoÅ›ci i porzÄ…dku do tego nieszczÄ™snego kraju, Bogu niech bÄ™dÄ…dziÄ™ki.WiÄ™c tak, to bardzo interesujÄ…ca praca.- UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niejszeroko.OdwzajemniÅ‚a uÅ›miech.- Powiedz, Lidio, czytasz tÄ™ gazetÄ™?ZamrugaÅ‚a szybko.Czy ten czÅ‚owiek zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że za ce-nÄ™ gazety można byÅ‚o kupić dwa baos i napeÅ‚nić sobie żoÅ‚Ä…dek?- Zwykle jestem zbyt zajÄ™ta lekcjami.- A tak, oczywiÅ›cie, to godne pochwaÅ‚y.Ale dobrze by ci zrobiÅ‚o,gdybyÅ› od czasu do czasu przeczytaÅ‚a gazetÄ™ i dowiedziaÅ‚a siÄ™, co siÄ™tutaj dzieje.PoszerzyÅ‚oby to twoje horyzonty i daÅ‚oby ci wiedzÄ™ o pew-nych faktach.- Moje horyzonty sÄ… już dość szerokie, dziÄ™kujÄ™.I codziennie po-znajÄ™ nowe fakty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]