[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Litery t połączone byłyjedną poziomą linią, a wszystkie były lekko pochylone, ściśnięte, jakby kładły sięjedna na drugiej.W adresie był błąd: jedno zbędne c przed sh.Wystarczyłaby mujedna tylko, którakolwiek z tych liter, a nawet tylko asymetria między dwoma brzusz-kami B przy Balossino, żeby od razu rozpoznać pismo Alice.Przełknął ślinę i na ślepo wyjął nóż do papieru, który leżał na swoim miejscuw drugiej szufladzie od góry.Obrócił go nerwowo w palcach i wsunął ostrze w nieza-klejoną szparę koperty.Drżały mu ręce, ścisnął mocniej rękojeść, żeby opanować todrżenie.Alberto obserwował go z drugiej strony biurka, udając, że nie może znalezćkartek, które miał już przed sobą.Drżenie rąk Mattii było widoczne nawet z tej odle-głości, ale kolega zakrywał list dłonią i Alberto nie mógł niczego dojrzeć.Zobaczył, że Mattia zamknął oczy na parę sekund, potem otworzył je i rozej-rzał się wokół siebie, zagubiony i nagle odległy. Kto do ciebie napisał? odważył się zapytać Alberto.Mattia spojrzał na niego z niechęcią, jakby był dla niego obcym człowiekiem.Potem wstał i ignorując pytanie, powiedział: Wyjeżdżam. Proszę? Muszę jechać.Tak myślę.do Włoch.Alberto też się podniósł, jakby chciał mu w tym przeszkodzić. Co ty mówisz? Co się stało?Bezwiednie zbliżył się do niego i jeszcze raz spróbował dojrzeć list, jednakMattia przyciskał go ręką do szorstkiej wełny swetra, na wysokości brzucha, jakbychciał ukryć jakąś tajemnicę.Trzy z czterech białych rogów kartki wystawały spodjego palców, ale można z nich było odgadnąć tylko jej kwadratowy kształt, nic wię-cej. Nic.Nie wiem odparł Mattia, wkładając już ramię do rękawa wiatrówki.Ale muszę jechać. A artykuł? Zajmę się tym po powrocie.Ty pracuj nad nim dalej.Potem wyszedł, nie pozostawiając Albertowi czasu na protesty.40W dniu, kiedy Alice wróciła do pracy, spózniła się prawie godzinę.Wyłączyłabudzik, nie przerywając snu, a kiedy potem przygotowywała się do wyjścia, częstosię zatrzymywała, bo każdy ruch bardzo ją męczył.Crozza nie zganił jej.Wystarczyło mu spojrzeć na nią, żeby wszystko zrozu-mieć.Policzki Alice były zapadnięte, a oczy, choć aż nazbyt odznaczające się w wy-chudłej twarzy, były jakby nieobecne, zasnute niepokojącą obojętnością. Przepraszam za spóznienie powiedziała przy wejściu, ale widać było, żewcale nie miała zamiaru się usprawiedliwiać.Crozza przewrócił stronę gazety.Nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzećna zegarek. Na jedenastą trzeba wywołać trochę zdjęć oznajmił. Same głupstwa, jakzawsze.Odchrząknął i podniósł wyżej gazetę.Kątem oka obserwował Alice.Patrzył,jak kładzie torbę na zwykłe miejsce, jak zdejmuje kurtkę i siada przy aparaturze.Po-ruszała się wolno, z przesadną precyzją, zdradzając w ten sposób, ile wysiłku wkładaw to, żeby zachowywać się normalnie.Crozza widział ją, jak siedzi kilka sekund bezruchu, z brodą opartą na ręce, pochłonięta myślami, aż w końcu, założywszy włosyza uszy, zabiera się do pracy.Spokojnie ocenił, jak bardzo schudła.Ukrywała to wprawdzie pod bawełnia-nym swetrem z golfem i obszernymi spodniami, ale odgadł po dłoniach i, jeszcze wy-razniej, w zarysie twarzy.Ogarnęła go złość i poczucie bezsilności, bo przecież onnie miał żadnego wpływu na życie Alice.Za to ona miała i to niemałe jakby byłajego córką, dla której nie mógł wybrać imienia.Pracowali aż do przerwy obiadowej, nie zamieniwszy ani słowa.Gdy to byłokonieczne, porozumiewali się skinieniami głowy.Po wszystkich tych latach, spędzo-nych razem w jednym pomieszczeniu, ich gesty były prawie odruchowe, poruszali siębezkolizyjnie w ciasnej przestrzeni, dzieląc ją między siebie sprawiedliwie.Staryaparat nikon leżał na swoim miejscu pod ladą, w czarnym futerale i oboje zastana-wiali się w duchu, czy jest jeszcze sprawny. Na obiad pójdziemy do. zaczął fotograf. Jestem już umówiona na obiad przerwała mu Alice. Przepraszam.Crozza, zamyślony, skinął tylko głową. Jeżeli zle się czujesz, możesz zostać po południu w domu zaproponował.Jak widzisz, nie ma dużo pracy.Alice spojrzała na niego zaniepokojona.Udawała, że porządkuje leżące na la-dzie przedmioty: nożyczki, koperta na zdjęcia, długopis i klisza fotograficzna podzie-lona na cztery równe odcinki.Zamieniła je tylko miejscami. Nie.Dlaczego? Ja. Jak dawno się nie widzieliście? przerwał jej fotograf.Alice wzdrygnęła się lekko.Włożyła rękę do torby, jakby chroniąc jej zawar-tość. Od trzech tygodni.Mniej więcej.Crozza pokiwał głową, potem wzruszył ramionami. Idziemy powiedział. Ale. Idziemy powtórzył bardziej stanowczo.Alice zastanowiła się przez chwilę.Potem zdecydowała, że go posłucha.Za-mknęli pracownię na klucz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]