[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy, cztery, pięć.Liama, Fresz i inni oddalili się już na pięć uderzeń mojego serca.Jeślizabije kilku następnych zasrańców, którzy myślą, że łapanie ludzi jest zródłem łatwegozarobku, to będą mieli jeszcze większą przewagę.Siedem, osiem.Ciemność, piaszczysty stok, ziarenka własnych myśli osypujące się spod nóg, upadek wprzepaść, utrata własnego ja.Strach, groza.Koniec. Ten bałwan śpi na stojąco!Odbicie z zakrocznej nogi, błyskawiczny ruch do przodu połączony w jedno zwypadem, pchnięcie i natychmiastowe cięcie oburącz w tył.Dzwięk świszczącej klingi, brzękstali.Zatrzymanie się z poślizgiem, obrót i uderzenie rękojeścią w wykrzywionązaskoczeniem twarz.Dopiero wtedy otworzyłem oczy.Cios obalił żołnierza do tyłu.Błotorozprysnęło się w tym samym momencie, w którym wbiłem mu ostrze miecza w brzuch.Byłoich dwóch, uświadomiłem sobie nagle.Odwróciłem się, ten drugi trzymał się za podbrzusze iusiłował coś powiedzieć.Sto pięćdziesiąt dwa, sto pięćdziesiąt trzy, liczyłem dalej w duchu niezależnie odwłasnej woli.Z samozaparciem przeciągnąłem ciała do miejsca, gdzie prąd był najsilniejszy iwysłałem je wraz z ich czółnem w ostatnią drogę.Dwieście.Dwieście jeden.SENS %7łYCIABamegi szedł powoli, ostrożnie, lecz możliwie jak najciszej.Zlady prowadziły go pewnie, aleciała, które znajdował, nakazywały maksymalną ostrożność.%7łołnierze, Kuzbos zwyłupionymi oczami i zmiażdżoną piersią, Darnet i Varnet, jeden z przeciętą szyją, drugi bezręki.Nie zginęli w ten sam sposób, jak czasem chętnie żartowali.Koniasz, ninja nie wypowiedział tego nazwiska głośno, wyobraził je sobie tylko wduchu.Wyprostował się i wytarł mokre włosy, żeby mu woda nie ściekała do oczu.Był jużblisko celu, czuł to.Najszybszych żołnierzy zostawił o niecałą godzinę drogi za sobą.Najszybszych z tych, którzy przeżyli, uściślił.W trudnym terenie nie poruszali się taksprawnie jak on, a znajdowane wszędzie zwłoki towarzyszy jeszcze ich spowalniały.Rozglądał się dookoła z mieczem w ręce.Niedaleko, dlaczego tak myśli? Chmurytrochę się przerzedziły, przerwy między nimi w kilku miejscach przepuszczały światłosłoneczne, czerwone jak krew.Krew, czuć krew.Ninja odetchnął głęboko i nagle sam nie wiedząc jak, czy powiedziałmu to węch, czy szósty zmysł wojownika, dostrzegł wynędzniałą postać pomiędzyposkręcanymi gałęziami przewróconego drzewa.Człowiek nie ukrywał się, ale dzięki swejpostawie i wyglądowi doskonale wtapiał się w krajobraz. Osiem tysięcy osiemset sześćdziesiąt trzy powiedział cicho.Oszalał? pomyślał Bamegi.Chmury rozstąpiły się na krótko i przez wąską przerwę między nimi do szarości bagienwpadło ostre światło zachodzącego słońca.Twarz mężczyzny była blada, nasiąknięta wodą podobnie jak twarz topielca leżącegow wodzie od kilku dni.A oczy! Nie, nie jest szalony, osądził Bamegi.Ten mężczyzna u kresu sił, poraniony, krwawiący, ten mężczyzna mimo wszystko byłszczęśliwy. Tam poluje piżmoszczur! Z gór przywędrował aż tu powiedział samotny wojowniki wskazał na krzew wierzbowy. Zazwyczaj musi tu być sucho, ale teraz prąd naniósł całydywan nenufarów i pęki grążeli. Rozglądał się nadal. Powiedziałbym, że te wodnestworzenia jakiś czas tu wytrzymają.Miecz trzymany oburącz nadal był nisko opuszczony. A jak wyjdzie słońce, kosaćce otworzą swoje kwiaty.Ta ziemia wyglądanieprzyjemnie, ale w gruncie rzeczy jest pełna życia. Ale pan już tego nie zobaczy skonstatował Bamegi.Mógł zabić Koniasza, alepytanie, czyby go w ten sposób zwyciężył. One i tak zakwitną jego przeciwnik nie pozwolił popsuć sobie dobrego nastroju.Nie muszę ich widzieć, potrafię wyobrazić sobie, jak będą wyglądać.Przez chwilę rozglądał się w milczeniu.Bamegiemu z jakiegoś powodu przypominałślepca, który cudem przejrzał i ogląda świat po raz pierwszy.I dlatego jest taki szczęśliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]