[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cokolwiek słyszeliście od Rona to jedno wielkie kłamstwo - odparła Ginny spokojnie, pochylając się, by wziąć z półki mały różowy słoik.- Co to? - Pewny, działający w dziesięć sekund, korektor krost - odpowiedział Fred.- Doskonały do wszystkiego, od czyraków do wągrów, ale nie zmieniaj tematu.Spotykasz się obecnie z niejakim Deanem Thomasem, tak czy nie? - Tak - odpowiedziała Ginny.- I kiedy ostatni raz sprawdzałam, był z pewnością jednym chłopcem, nie pięcioma.A to co? Wskazała na grupę okrągłych kulek kłaczków w odcieniach różu i fioletu, turlających się po klatce i wydających przeraźliwe piski.- Pufek pigmejski - powiedział George.- Miniaturowe pufki, nie nadążamy z rozmnażaniem.A co z Michaelem Cornerem? - Rzuciłam go, nie umiał przegrywać - odparła Ginny, wkładając palec między pręty klatki i patrząc na małe zwierzątka gromadzące się wokół niego.- Są naprawdę słodkie! - Są fajnymi przytulankami, to fakt - przyznał Fred.- Dość często zmieniasz chłopaków, nie sądzisz? Ginny odwróciła się w jego stronę, ręce oparła na biodrach.Minę miała zupełnie jak pani Weasley, Harry był zaskoczony, że Fred nie odsunął się.- To nie twój interes.I dziękuję ci - zwróciła się wściekle do Rona, który pojawił się przy George'u, obładowany towarem - za nieopowiadanie bajek na mój temat tym dwóm! - Trzy galeony, dziewięć sykli i knut - powiedział Fred, oceniwszy liczne pudełka w ramionach Rona.- Bulisz.- Jestem twoim bratem! - A to są nasze rzeczy, które chcesz zwędzić.Trzy galeony, dziewięć sykli.Odpuszczę knuta.- Ale ja nie mam trzech galeonów, dziewięciu sykli! - Więc lepiej odłóż to z powrotem na miejsce i uważaj, by były to właściwe półki.Ron upuścił kilka pudeł, zaklął i wykonał niegrzeczny gest ręką w stronę Freda.Niestety, zauważyła go pani Weasley, która wybrała właśnie ten moment, by się pojawić.- Jeśli jeszcze raz zobaczę, jak to robisz, klątwą złączę ci palce - zagroziła.- Mamo, mogę mieć pigmejskiego pufka? - natychmiast spytała Ginny.- Co? - spytała pani Weasley ostrożnie.- Spójrz, są takie słodkie.Pani Weasley przesunęła się, żeby spojrzeć na pigmejskie pufki i Harry, Ron i Hermiona zyskali widok na to, co dzieje się za oknem.Draco Malfoy szedł pospiesznie po ulicy.Był sam.Gdy mijał Czarodziejskie Dowcipy Weasleyów, obejrzał się za siebie.Chwilę później przeszedł obszar widoczny przez szybę i stracili go z oczu.- Ciekawe, gdzie jego mamusia? - odezwał się Harry, marszcząc brwi.- Wygląda na to, że jej uciekł - powiedział Ron.- Czemu, jak myślicie? - spytała Hermiona.Harry nie odpowiedział, zamyślił się głęboko.Narcyza Malfoy nie spuściłaby świadomie swojego ukochanego synka z oczu.Malfoy musiał się naprawdę wysilić, żeby się od niej uwolnić.Ponieważ znał Malfoya i go nie znosił, Harry był pewien, że powód nie mógł być niewinny.Rozejrzał się.Pani Weasley i Ginny pochylały się nad pigmejskimi pufkami.Pan Weasley z zachwytem badał opakowanie mugolskich kart do gry.Fred i George byli zajęci pomaganiem klientom.Za szybą Hagrid stał tyłem do nich, rozglądając się po ulicy.- Właźcie, szybko - powiedział Harry, wyciągając z plecaka pelerynę niewidkę.- Sama nie wiem, Harry - odezwała się Hermiona, patrząc niepewnie w stronę pani Weasley.- No chodź - ponaglił Ron.Ociągała się jeszcze przez chwilę, po czym wskoczyła pod pelerynę razem z Harrym i Ronem.Nikt nie zauważył ich zniknięcia, wszyscy byli zbyt zainteresowani produktami Freda i George'a.Harry, Ron i Hermiona przecisnęli się do wyjścia tak szybko, jak tylko mogli, ale gdy wyszli na ulicę, Malfoy zniknął tak skutecznie, jak oni chwilę wcześniej.- Szedł w tamtym kierunku - wymamrotał Harry najciszej jak mógł, żeby mruczący do siebie Hagrid nie mógł ich usłyszeć.- Chodźmy.Pospieszyli ulicą, zaglądając do okien na lewo i prawo, póki Hermiona nie wskazała przed siebie.- To on, nie? - wyszeptała.- Skręca w lewo? - Co za niespodzianka - odszepnął Ron.Malfoy rozejrzał się dookoła, po czym wślizgnął się w Aleję Śmiertelnego Nokturnu i zniknął z pola widzenia.- Szybko, bo go zgubimy - powiedział Harry, przyspieszając.- Będzie widać nam stopy - zaprotestowała zaniepokojona Hermiona, kiedy peleryna załopotała dookoła ich kostek.Obecnie całej trójce dużo trudniej było ukrywać się pod peleryną.- Nieważne - powiedział niecierpliwie Harry.- Szybko! Aleja Śmiertelnego Nokturnu, boczna ulica poświęcona Czarnej Magii, wyglądała na kompletnie opuszczoną.Idąc, zaglądali przez szyby do sklepów, ale wyglądało na to, że nigdzie nie ma klientów.Harry przypuszczał, że kupowanie czarnomagicznych artefaktów w tych niebezpiecznych i podejrzliwych czasach było bardzo nieostrożne.Zwłaszcza, jeśli ktoś to widział.Hermiona chwyciła jego ramię w mocnym uścisku.- Auć! - Ciii! Spójrz! Tam jest! Doszli do jedynego sklepu na Nokturnie, który Harry już odwiedził - Borgin i Burkes, który oferował szeroki wybór złowrogich przedmiotów.Pośród skrzyń pełnych czaszek i starych butelek, stał odwrócony do nich tyłem Draco Malfoy, ledwo widoczny zza wielkiej czarnej szafy, w której Harry kiedyś ukrywał się przed nim i jego ojcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]