[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż przed paru laty cierpiała katusze zpowodu pana Darcy'ego, była absolutnie nieprzygotowana na zadurzeniesię w kimś rzeczywistym.Za każdym razem kiedy pomyślała oprofesorze Rychmanie, wyobraziła go sobie albo wymówiła jegonazwisko, jasny płomień wewnętrznego ognia budził w całym jej cieleuśpione smoki.Jednak wiedziała, że lepiej nie opowiadać o tym nowejprzyjaciółce, więc skończyły obiad i wróciły do swoich pokoi.Tego wieczoru, gdy Percy szykowała się do snu, dopadła ją kolejna wizja:w powietrzu bujało pióro, coś płonęło, słychać było szum wielkichskrzydeł, a ona biegła boso jakimś ciągnącym się w nieskończoność,mglistym korytarzem.Nie mogła tego dłużej ignorować.Ostatnio wizjepojawiały się częściej niż kiedykolwiek przedtem; raczej raz w tygodniuniż raz na kilka miesięcy.Percy dziękowała niebiosom, że te objawieniazwykle czekały do momentu, aż zostanie sama.Nagle powróciła pierwsza wizja, jaką w ogóle pamiętała.Kiedyowładnęła nią znowu, Percy wyrwał się jęk.To bolało.Widziała.duchypłynące po niebie, złaknione i czegoś poszukujące.W tych duchach,smugach dymu na wietrze, było coś anielskiego.Piękne i beztroskie,pomykały w dół jak po zjeżdżalni pod krwistoczerwonym baldachimem.Cudowne rozpędzone postacie.Zachłannie zaglądały w ulice Londynu.Iznajdowały nowe domy, jeden po drugim.Niespodziewanie poczuławstrząs, straszliwy grzmot przetoczył się na zewnątrz i w niej samej.Zbliżała się chwila połączenia.Wizja zniknęła.Percy padła na łóżko.Ledwie dyszała, ogłuszonatęsknotą.W momentach takich jak ten potrzebowała wiary, że istniejeBóg miłości i pocieszenia, pokoju i piękna, który pewnego dnia pozwolijej zrozumieć.Ciałem dziewczyny wstrząsały dreszcze, dopóki sen niewygrał.Ale nawet we śnie nie znalazła wytchnienia.Ktoś wykrzykiwałjej imię, w kółko i w kółko, w rytm uderzeń serca, straszliwierozwścieczony.Podczas gdy Percy szukała odpowiedzi, ktoś poszukiwałjej.Modliła się, by odkryć sens ukrytych prawd, zanim prześladowca jądopadnie.Rozdział 6Przełożona Akademii Ateńskiej, panna Rebecca Thompson, była winnaprofesorowi Alexiemu Rychmanowi bardzo kosztowną butelkę sherry.Szczęśliwie, wszelkich pochodnych łacińskiego spiritus - takspirytualiów, jak i duchów - w Cafe La Belle et La Bete nigdy nie brakło.Duchy pojawiały się tu i odchodziły, kiedy i jak im się podobało.Odczasu do czasu dokuczały, przestawiając szklane naczynia, coniezmiennie złościło Josephine.Para zjaw z okresu restauracji,odwiecznie zainteresowana ploteczkami podsłuchanymi u śmiertelników,upodobała sobie miejsce w kącie.Pewien były generał nigdy nieopuszczał swojego posterunku przy barze.Rzecz jasna, było jeszczewielu, wielu innych.Wszyscy, żywi i umarli, odwrócili się, kiedy otwarły się drzwi iwkroczyła nachmurzona Rebecca.- Dzień dobry, moja droga panno Thompson! - zawołał skromnie ubranydżentelmen o jowialnej, rumianej twarzy, podrywając się od stołu, byuściskać ręce przyjaciółki.Drugi mężczyzna, w znacznie elegantszymstroju, pomachał jej omdlewającym gestem i powrócił do gapienia się wokno.- Witajcie.Michaelu.Elijahu - mruknęła Rebecca, chłodno skinąwszygłową.Pastor Michael Carroll, jak zawsze z życzliwym uśmiechem, odsunął dlaniej krzesło.- Ca cię tak wyprowadziło z równowagi?- Alexi, oczywiście - fuknęła, zdejmując kapelusz i rękawiczki.Zaczęłaupinać loki, uparcie wymykające się z koka, więc nie zauważyła, żeElijah wymownie przewraca oczami.- A konkretnie? - Michael kręcił w palcach swój szpakowaty wąsik.Z wyraznym szelestem materiału Rebecca poprawiła fałdy granatowejspódnicy.- Przypominacie sobie intruza pod numerem 50 przy Berkeley Square? -westchnęła.- Co z nim?- Alexi uważał, że przegram.Ale ponieważ często działamysamodzielnie, nawet nie przyszło mi do głowy.- Stary Krwawy Kościej cię pokonał? - Michael uśmiechnął się szeroko.- Tak - mruknęła Rebecca.- Co za koszmarny widok.I smród.Nie dałosię ustać spokojnie wystarczająco długo, żeby go porządnie związać!Obawiam się, że spaprałam sprawę.- Więc Alexi potraktował cię surowo? A chociaż zjawił się z pomocą?- Tak, tak.Miał rację.Do wypędzenia tego krwawego czorta potrzebabyło dwojga.- Rebecca popatrzyła spode łba.- Więc zgodnie z naszymzakładem jestem mu winna butelkę sherry.Tej absurdalnie drogiej marki,oczywiście.- Ho, ho! Zakład z Alexim? - Michael pokręcił głową.-Chociażpodziwiam twoją odwagę, moja kochana, muszę powiedzieć, że wynikfolgowania tej pokusie był z góry przesądzony.Teraz Alexi będzie sięnieznośnie chełpił.Nie odrywając oczu od okna, Elijah zachichotał.Rebecca spojrzała wjego stronę.- Tobie również dobrego dnia, lordzie Withersby.Twoje nienagannemaniery to zawsze balsam na moje serce.Elijah odwrócił się, jakby dotąd nie zdawał sobie sprawy z obecnościRebecki albo nie słyszał jej poprzedniego powitania, i pochylił głowę wprzesadnie uprzejmym ukłonie.- Panno Thompson, jest mi niezmiernie miło.Michael się roześmiał.- Wiesz, Elijahu, świetnie pasujesz do tych dekadenckich dzieł, które tuwiszą.Naprawdę powinieneś pozować Roset-tiemu.Albo.myślę, żemoglibyśmy po prostu pozostawić cię na miejscu, tylko wręczyć złotąramę, żebyś ją sobie trzymał przy twarzy.Elijah ze zniecierpliwieniem zacisnął wąskie wargi.- O, nowe dzieło Josephine? - Rebecca wskazała przeciwległą ścianę iwstała od stołu, żeby lepiej obejrzeć obraz.Michael ruszył za nią, zawszespragniony jej towarzystwa.A Elijah pozostał na swoim miejscu.zmłynkiem do pieprzu uniesionym nad herbatą pastora.Brzęk kieliszków nad dębowym wyczyszczonym do połysku baremsprawił, że z pokoju na zapleczu wypadła, klnąc po francusku, ślicznaśniada Josephine.Wymachując na wszystkie strony wilgotną ścierką,dołożyła jeszcze parę słów w dziwnym pradawnym języku Straży.Zcierka przeleciała na wylot przez ciało ducha w wojskowym mundurze,który właśnie daremnie próbował poczęstować się kieliszkiem wina.Generał usłyszał dziwne słowa, poczuł, jak łaskocze go ścierka, i poszedłsię dąsać na swoje zwykłe miejsce.Dobrze, że ich zaprzyjazniona czwórka była jedynymi żywymi gośćmi wkawiarni, dumała Rebecca.Zapowiadało się przedstawienie nie dla oczu iuszu osób postronnych.Niestosowna poufałość, przekraczająca podziałyklasowe, to jedna sprawa, ale jawne kontakty z umarłymi to już trochę coinnego.- O, Rebecca! - Josephine zatknęła srebrzyste pasemko włosów za ucho ipodeszła, żeby ucałować przyjaciółkę.Jednak na widok jej kwaśnej minyzrezygnowała z powitań.Francuska wymowa sprawiła, że w słowachmalarki wyrazniej zabrzmiało rozdrażnienie:- Co znowu, co to za mina?Rebecca skrzywiła się i wyciągnęła z torebki plik banknotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]