[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przydałyby się windy ekspresowe.Specjalne awaryjne windy dla spóznionych nazebranie.No wreszcie.Wypadam z windy, biegnę do sali konferencyjnej i.przystaję.Simon Johnson stoi nakorytarzu przed salą i rozmawia pogodnie z trzema facetami w garniturach.Ten w niebieskim narzucana ramiona płaszcz przeciwdeszczowy.Natasha kręci się wokół, nalewając kawę.Słychać gwarrozmów.- Co.- Adrenalina aż rozsadza mi pierś.Ledwie mogę wydobyć z siebie głos.- Co się dzieje?Wszystkie twarze zwracają się ku mnie, wyraznie zdziwione.- Tylko bez paniki, Lexi.- Simon rzuca mi spod zmarszczonego czoła to samo pełne dezaprobatyspojrzenie jak po-282 przednio.- Zrobiliśmy sobie przerwę.Zakończyliśmy główną część spotkania i Angus musi wyjść.-Wskazuje gościa w płaszczu.- Zakończyliście? - Ogarnia mnie groza.- Chcesz powiedzieć.- Przeprowadziliśmy głosowanie.Na rzecz reorganizacji.- Ale nie możecie! - Przerażona, podchodzę do niego szybko.- Znalazłam sposób, żeby uratowaćdział! Musimy tylko zredukować koszty, poza tym mam pewne pomysły dotyczące marketingu.- Lexi, podjęliśmy już decyzję! - Simon przerywa mi kategorycznie.- Ale to zła decyzja! - wołam z rozpaczą.- Ten dział ma możliwości, wiem, że tak! Proszę.- Apelujędo Angusa: -Niech pan nie wychodzi.Wysłuchajcie mnie.Potem będziecie mogli zagłosować jeszczeraz.- Simon.- Angus odwraca się ode mnie z zakłopotaniem.- Miło było cię zobaczyć.Muszę lecieć.- Jasne.W ogóle nie zwracają na mnie uwagi.Nikt nie chce mnie wysłuchać.Słaniając się na nogach, patrzę,jak kierownictwo wraca do sali.- Lexi.- Simon staje przede mną.- Podziwiam twoją lojalność wobec działu, ale nie możeszzachowywać się w ten sposób na zebraniu dyrektorów.Pod tym jego miłym głosem kryje się stal; wiem, że jest wściekły.- Simon, przepraszam.- Przełykam ślinę.- Zdaję sobie sprawę, że po wypadku nie było ci łatwo.-Przerywa.- Więc proponuję, żebyś wzięłatrzymiesięczny płatny urlop.A kiedy wrócisz, znajdziemy ci bardziej.odpowiednie stanowisko wfirmie.Dobrze?Krew odpływa mi z twarzy.On mnie degraduje.- Nic mi nie dolega - odpowiadam szybko.- Nie potrzebuję urlopu.276 - A ja myślę, że tak.- Wzdycha.- Lexi, naprawdę przykro mi z powodu tego, co się stało.Gdybyśodzyskała pamięć, może wszystko wyglądałoby inaczej, ale Byron informuje mnie o twojej sytuacji.Nie nadajesz się na wyższe stanowisko kierownicze.Decyzja jest nieodwołalna, słyszę to w jego głosie.- Dobrze - wyrzucam w końcu z siebie.- Rozumiem.- Może chcesz pójść do swojego działu? Ponieważ cię nie było.- Urywa znacząco.- PoprosiłemByrona o przekazanie pracownikom niepomyślnych wieści.Byrona?Skinąwszy mi głową, Simon znika w sali konferencyjnej.Gapię się w drzwi, jakbym wrosła w ziemię,a potem, w przypływie paniki, rzucam się do windy.Nie mogę pozwolić na to, żeby Byron ichzawiadomił.Muszę przynajmniej zrobić to sama.Już w windzie wybieram w telefonie komórkowym bezpośredni numer Byrona, ale zgłasza się pocztagłosowa.- Byron! - mówię, głos mi drży z niecierpliwości.- Nie mów jeszcze pracownikom o redukcji, dobrze?Chcę to zrobić osobiście.Powtarzam: nie mów im.Nie patrząc ani w prawo, ani w lewo, wybiegam z windy, wpadam do swojego gabinetu i zamykam zasobą drzwi.Cała się trzęsę.Nigdy nie byłam w takim stanie.Jak mam powiadomić ich o tym? Copowiedzieć? Jak się mówi przyjaciołom, że stracili pracę?Miotam się po pokoju, załamując ręce, mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję To gorsze niż wszelkieegzaminy, testy, wszystko, co to tej pory przeżyłam.I nagle moją uwagę zwraca jakiś dzwięk.To głos, za drzwiami:- Jest tam?- Gdzie Lexi? - dołącza się inny.- Ukrywa się? To suka.284 Przez chwilę zastanawiam się, czy nie schować się pod kanapę i nie wychodzić już spod niej.- A może jest na górze? - Głosy za drzwiami stają się coraz głośniejsze.- Nie, widziałam ją! Jest tutaj! Lexi! Wychodz!Ktoś wali w drzwi, tak że się wzdrygam.Zmuszam się, żeby przejść przez dywan.Ostrożniewyciągam rękę i otwieram drzwi.Już wiedzą.Stoją tam wszyscy.Piętnastu pracowników działu wykładzin, milczących i wrogich.Fi z przodu,spojrzenie ma zimne jak głaz.- To.to nie ja.- jąkam się z desperacją.- Posłuchajcie wszyscy, proszę.Zrozumcie.To nie byładecyzja.Próbowałam.zamierzałam.- Nie kończę.Jestem szefową.Wiadomo, że moim zadaniem było utrzymanie działu.I nie zrobiłam tego.- Przepraszam - szepczę ze łzami w oczach, przenosząc wzrok z jednej nieubłaganej twarzy na drugą.- Bardzo, bardzo mi przykro.Cisza.Chyba mogłabym rozpuścić się pod wpływem nienawiści w ich wzroku.Potem, jakby na danysygnał, wszyscy odwracają się i w milczeniu odchodzą.Na miękkich jak galareta nogach wracam zabiurko i rzucam się na fotel.W jaki sposób Byron ich powiadomił? Co powiedział?I nagle widzę wiadomość e-mailową w skrzynce odbiorczej.To okólnik, adresowany do wszystkich,pod tytułem: Koledzy, zła wiadomość.Z trwogą klikam w ten e-mail i gdy czytam jego treść, popadam w rozpacz.To poszło do nich? Zmoim podpisem?Do wszystkich kolegów z działu wykładzin! Jak być może zauważyliście, efekty pracy działu byłyostatnio fatalne.Wyższe kierownictwo postanowiło go więc rozwiązać.Dlatego też w czerwcu wszyscy zostaniecie poddani reduk-278 cji.Tymczasem Lexi i ja będziemy wdzięczni za utrzymanie dotychczasowej wydajności istandardów pracy.Pamiętajcie, że wystawimy wam referencje, więc żadnego zwalniania tempa irozluzniania dyscypliny.Pozdrowienia, Byron i Lexi.Mam ochotę się zastrzelić.Po powrocie do domu stwierdzam, że Erie siedzi na tarasie w wieczornym słońcu.Czyta  EveningStandard" i popija dżin z tonikiem.- Udany dzień? - Unosi głowę znad gazety.- Prawdę mówiąc, nie - odpowiadam drżącym głosem.-Miałam okropny dzień.Wszyscy z działuzostali zwolnieni.-Wypowiadając te słowa, przestaję panować nad sobą i wybucham płaczem.Wszyscy moi przyjaciele stracą pracę.I wszyscy mnie nienawidzą.nie mam zresztą do nich o topretensji.- Kochanie.- Erie odkłada gazetę.- To biznes.Takie rzeczy się zdarzają.- Wiem, ale to moi przyjaciele.Znamy się z Fi od szóstego roku życia.Erie jakby się zastanawiał, sącząc drinka.W końcu wzrusza ramionami i wraca do czytania.- Jak powiedziałem, to się zdarza.- Nie zdarza się tak po prostu.- Kręcę gwałtownie głową.- Trzeba się im przeciwstawiać.Walczyć znimi.- Kochanie.- Erie wydaje się rozbawiony.- Ty zachowałaś pracę, tak?- Tak.- Firma nie pada, tak?- Uhm.- No właśnie.To napij się dżinu z tonikiem.Jak on może tak reagować? Co za człowiek?- Nie mam ochoty na dżin z tonikiem, rozumiesz? - Czuję, że tracę nad sobą panowanie wgalopującym tempie.- Nie mam ochoty na pieprzony gin z tonikiem!286 - To może kieliszek wina?- Ericu, czy ty nie rozumiesz? - prawie krzyczę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed