[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nauczy się też śmiać.Na tę sama myśl przyśpieszyła kroku, uśmiechnęłasię do nieba, głośno zaśmiała i omal nie przewróciła o zwój lin.- No proszę.przecież to dziewczyna odMarion odwróciła się i zobaczyła tęgą czarną kobietę siedzącą na ławcerazem z dwiema mewami.Włosy miała spięte w całkiem biały kok, rysyjej nabrzmiały, stały się mniej wyrazne, ale wiadomo było, że to CissyDunning.Marion usiadła obok, przeganiając protestujące ptaki.- Dziewczyna od powiedziała.Pani naprawdę dalejo mnie tak myśli?385 Cissy uśmiechnęła.- Nie uwierzyłabyś, co o tobie słyszałam.Przy zdrowych zmysłachtrzymała mnie tylko myśl, że jesteś nadal taka sama jak tamtego lataw Invercombe.Dobrze pani wygląda.znaczy staro.Spokojnie możesz to powiedzieć.mnie też, Cissy.Zaśmiały się.Przechodnie widzieli, jak dwie kobiety, jedna biała, drugaczarna, jedna wkraczająca w wiek średni, a druga go opuszczająca, nadrabiają zaległości w plotkach, tak jak wielu innych bristolczyków.Dobrze,że Cissy przeżyła i że jakoś sobie radzi po wyjezdzie z Invercombe.AliceMeynell, słowna jak zawsze, znalazła jej pracę w innych domach, potemwtrąciła się wojna i umiejętności Cissy organizowania żywności i nocleguokazały się jeszcze bardziej poszukiwane.- Przedtem myślałam, że moja praca to zajmowanie się domami.W czasie wojny odkryłam, że zawsze troszczyłam się o ludzi, choć ta nauka trochę mnie kosztowała.Domy upadają.- Wskazała niesamowiteiglice Domu Wybrańców.- Nawet te największe.Powiedziała, że byłaby już na emeryturze, gdyby cech uznał jej stażpracy.A tak musiała pracować nadal.I często wspominała Invercombe.Tak, była tam, czy raczej nad wzburzonym morzem, bo z domu nic niezostało.Słyszała opowieści marynarzy i nadbrzeżnego ludku, i śmiała sięz ich fantazji.Invercombe nigdy nie było żadnym pałacem dla skrzatów.go tylko duchy, które ludzie przywozili we własnychgłowach.Nie, tęskniła za prawdziwym domem, chłodem korytarzy, blaskiem okien, łagodnym ciepłem ogrodów i śmiechem uwijających siępokojówek.I za wiatrosternikiem Ayresem, i za życiem, które planowaliwieść razem, choć taki uparty człowiek jak on pewnie przy pierwszympomruku wojny zaciągnąłby się na jakąś zachodnią fregatę.Najprawdopodobniej tak jak teraz siedziałaby na tej samej ławce, wciąż bez porządnej emerytury, opłakując go i zastanawiając się, jak długo jeszcze da radęsię schylać z chorym biodrem.- A myślała pani, żeby wrócić na Wyspy Szczęśliwe?Cissy zmarszczyła nos.też wracam w myślach.Często chodzę z Ayresem po białychplażach.Ale słyszę teraz, że na tych wyspach jest taki sam chaos jak tutaj.Owszem, znieśli niewolnictwo, jak to lubią na Wschodzie nazywać.Alepracy jest mniej, i mniej pieniędzy, czyli żyje się ciężej.Mówi się tam386 o Anglii takim tonem, jak my kiedyś o Widzisz, tam statkiprzywożą nie tylko trzcinę cukrową.Do Anglii będzie przyjeżdżać corazwięcej ludzi o moim kolorze skóry i oni nie zadowolą się tylkoniem żeby sprawdzić, czy pod spodem nie schowane złoto.- To dobrze dla kraju.- Ha! Powiedz to przeciętnemu cechowemu.Zabieramy im pracę -już to słyszałam.No i jeszcze jest ta nowa, kretyńska teoria czytałaśgazety, to wiesz, o co chodzi - że nie jesteśmy stworzeniami Bożymi, alepochodzimy od małp, a w życiu wygrywa ten, kto najmocniej kopie.Są takie spotkania, na których powiedzą ci, że my, jesteśmyo wiele bliższymi kuzynami małp niż biali.Ale to nie.- Pewnie, że tak! - obstawała Cissy, z uporem lub celowo nie zrozumiawszy słów sprzeciwu.- To prawda.Wszędzie wiszą te plakaty.Zobacz! - Kiwnęła ręką ku ścianie tuż za nimi.- Nawet tutaj jest.Zamilkły.W końcu długo się nieNo cóż.- Cissy z mozołem wstała na nogi.Od gadki robota samasię nie wykona.Marion, pomagając jej, ujęła ją za dłonie, Cissy zachwiała się na moment, łapiąc oddech.Dobra byłaby z ciebie ochmistrzyni, naprawdę.Takie marnotrawstwo.- Zaśmiała się, pokiwała głową, odwróciła się i pokuśtykała,cąc obolałymi biodrami.Było wczesne popołudnie, w dokach ruch, w pośpiechuwano statki, by zdążyły wypłynąć, korzystając z dobrego wiatru i tali.Aopotały żagle, wiły się liny, przetaczały ładunki, ale i tak wydawało siędziwnie cicho bez akompaniamentu dymu i łoskotu niezliczonych maszyn.Statki, które zuchwale zrezygnowały z żagli, cięto teraz na blachęw stoczniach rozbiórkowych, choć bywały także, zauważyła Marion, idącdalej, głośne i przeciekające łajby poruszane maszynami całkowicie obywającymi się bez pomocy eteru.Klade miał im mniej pomogąWybrańcy, tym lepiej dla ludzkości.Handel podupadł.Oferty pracy, niegdyś wypisywane kredą na tablicach obok trapów, teraz się z rzadka.Trudno też było o koje dlapasażerów, bo wielkie liniowce, które doczłapały jakoś do portów, naogół już z nich nie wypływały, a ludzie tak samo jak niegdyś palili się dowyjazdu z Anglii, wbrew temu, co twierdziła Cissy.Obok ramp i pochylni, gdzie dominował dawny zapach zęzy i melasy, kiwało się wiele387 jednostek, często w strasznym stanie, a niektóre, próżnej nadziei, miały na burtach wymalowane napisy NA SPRZEDA%7ł.Jejuwagę zwrócił jeden ze stateczków.Byl nieduży, omywany falą kreśliłczubkiem pojedynczego, wysokiego masztu niecierpliwe ósemki.Znalazła bezrobotnego żeglarza, podającego się za jego właściciela;w karty w pobliskiej szopie.Targi były krótkie.Marion wiedziała, żecena nie jest niska, zastanawiała się nawet, czy aby nie współuczestniczyw kradzieży, chociaż dość marynarskich wyrażeń, żeby postawićstarszego człowieka na baczność.Dobili targu, plunęli w dłonie i podalije sobie.Wróciwszy na łódz z kupioną wodą i osprzętem, Mariongo sprawdzającego liny i okucia, mruczącego zaklęcia, które już nie działały.Mała łajba wyglądała jednak na zdatną do żeglugi,obydwoje zgodzili się, że ciężarem jest dla niej wiatroster, który, popstrzony kwasem, rdzą i lodem maszynowym, stał bezużyteczniepośrodku pokładu.Popracowawszy kluczem, z zwsporników, uwolnili go i poturlali po deskach.Stoczył się za burtęi z potężnym chlupnięciem zniknął pod wodą.Marion odpłynęła po południu, wraz z paroma statkami, korzystając z ostatniej fali odpływu.dzwony.Pokrzykiwanodo siebie nawzajem.Potem przez otwartą śluzę, mocniejszy prąd w estu-Avonmouth.Wiatr powiał silniej.Bristol się skurczył.jakkil szuka kierunku, czuła, co chce zrobić ster.Tutaj Severn zlewała sięz pływami w kanale, zmieniając zapach wody.Morze to czyrzeka? Lecz ta łódz była o wiele dzielniejsza niż tamta, którąz Bewdley, jej dziobowi skręcać na południowy zachódw stronę poszerzającego się ujścia rzeki.Po jednej stronie leżała Walia,miasteczka i góry, w których dotąd nie po drugiej falowały zielonewzgórza Zachodu omiatane błyskami słońca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed