[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu często pokazujesz pazurki - powiedział i wstał.- Niedługowrócę.Już zarezerwowałem stolik.W mieście jest wielu wygłodzonychturystów.Gdy wyszedł, Carrie zamyśliła się.Znam go zaledwie kilka godzin, a jużsię w nim podkochuję, zdziwiła się.Royce McQuillan to niebezpiecznymężczyzna, zdecydowała.Gdy szli przez salę restauracyjną, wiele osób im się kłaniało.Royce był tudobrze znany.Carrie czuła na sobie ciekawskie spojrzenia, jakby ci ludzieprzypominali jej, że guwernantki nie bywają zapraszane na kolacje doekskluzywnych restauracji.- Nie zapraszałem cię - powiedział, unosząc czarną brew, gdy szeptemzwierzyła się mu ze swoich odczuć.- Po prostu byłaś głodna i przyszliśmy tuzjeść.Przez ciebie jechałem tyle kilometrów po całym dniu pracy.Powinie-nem odesłać cię do łóżka bez kolacji.SR- Cieszę się, że tego nie zrobiłeś - wyznała z rumieńcem na twarzy.- O czym myślałaś, siedząc samotnie na lotnisku?- Cóż, życie nie jest lekkie - odparta słodko.- Może dasz się namówić na jedno z najlepszych dań tej restauracji? -spytał ze śmiechem.78 MARGARET WAY- Tylko nie kangur.Proszę, niech to nie będzie kangur.- Nawet byś nie wiedziała, co jesz, gdybym ci nie powiedział.- Ale wierzę, że mi powiesz.Mam też nadzieję, że to nie będzie krokodyl -powiedziała z błyskiem w oku.- Zapewniam cię, że w karcie dań jest i krokodyl.- Nic z tego.Na początek zamówię kraba, a potem, skoro już jem wtowarzystwie króla bydła, zdecyduję się na duszoną wołowinę w pieczarkachi winie.- Cieszę się, że to wybrałaś.- Royce pokiwał głową z aprobatą.- Towołowina z Maramby - wyjaśnił z dumą.Po posiłku wybrali się na spacer brzegiem oceanu.Powietrze byłoprzesycone słodkim zapachem obsypanych kwiatami zarośli.Uliczne światłaodbijały się w wodzie.Carrie w ciszy podziwiała piękne widoki.Nagle zdałasobie sprawę, że odkąd poznała tego mężczyznę, przestała myśleć o wypadkui spustoszeniu, które uczynił w jej życiu.Teraz zaczynała rozumieć, dlaczegokobiety zakochują się w takich facetach.To ich przytłaczająca męskość,fizyczna uroda i żywotność przyciągają jak magnes.Royce miał to wszystko, a jednak jego małżeństwo rozpadło się.Widziała,jak rysy jego twarzy twardnieją, ilekroć o tym mówił.W zimnych, błękitnychoczach jego byłej żony Carrie dostrzegła obsesję.Czuła, że SharonSRMcQuillan jeszcze zjawi się w jej życiu.Przynajmniej rozwodowi nietowarzyszyła walka o dziecko, pomyślała.Dziwne, że Sharon nie chciaławłasnej córki.Szli obok siebie, prawie nie rozmawiając, mając jednak niemal bolesnąświadomość swej obecności.Uczucia wzbierały w nich powoli, niczymRYCERZ Z MARAMBY 79burza.Oboje wiedzieli, że nie powinni im ulegać.Jednak Carrie nie była wstanie zapanować nad swymi reakcjami.- Wracajmy - mruknął Royce, gdy dotarli do zakrętu promenady.-Musimy wstać bardzo wcześnie.Nie zerwę cię o świcie, ale zamów budzeniena szóstą.Zniadanie zjedz w pokoju.Zaraz po posiłku wyruszamy.Mam popołudniu spotkania i muszę zdążyć na czas - wyjaśnił zwięzle.- Twój wuj nie może się tym zająć? - spytała.- Lepiej, żebym był na miejscu - uciął krótko i poprowadził ją zpowrotem do hotelu.Przechodzili właśnie pod jednym z wysokich drzew, gdy nagle mały,ciemny kształt oderwał się od gałęzi i śmignął w ich stronę.Carrieprzestraszyła się łopotu skórzastych skrzydeł.- Ten nietoperz najwyrazniej szuka kłopotów - powiedział Royce,osłaniając dziewczynę ramieniem.- Może się zgubił? - spytała Carrie z drżeniem w głosie.- Próbował nas zaatakować! - zawołał Royce zdziwiony i rozbawionyjednocześnie.- Nic ci się nie stało?- Nie - powiedziała, choć nerwy miała napięte do ostatnich granic.Royce przyjrzał się jej.Wieczorna bryza rozsypywała jej włosy.Poczułich jedwabisty dotyk na policzku.Chwycił w dłoń miękkie pasmo.SRDziewczyna stała tak blisko, że czuł ciepło jej ciała.Nagle zapragnął jejdotknąć.To szaleństwo, pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]