[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugiej stronie stolika, naprzeciwko sofy usta-wiono dwa eleganckie czarne fotele.Na bocznych stolikach z ja-snego, polerowanego drewna umieszczono spore szklane lampy oczarnych kloszach.Charakteru dodaje pokojowi gustownaceramika: komplet trzech białych wazonów w różnychrozmiarach, duża kopulasta ozdoba pokryta czarnymi spiralnymiwzorami oraz sztuka etniczna.Część głównej ściany zajmujemaska wyrzezbiona w czarnym drewnie, a także ogromny biało-czarny obraz, który początkowo biorę za abstrakcję, póki nieodkryję, że mam przed sobą wielkie powiększenie fotografiiprzedstawiającej chmarę ptaków w locie, a ich skrzydła i ciała sązamazane z powodu szybkiego ruchu.Zciany pokryto tapetą, alenie papierową, tylko tekstylną - szorstkim materiałem podobnymdo konopnego.Na podłodze leży gruby, blady wełniany dywan, jaki można sobiesprawić tylko wtedy, gdy nie ma w perspektywie małych dzieciani zwierząt.Nad kominkiem wisi duży telewizor z płaskimekranem, a palenisko jest pełne grubych świec, które w tej chwilinie płoną.Koło okna stoi dobrze zaopatrzony barek.Siadam, chłonąc nastrój otoczenia. Wow.Prawdziwe kawalerskie gniazdko.Ani słowa.Urządzone jest po męsku, ale bez przesady.Wszystko w dobrymguście.Właściwie akurat tego się spodziewałam.Mój wzrok przyciąga nietypowy mebel.Wygląda jak stołek czyniskie siedzisko, ale niezupełnie.Zamiast podłokietników pojednym z każdego boku, ma dwa po jednej stronie, i to dośćoddalone od siebie, przy czym drugi jest jakby szerokim oparciemz odwiniętym tyłem."Bardzo dziwna rzecz.Do czego służy?.Przed oczami staje mi nieproszony obraz.Wspomnieniesceny w klubie wcześniej tego samego wieczoru, Widzędziewczynę w klatce, wijącą się za prętami, jej oczy błyskającespod maski.Patrzę, jak idzie za mężczyzną, potulna niczymposkromiony mustang.To w tamto miejsce Dominie chadza zeswoją przyjaciółką.Czuję lekki niepokój, jakby wątpliwości.Byłam zauroczonajego wyglądem i aurą uprzejmości, jaką mi okazał, ale może taprostolinijność to pozór.W tym momencie Dominie wchodzi z tacą, na której niesiedzbanek z kawą, mleko w dzbanuszku i dwie filiżanki.Stawia tona szklanym blacie i siada na sofie niedaleko mnie - blisko, alebez zażyłości. - Zatem - zagaja, nalewając kawę i mleko, a potem podając mi filiżankę opowiedz mi coś osobie, Beth.Co cię sprowadza do Londynu?Mam na końcu języka: Złamano mi serce i przyjechałam tu, żebysię wyleczyć , ale zabrzmiałoby to zbyt osobiście, toteżograniczam się do innych wyjaśnień: Chciałam przeżyć przygodę.Jestem dziewczyną z małegomiasteczka i muszę rozwinąć skrzydła.Kawa jest gorąca i aromatyczna.Właśnie tego mi trzeba.Pociągnęłam łyk - pyszna. Przybyłaś we właściwe miejsce. Dominie kiwa głową.To najwspanialsze miasto na świecie.To znaczy podobnie jakNowy Jork czy Paryż.Jestem też, bez względu na to, co sięmówi, wielkim fanem Los Angeles, lecz Londyn.żadnametropolia się do niego nie umywa.A ty znalazłaś się w samymsercu!Gestem pokazuje okno.W budynkach dookoła nas błyszczą wciemności setki okien.- Mam dużo szczęścia przyznaję szczerze.- Gdyby nieCelia,nie byłoby mnie tu.-- Jestem pewien, że ty także wyświadczasz jej przysługę.-Znów się do mnie uśmiecha i czuję dziwne napięcie.Czy on zemną flirtuje?To cudowne wrażenie być tuż obok niego.Bliskość jego szerokichbarków ukrytych pod białą koszulą wprawia mnie w zakłopotanie.Wyczuwam promieniujące w moją stronę ciepło jego skóry.Kształt jego ust sprawia, że oddycham płytko, a w żołądkutrzepocze mi się podekscytowanie, zataczające kręgi w stronę pa-chwin.Boże, mam nadzieję, że on nie zauważy tego, jaki ma namnie wpływ.Pociągam kolejny łyk gorącej kawy - oby mnie tosprowadziło na ziemię.Kiedy podnoszę wzrok, czarne oczy patrząna mnie i ledwie powstrzymuję okrzyk.- Powiedz, jakie wrażenie zrobił na tobie Londyn?Nie powinnam być tak nieśmiała, ale jego magnetyzm przemieniamnie z powrotem w Beth prowincjuszkę, którą wciąż usiłujęukryć.Zaczynam mu opowiadać o tym, co widziałam w mieście,potykam się jednak o słowa, szukając najwłaściwszego sposobuna oddanie swoich wrażeń.Chcę ze swadą mówić o dziełachsztuki i miejscach, ale wychodzi na to, że recytuję listę atrakcjiturystycznych.On mimo to jest absolutnie czarujący, zadaje mipytania świadczące o zainteresowaniu i wygląda na zafascynowa-nego moją opowieścią.Chyba nie uświadamia sobie, że w ten spo-sób jeszcze pogarsza niezdarność moich wypowiedzi.- I ogromnie podobał mi się zbiór miniatur w Wallace Col-lection, i portret Madame Pamplemousse - mówię, siląc się naton znawczyni.- Madame Pamplemousse? - Dominie wygląda na zdezorien-towanego.- Tak. Z zadowoleniem popisuję się swoją wiedzą.- Tometresa Ludwika XV.- Och! Twarz mu się rozjaśnia. Masz na myśli MadamePompadour.- Tak.Oczywiście.Madame Pompadour.Ją miałam na myśli.- Czuję się niezręcznie. A co powiedziałam?Madame Pamplemousse.- Wybucha śmiechem.- MadameGrejpfrut9! Zwietne! - Zmieje się autentycznie, odrzucając głowędo tyłu i pokazując idealne białe zęby, a głęboki dzwięk brzmi do-nośnie w pokoju.Wtóruję mu, lecz czuję się udręczona.Jak mogłam palnąć coś takgłupiego? Policzki mi płoną ze wstydu i choć usiłuję to pokryćśmiechem, oczy znów zaczynają mnie piec. O, nie, tylko nie to!Nie rozbecz się, to żałosne.Ale im bardziej surowo karcesię w duchu, tym gorzej się czuję.Zrobiłam z siebie idiotkę jakdzieciak i zaraz się z tego powodu rozpłaczę.Z całej siły staramsię to powstrzymać w sobie, mocno przygryzając od środkapoliczek.Na widok mojej miny Dominie od razu przestaje się śmiać, jegouśmiech znika.- Hej, nie denerwuj się.W porządku, wiem, co miałaś namysli.To po prostu zabawne i tyle, nie śmieję się z ciebie.-Wyciąga rękę i kładzie ją na mojej dłoni.W momencie gdy nasze ręce się spotykają, dzieje się cośdziwnego.Jego dotyk działa na mnie elektryzująco, prawie parzy.Coś jakbyprąd przepływa między nami i niemal przyprawia mnie o dreszcz.Zdumiona podnoszę wzrok i patrzę mu w oczy.Po raz pierwszywidzę go tak naprawdę, a on odpowiada spojrzeniem, zaskoczony,prawie zakłopotany, jakby też poczuł coś, czego się niespodziewał.Mam wrażenie, że dostrzegam jego prawdziwe ja,nieukryte za maską uprzejmości i konwencji, a on z kolei spoglądaw głąb mnie.Przez nasze życie codziennie przewijają się setki twarzy,pojawiaja się i znikają bez naszej świadomości.W pociągach,autobusach,windach i na ruchomych schodach migają spojrzenia.z którymi nawiązujemy króciuteńką łączność ta jednaknatychmiast zostaje przerwana.Przez ułamek sekundy zauważamyczyjeśistnienie, dociera do nas fakt, że ktoś ma swoje życie, prze-szłość i historię, która nieubłaganą koleją losu doprowadziła go wto miejsce, zaraz jednak łączność ginie, odwracamy oczy, nasześcieżki rozchodzą się, każdy idzie w swoją stronę, ku własnejprzyszłości.Lecz teraz, patrząc w oczy Dominica, odnoszę wrażenie, żego znam, mimo że jest mi obcy.Jak gdyby różnica wieku iodmienny tryb życia ani trochę nie miały znaczenia.W jakiśdziwny sposób przenikamy do swoich osobowości.Zewnętrzny świat odpływa i zanika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]