[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze jednak wiesz, co się z tobą stanie, gdy bunt zostanie stłumiony. JEZLI bunt zostanie stłumiony  warknął zbiegły niewolnik. Nie masz się co łudzić.Nawet gdy każdy pirat i każdy niewolnik IndiiZachodnich pochwyci za broń, wciąż nie będziecie mieli szans z eskadramiliniowców Royal Navy i regimentami królewskiej piechoty.Pokonanie Bekkera ijemu podobnych jest jedynie kwestią czasu. Mydlisz mi oczy, Angliku!  Nie, otwieram ci oczy.I przypominam o umowie, którą zawarliśmy. Pamiętam o niej. Cornelius wyprostował się. Pamiętam o niej, choć.Nieważne.Możesz mi zaufać.Z tymi słowami odwrócił się i wbił spojrzenie w lazurowy przestwór oceanu,na którym nikła już piramida żagli  Sandstorm oraz towarzyszącego jej okrętu.Nałodzi, wolno sunącej wzdłuż piaszczystych, porośniętych lasem brzegów Barbados,panowała cisza.Po opuszczeniu przystani marynarze chichotali i co rusz z udawanąpowagą zwracali się do mnie po imieniu, aż w końcu kazałem im zamknąć pyski ioszczędzać siły na akcję. W Bridgetown roi się od piratów!  powiedziałem ostro. Będziecie mieliniejedną okazję wykazać się dowcipem.Moje słowa odniosły skutek i miny zrzedły wszystkim z wyjątkiem pogodnieuśmiechniętego Bambo.Do obsady barki wybrałem twardych hultajów, którzy zniejednego pieca chleb już kradli, ale świadomość, że pchamy się w paszczę lwa,nawet najzuchwalszemu mogła odebrać pewność siebie.Co gorsza, z każdymprzebytym kablem również i ja traciłem wiarę.Westchnąłem ciężko w duchu.Jak zwykle wpadłem na szalony niemalżepomysł i bez namysłu wprowadziłem go w życie, a w chwili, gdy sprawy zabrnęłyzbyt daleko, poczułem ukłucie niepewności.Do licha, przy tej wyprawie decyzja ozdobyciu  Cassandry wydawała się dziecinną psotą! Oto z garścią zakapiorówpłynąłem prosto do miasta opanowanego przez piratów, by dostać się przed obliczeich herszta, zabić go, a następnie uciec na płaskiej barce z niewielkim żagielkiem.Zadanie doprowadzenia nas przed oblicze Bekkera otrzymał zaś nienawidzącyAnglików zbiegły niewolnik.Przyjrzałem się Corneliusowi, który wciąż siedział na dziobie łodzi iwpatrywał się w dal.Jego oblicze mimo siniaków i skaleczeń wydawało się dumne iszlachetne, ale nie podobały mi się zaciśnięte szczęki i zmrużone oczy.Miałemwrażenie, że Murzyn nie przestaje bić się z myślami i mogłem jedynie się modlić, byw kluczowym momencie nie zdecydował się odrzucić mojej propozycji.Przyjrzałem się pozostałym członkom wyprawy.Tom van Hoogen najprawdopodobniej pokładał we mnie całkowite zaufanie, gdyż oparł się wygodnie omaszt i spokojnie pykał z fajeczki.Ostrzący maczetę Bambo również wydawał sięwolny od trosk, natomiast w zachowaniu pozostałych  zakazanych mord widać jużbyło pewną nerwowość.Patrick Perry, zwany Meduzą, przygryzał koniec swegoharcapu, Mullholland stukał piętą w dno łodzi, a brodaty da Silva zaciskał irozprostowywał pięści.Byłem pewien, że każdy żałował już swego początkowegoentuzjazmu.Mocny, równy wiatr południowo-wschodni popychał zdobyczną barkę kumiejscu przeznaczenia, a palące nas w plecy słońce z wolna jęło chylić się kuzachodowi.Krajobraz również się zmienił.Znikła zielona ściana lasu, która ciągnęłasię nad piaskami plaży, a w jej miejsce pojawiły się rozległe, opustoszałe plantacjetrzciny cukrowej.Na przecinających je polnych drogach nie było jednak ani żywegoducha, a znad wyrastających tu i ówdzie młynów i zabudowań unosiły się dymy.Tom i jego towarzysze żegnali się na ten widok, a Cornelius uśmiechał się z ponurymtryumfem.W końcu linia brzegowa skręciła ku wschodowi, a my ujrzeliśmy szeroki portBridgetown.Nie miałem wątpliwości, że to nieszczęsne miasto szturmował Beniamin Siedem %7łyć Bekker we własnej osobie.Szaleństwo wyzierało bowiem ze zgliszcz,jakie mieliśmy przed oczyma.Pamiętałem z innych wizyt w porcie rząd białych,krytych czerwoną dachówką kamieniczek.Teraz zostało jedynie kilka osmalonychścian, ziejących oczodołami okien.Fort Charles, broniący przystani od południa, byłspalony aż do fundamentów, a z leżącego na północy St.Anne's Fort zostało jedyniepółnocne skrzydło i kilka zabudowań.Poczułem dreszcz na myśl o furii, jaka pchnęłapirata do niszczenia tak potężnych budowli.Zduszonym szeptem nakazałem zwinąć żagiel.W łodzi panowało ponuremilczenie, a jedynym słyszalnym odgłosem było poskrzypywanie wioseł w dulkach.Z każdym przebytym jardem dostrzegałem nowe, straszliwe szczegóły.Przykamiennym bulwarze portowym, gdzie ongiś cumowało mnóstwo łodzi i kutrów,unosiły się teraz jedynie drewniane szczątki, niektóre wciąż przycumowane donadbrzeża.W basenie portowym niczym samotna skała sterczała rufa zatopionego żaglowca.Znikła wieża kościoła pod wezwaniem Zwiętego Michała, która kiedyśdumnie górowała nad dachami kamienic.Jedynie biały jak śnieg pałac gubernatorana wzgórzu przetrwał zawieruchę w dobrym stanie, choć gdy wytężyłem wzrok,dostrzegłem, że otaczające posiadłość ogrody zostały spalone i stratowane.Na słupie,gdzie kiedyś powiewała flaga brytyjska, łopotał Jolly Roger.Okaleczone, upokorzone miasto bynajmniej nie wyglądało jednak na wymarłe.Przez wodę niosły się ochrypłe śpiewy i pokrzykiwania, tu i ówdzie na ulicachpłonęły ogniska, a przez zasłany gruzem bulwar galopowała dwukółka, z pewnościąjeszcze niedawno, własność któregoś z bogatych plantatorów. Tam jedzie!  powiedział cicho O'Neil, wskazując wschodnią częśćnadbrzeża.Nie widziałem nigdzie niewielkiej korwety, więc jedynym okrętem w porciebyła  Sandstorm , cumująca burtą do bulwaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed