[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.myślałam, że chciał mnie zaatakować.Poruszył tą swoją tycz-ką. gorączkowo zastanowiła się nad wiarygodną historyjką. Jestem z plemieniaPan.To było plemię, do którego należała Sosa, zanim przybyła do podziemi.Uczono tamkobiety walki bez broni. Uciekłam.Szukałam tylko jedzenia.151  Plemię Pan  zastanowił się Wódz.Na jego straszliwej twarzy pojawiło się cośdziwnie miękkiego. Chodz ze mną.Puścił ją i wyszedł z tłumu.%7ładen z pozostałych wojowników się nie odezwał.Wiedziała, że w tej chwili nie mażadnych szans na ucieczkę, podążyła więc potulnie za Nieuzbrojonym, który wszedł dowielkiego, prywatnego namiotu.Było tam jedzenie, którego zapach przyprawił jej pustyżołądek o bolesny skurcz. Jeśli jesteś głodna, jedz.Postawił przed nią talerz z owsianką i kubek mleka.Sięgnęła ochoczo po oba.i nagle zrozumiała, że to pułapka.Zachowanie się ko-czowników przy stole różniło się od obyczajów obowiązujących w podziemiu.Każdyruch zdradzi jej pochodzenie.Nie wiedziała, czy koczownicy w ogóle używają sztuć-ców.Zanurzyła rękę w owsiance i uniosła w górę ociekającą bryłę.Wsadziła ją sobiew usta, krzywiąc się pod wpływem gorąca.Mleko pociekło jej po brodzie.Bezimienny patrzył bez słowa.152  Chcę pić  powiedziała po chwili.Bez słowa przyniósł jej bukłak.Przytknęła jego dziób do ust i pociągnęła łyk.Zakrztusiła się.To była jakaś gorzka,pienista mikstura. To nie woda!  krzyknęła z udręką. Czy w plemieniu Pan nie znają ani gospod, ani piwa własnej roboty?  zapytał.Zdała, sobie sprawę, że przesadziła.Większość koczowników z pewnością znałacywilizowany sposób jedzenia, gdyż w gospodach były talerze, widelce, łyżki i kubki,zaś naprawdę nie cywilizowane plemiona piły warzone przez siebie piwo.Soli rozpłakała się, wyczuwając pod tym brutalnym obliczem łagodny charakter.Tobyła jej ostatnia nadzieja.Przyniósł jej wody. To nie ma sensu  powiedział do siebie, gdy piła. Bob nie wysłałby nie przy-gotowanego dziecka do samego serca obozu nieprzyjaciela.To byłaby głupota, zwłasz-cza w tej chwili.Soli zastanowiła się, skąd Bezimienny znał imię jej wodza.Po chwili przypomniałasobie, że rozmawiali ze sobą, gdy planowali walkę na szczycie Góry Muz.153  Z drugiej strony  ciągnął  zwykłe dziecko nie umiałoby walczyć bez broni.Zrozumiała, że jej pomyłki jednak zbiły go z tropu. Czy mogę zabrać trochę dla mojego przyjaciela?  zapytała przypomniawszysobie Vara.Bezimienny wyglądał, jakby miał zamiar zadać jakieś pytanie, Po chwili jednakwybuchnął śmiechem. Wez, ile zdołasz zabrać, ty urwisie! Niech twój przyjaciel ucztuje przez wieledni.Może dzięki temu stanie się szczęśliwszym człowiekiem niż ja! Naprawdę mam przyjaciela  odparła, poirytowana jego tonem.Zrozumiała, żeżartuje sobie z niej, myśląc, że chce to wszystko zjeść sama.Przyniósł torbę i wrzucił do niej nagromadzone zapasy, dodając do tego dwa bukła-ki. Zabierz to i znikaj z mojego obozu, dziecko.Uciekaj jak najdalej.Wróć do ple-mienia Pan.Rodzą się w nim dobre kobiety, nawet te, które są bezpłodne.Zwłaszcza te.Mamy tutaj wojnę i mimo że znasz sztukę samoobrony może ci grozić niebezpieczeń-stwo.154 Zarzuciła sobie worek na plecy i ruszyła do wyjścia, Dziewczynko!  zawołał nagle.Poderwała się, przestraszona, że mimo wszyst-ko ją przejrzał.Bob, władca Helikonu, postępował w ten sposób.Bawił się ze swymrozmówcą, udając, że się z nim zgadza, a potem przypuszczał nieoczekiwany atak. Jeśli kiedykolwiek znudzisz się wędrowaniem, odszukaj mnie.Zostaniesz mojąprzybraną córką.Zrozumiała z ulgą, że był to wielki komplement.Polubiła tego ogromnego, strasz-nego mężczyznę. Dziękuję  powiedziała. Może któregoś dnia spotkasz mojego prawdziwegoojca.Myślę, że polubilibyście się nawzajem. A więc nie byłaś sierotą przez długi czas  szepnął, znowu się śmiejąc.Inteli-gencja olbrzyma najwyrazniej dorównywała jego sile. Kim jest twój ojciec?Nagle przypomniała sobie, że obaj mężczyzni spotkali się już kiedyś i że to Bez-imienny odebrał jej ojcu Imperium oraz jej prawdziwą matkę.Nie odważyła się więcwymienić imienia Solą, gdyż byli oni z pewnością śmiertelnymi wrogami.155  Dziękuję  powiedziała pośpiesznie, udając, że go nie usłyszała. Do widze-nia.Pozwolił jej odejść.W ślad za nią nie wyruszył żaden pościg, nikt też jej nie śledził. 11Var poczuł się słabo, gdy ujrzał, jak Soli wyłania się sama z rzedniejącej mgły.Niktza nią nie szedł.Pozwolił jej przejść obok i odczekał chwile, by się upewnić.Słyszał przecież krzyki i miał wrażenie, że słyszy głosy dziewczynki i Wodza.Cośsię zdarzyło, a on nie mógł nic zrobić, a nawet nic nie wiedział.Zmuszony czekaćbezczynnie, zaciskał nerwowo palce na rękojeściach pałek  swojej i jej.Tymczasem Soli krążyła po lesie, szukając go.Var nie mógł pojąć, w jaki sposóbdziewczynka potrafiła się z tego wykręcić.W końcu doszedł do wniosku, że wziął obcegłosy za te, które znał.157  Tutaj  szepnął.Podbiegła do niego i wepchnęła mu w ręce ciężką torbę.Oboje oddalili się po-śpiesznie od obozu.Var wiedział, że w tej mgle nikt ich nie wyśledzi, a grunt był tuzbyt twardy, aby ich ślady mogły być widoczne.U podnóża Góry Muz zatrzymali się na chwilę.Var zanurzył rękę w worku w po-szukiwaniu jedzenia.Odnalazł bukłak i zaczął pić chciwie.To było dobre, mocne piwowarzone przez koczowników.Odmieńcy nigdy nie dostarczali podobnego napoju.Na-stępnie złapał kromkę czarnego chleba i zaczął go żuć w trakcie wspinaczki.Zaspokoiwszy pierwszy głód Var zaczął się martwić o mgłę.Jeśli rozwieje się, za-nim osiągną szczyt, ich tajemnica się wyda.Co zrobią wtedy?Mgła jednak nie ustąpiła.Oboje poczuli ulgę, gdy wreszcie, ciężko dysząc, padli naskałę na szczycie.Wysypali z torby jej zawartość i przystąpili do uczty.Był tu chleb, pieczone mięso, gotowane kartofle, jabłka i orzechy, a nawet trochęczekolady od Odmieńców.W jednym z bukłaków było mleko, w drugim piwo. Jak zdobyłaś to wszystko?  zapytał Var z pełnymi ustami.158 Soli, która dzięki owsiance nie była zbyt głodna, postanowiła ponownie spróbowaćpiwa.Do dzisiaj nigdy go nie piła i jego obrzydliwy smak zaintrygował ją. Poprosiłam o to Bezimiennego.Var zakrztusił się kartoflem. Jak.dlaczego.?  wystękał.Soli wypiła kolejny łyk drapiącego w gardło piwa, które uparcie pragnęło wrócić tąsamą drogą, którą weszło, i opowiedziała mu całą historię. Chciałabym, żeby nie byli wrogami  dokończyła. Sol i Bezimienny.Gdybynie to, mogliby się polubić.Twój Wódz jest całkiem miły, chociaż straszny. Tak  szepnął Var, przypominając sobie swą pięcioletnią zażyłość z Bezimien-nym. Ale tak naprawdę oni nie są wrogami.Wódz kiedyś mi o tym opowiadał.Byliprzyjaciółmi, ale z jakichś przyczyn musieli walczyć ze sobą.Sol oddał Nieuzbrojone-mu żonę z bransoletą dlatego, że go nie kochała i nie chciała umierać  Var zorientowałsię nagle, że kiedy mówił szeptem wszystkie słowa były wyrazne.Soli przez większą część jego przemowy miała zdumioną minę, ale na ostatnie zda-nie zareagowała gniewem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed