[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przywiozłeś więcz Dogilani skamieniałość i jakieś dowody świadczące owystępowaniu żywejistoty.Skamieniałość to skamieniałość rzecz pewna, uchwytna,dająca siędatować.A czym dokładnie jest ta istota? Kolejny Wielkostopy? Randall! - Ken poczuł się urażony. Pozwól, że ujmę to inaczej.Dziecko może się zgubić wsawannie,podobnie jak dorosły.Lecz jeśli ta istota tam się urodziła, mamy doczynienianie tylko z jednym osobnikiem, lecz z całą rodziną.Z całąpopulacją.Zamilkł na chwilę. Czy może chcesz, żebym uwierzył, iż jakaśskamienia-łość powróciła do życia i jęła sobie spacerować po okolicy? Ken?Ken otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale się nie odezwał.Miał wrażenie, jakby jego umysł rozszerzał się we wszystkichkierunkachi pośród tej powstałej w jego głowie rozległej przestrzeni ujrzałsiebiew sawannie, twarzą w twarz ze skuloną brązową istotą, z hominidem,którypolował czarnymi kamieniami, stworzeniem, którego nigdy nie widział,jeślinie liczyć śladów stóp.Praczłowiek uniósł wzrok, patrząc prosto naniego.Ken ocknął się, przerażony.Wydał gardłowy dzwięk, odetchnąłgłęboko,i obraz zniknął. W porządku pomyślał młody naukowiec to tylko zmęczenie.Zmęczenie, głód, wyczerpanie.Ciała i umysłu."Odzyskał nad sobą kontrolę. Randall, nie mam już nic więcej dopowiedzenia.Za godzinę odbiorę zdjęcia i razem je przejrzymy. Doskonale, nie mogę się doczekać.A tak na marginesie,pamiętaszRaja Haksara? Był szefem wydziału antropologii kulturowej?Ken skinął głową. Pewnie.Obyczaje plemienne.Ryty inicjacjii dojrzałości.Został już chyba profesorem emerytowanym.ZapamiętałHaksara jako pomarszczonego Hindusa, drobnego, kruchego iprzesadnieuprzejmego w stosunku do studentów. Tak, przed paru laty przeszedł rja emeryturę.Ale dobrze będziez nimpomówić, żeby wykluczyć możliwość, że tamte ślady pozostawił jakiśchłopak podczas przejścia" inicjacyjnego.100 Ken aż podskoczył. Jakiego przejścia"? O czym ty mówisz?NaDogilani nie mieszkają żadne plemiona!Ken rozważył już tę możliwość i ją wykluczył. Przejście" to samotny marsz przed dżunglę, albo sawannę, mło-dzieńców z plemienia, którzy chcieli dowieść swojej męskości.W tymcelu udawali się samotnie do buszu, gdzie musieli przeżyć o własnychsiłach, bez jakiejkolwiek pomocy.Czasem, choć rzadko, pozwalano imzabrać włócznię albo łuk i strzały.Przejście mogło trwać parę tygodni,a wiek uczestnika próby różnił się w zależności od plemienia w nie-których plemionach chłopcy poddawali się temu rytuałowi w wiekudziewięciu lat. Wiem.Odgrywam tylko rolę adwokata diabła odparł Randall.Nie widziałem nawet jeszcze twoich zdjęć.Jeśli jednak tamtych śladówniepozostawił chłopak w czasie przejścia", małpa czy jakiś zbłąkanytubylecto cytując Sherlocka Holmesa to, co pozostaje, jakkolwiekniepraw-dopodobne, musi być prawdą.A pozostaje praczłowiek.Czy jesteśgotówtwierdzić, że na Dogilani są żywi praludzie?Dokuczliwy ból głowy ścisnął skronie Kena.Przetrząsnął mójumysłw poszukiwaniu brązowej istoty, ale zamiast niej odnalazł tylkowyobrażeniebrązowej istoty, wyobrażenie żywego praczłowieka.Poczuł się tymonie-śmielony oraz zażenowany faktem, że wobec dawnego nauczyciela za-chowywał się z taką pewnością siebie i nerwowością. Masz numer telefonu Haksara? bąknął. Powinieneś go znalezć w książce telefonicznej, o ile Haksarjeszczenie umarł.W porządku, ważniaku konkludował żartobliwie.Przywieztę swoją tajemnicę.A tak na marginesie, dopilnuj, żeby Caruso niewywęszyłtwego znaleziska, zanim się dowiesz, co to takiego.Odsunie cię nabok ma teraz świetny pretekst potem wymyśli jakieś wytłumaczenie irozpo-wszechni to w mediach. Wiem.Spokojnie, Randall.Nie jestem lekkomyślny. Nigdy nie mówiłem, że jesteś zachichotał Randall. Narazie.Odłożyli słuchawki.Ken stał wpatrując się z roztargnieniem w zawieszoną nadtelefonemwiktoriańską reklamę.HOTEL KUPIECKI NAIROBI"ROZSDNE CENY.NUMEROWI W UNIFORMACH OCZEKUJ NA WSZYSTKIE POCIGI.KOLONIZCI Z KRAJU PRZYLDKOWEGO ODNAJD WE WAAZCICIELUSTAREGO PRZYJACIELA.Dom był pusty i cichy jak rzadko.Itina, matka Ngilego, Gwee orazWambui, niania, która wychowała młode pokolenie Ngiamenów wszyscyoni wyszli załatwiać związane z weselem sprawunki.Ken wyjrzał przezoknona taras.Teraz mówił Jakub, opierając mięsiste dłonie o drewniany stół,Ngili101 natomiast słuchał.Ken prosił Boga, żeby stary wykazał trochęelastyczności.W tym momencie jego umysł opanowała uparta myśl: to nie mogło być przejście". Przejście" to rytuał plemienny, na temat którego wypisano morzeatramentu.Stał się też przyczyną śmierci kilku romantycznychantropologów,którzy podążając śladem chłopców wędrujących po dzikich obszarachniezważali na niebezpieczeństwo ze strony węży, na dyzenterię czyodwodnienieorganizmu.Był to test wytrzymałości, pełen makabrycznego heroizmu.Chłopcymusieli przeżyć żywiąc się wyłącznie tym, co upolują albo znajdą.Wwypadkuoszustwa zostaliby usunięci z plemienia.Parokrotnie zdarzyło się, żeprzechodzący inicjację przyjęli jedzenie od misjonarzy czy podróżnikówi zginęli z rąk własnych rodziców, którzy nie mogli tolerować złamaniaprzysięgi plemiennej.W programie wykładów Kena na pierwszym roku studiówznajdowałysię zajęcia z obyczajów plemiennych.Przypomniał sobie teraz, żeHaksarrozpoczął je od pokazania świeżo upieczonym studentom serii fotografiichłopięcych stóp po pomyślnym zakończeniu przejścia".Stopy te byłybrudne, zabłocone i oblepione krwią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]