[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś musiało go obudzić.Uniósł się na łokciu.Stwierdził, że Lisa też już nie śpi i w milczeniu wpatruje się w drzwi.- Też to poczułeś? - wyszeptała.Gdzieś z daleka dotarła do nich potężna detonacja i cały zamek aż zadrżał w posadach.Painter odrzucił kołdrę.- Będą kłopoty - szepnął i wskazał stertę ubrań dostarczonych przez gospodarzy.Wpośpiechu wciągnęli ciepłe rajtuzy, sprane dżinsy i grube swetry.Lisa zapaliła świece i włożyła stopy w ciężkie buciory.Przez następne dwadzieściaminut trwali w milczeniu, wsłuchując się w cichnące hałasy za drzwiami.W końcu oboje usiedli na łóżku.- Jak myślisz, co się tam mogło stać? - spytała cicho Lisa.Znów usłyszeli jakieś głosy.- Nie mam pojęcia.Ale zdaje się, że wkrótce się dowiemy.Przez masywne dębowedrzwi dotarł do nich z korytarza odgłos ciężkich kroków.Painter wstał i zaczął nasłuchiwać.- Idą do nas.Jakby na potwierdzenie jego słów, drzwi aż się zatrzęsły od walenia pięściami.Paintercofnął się i pociągnął za sobą Lisę.Usłyszeli metaliczny szczęk masywnej zasuwy.Drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczyło czterech mężczyzn z gotowymi do strzałukarabinami.Za nimi wszedł ktoś piąty, łudząco podobny do Gunthera, zabójcy z klasztoru.Był jak tamten potężnie zbudowany, miał szerokie bary i masywną szyję na końcu którejtkwiła głowa porośnięta srebrzystoblond szczeciną.Ubrany był w luzne brunatne spodnie znogawkami wpuszczonymi w czarne buty z cholewami i brunatną koszulę.Do wizerunku nazistowskiego bojówkarza brakowało mu tylko opaski ze swastyką.Czy może byłego nazistowskiego bojówkarza.Jego twarz była równie blada jak twarz Gunthera, ale jej lewa strona wyglądała nazmartwiałą, jak u kogoś po udarze mózgu.Również lewa ręka, którą oparł się o drzwi,sprawiała urażenie częściowo niesprawnej.- Kommen mit mir! - warknął. Kazał im iść z sobą i nie czekając na ich reakcję, odwrócił się i ruszył korytarzem.Jakby nie przyszło mu do głowy, że ktoś mógłby nie wykonać jego rozkazu.Zapewneniebagatelne znaczenie miały w tym względzie wymierzone w nich cztery karabiny.Painter skinął głową na Lisę i oboje ruszyli za przywódcą za nimi podążyło czterechstrażników.Wykuty w skale korytarz był dość wąski i z trudem mieścił idące obok siebiedwie osoby.Jedynym zródłem światła były latarki przytwierdzone do karabinów strażników,co powodowało, że przez całą drogę towarzyszyły im dziwaczne, tańczące po ścianach cienie.W korytarzu było zimniej niż w pokoju, ale nie lodowato.Nie szli zbyt długo.Painter ocenił, że kierują się ku wyjściu z zamku i nie pomylił się,a do ich uszu dotarło nawet niezbyt odległe wycie wiatru.Widać znów nadciągnęła burza.Prowadzący ich wielkolud zatrzymał się przed rzezbionymi drzwiami i zapukał.Ześrodka dobiegł stłumiony głos, polecający wejść.Znalezli się w smudze światła i ciepłegopowietrza.Strażnik wszedł pierwszy i przytrzymał drzwi.Weszli za nim i rozejrzeli się po wnętrzu.Wszystkie ściany wysokiego, urządzonegow rustykalnym stylu gabinetu pokrywały półki z książkami.Na wysokości pierwszego piętrabiegła masywna galeryjka z prostych, surowych, żelaznych prętów, na którą wchodziło się postromej drabinie.yródłem ciepła było wielkie kamienne palenisko, na którym płonęło nieduże ognisko.Ze ściany patrzył na nich olejny portret mężczyzny w niemieckim mundurze.- Mój dziadek - wyjaśniła Anna Sporrenberg, zauważywszy spojrzenie Paintera.Naich powitanie uniosła się zza monstrualnie wielkiego biurka.Także ona ubrana była w dżinsyi sweter.Widać był to strój obowiązujący w zamku.- To on przejął po wojnie ten zamek.Wskazała fotele stojące koło paleniska.Painter zauważył, że ma podkrążone oczy isprawia wrażenie, jakby w ogóle nie spała.Bijąca od niej woń przypominała spalony prochstrzelniczy.Ciekawe.Gdy szedł w stronę fotela, obrzuciła go badawczym spojrzeniem i Painter poczułciarki na plecach.Mimo widocznego jęczenia była w tej kobiecie drapieżność, spryt i zimnakalkulacja.Niewątpliwie była osobą, z którą należy się liczyć, przyglądała mu się uważnie,oceniająco.Co tu jest grane?- Setzen Sie, bitte - zaprosiła ich ruchem ręki.Usiedli z Lisą obok siebie, Annawybrała fotel naprzeciwko nich.Strażnik stanął przy zamkniętych drzwiach i skrzyżował ręce na piersiach.Painter nie miał wątpliwości, że reszta ludzi pilnuje drzwi od strony korytarza.Już wcześniej rozejrzał się za możliwymi drogami ucieczki i wiedział, że poza drzwiamiwejściowymi jedynym otworem w tym pomieszczeniu jest niewielkie okno we wnęce.Miało matową szybę i było zakratowane, i jako droga ucieczki nie wchodziło w grę.Painter spojrzał na Annę.Trzeba będzie znalezć jakieś inne wyjście.Jej zachowaniebyło czujne i pełne rezerwy, ale przecież po coś ich tu przyprowadzili.Przydałoby mu sięwięcej informacji, Crowe wiedział jednak, że trudno mu będzie coś z niej wydobyć.Dopieropo chwili dostrzegł jej wyrazne podobieństwo do mężczyzny na portrecie i uznał to za dobrypunkt wyjścia.- Powiedziała pani, że dziadek przejął zamek - zaczął.Temat był w miarę bezpieczny imógł dostarczyć jakichś odpowiedzi.- A kto był jego wcześniejszym użytkownikiem?Anna rozparła się wygodnie w fotelu, wyraznie rozkoszując się chwilą wytchnieniablisko ognia.Ale nawet teraz nie opuściła jej czujność i trzymając ręce złożone na kolanach,uważnie ich obserwowała.- Granitowy Zamek ma długą i mroczną historię, panie Crowe.Wie pan, kim byłHeinrich Himmler?- Drugim co do ważności po Hitlerze.- Ja.Szefem SS.A jednocześnie mordercą i szaleńcem.Taka ocena zaskoczyła go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed