[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale niejestem pobożny ani dobry.I nieraz męczyło mnie to wszystko.Pragnąłembyć inny, pragnąłem być człowiekiem twardego serca, jeżeli nie potrafiębyć naprawdę wyrozumiałym i pozwolić Bogu, by osądzał ludzi sam.%7łyłongi we Francji pewien świątobliwy pustelnik, który z miłości do Bogapodjął się zbożnego dzieła: oto dawał nocleg w swej chacie wędrowcomidącym przez las, w którym mieszkał.Pewnego wieczoru przyszedł jakiśżebrak i prosił pustelnika o nocleg.Cały pokryty był trądem, straszliwiezniszczony chorobą, szyderczy i szorstki w słowach; lżył i natrząsał sięz usług pustelnika.Julian tak zwał się ów mąż świątobliwy rozebrałbiedaka, obmył i opatrzył jego rany i ucałował je, po czym położył godo łóżka.%7łebrak udawał, że marznie, i rozkazał Julianowi, aby położyłsię obok niego i zagrzał go.I Julian to uczynił.Wówczas jednak całaszpetota, trąd i złość opadły z obcego, niby czapka-niewidka i Julianpojął, że gości w swej chacie samego Chrystusa.Mnie wiodło się podobnie: ilekroć myślałem, że nie mam już siłyznieść tych wszystkich ludzi, którzy przychodzili do mnie, okłamywalimnie, obarczali swymi sprawami, domagali się rady, a robili potemwedług własnego upodobania, mnie zaś oskarżali, gdy sprawa brała złyobrót i byli zawistni i zli na każdego, kto według nich lepszej doznałpomocy, w takich razach zdawało mi się, że ci ludzie są poprzebierani i żepod przebraniem ujrzę któregoś dnia mojego Zbawiciela i Przyjaciela.Dopewnego stopnia istotnie tak było; przecież On powiedział: Cokolwiekuczynicie dla jednego z moich maluczkich& Lecz nigdy nie chciałzrzucić czapki-niewidki i objawić mi się w jednym z nich.Olaf usiadł z powrotem na zydlu i twarz ukrył w dłoniach.Arnvidciągnął jeszcze ciszej: Przypominasz sobie, Olafie, słowa, które wyrzekł Einar syn Kolbeinaowego wieczoru, i które mnie tak rozgniewały, że chwyciłem za broń?Olaf przytaknął. Byłeś wtedy taki młody, nie wiedziałem, czyś to zrozumiał? Zrozumiałem pózniej. A potem te plotki o Ingunie& i o mnie? Hallvard przebąkiwał coś o tym, kiedy byłem na północy po chłopca.Arnvid kilka razy zaczerpnął głęboko tchu: Nie jestem na tyle święty, aby jedno i drugie nie dokuczyło mi dożywego.I czasem zdawało mi się, że Bóg powinien mi był użyczyć tegojednego, o co Go prosiłem: powinien był pozwolić, abym służył Mu wtakich warunkach, w takiej szacie, w której wolno by mi było świadczyćmiłosierdzie, jak tylko umiałem, a ludzie nie musieliby sobie strzępićjęzyków za moimi plecami i szargać mojej czci ani też nazywać mniepoczciwym głupcem.I nie musieliby przypuszczać o mnie najgorszychrzeczy dlatego tylko, że po śmierci Tordis nie wziąłem sobie żony aninałożnicy. Podniósł zaciśniętą pięść, uderzył nią twardo o drugą.Często miałem ogromną ochotę dobyć topora i rozprawić się z tą całąhołotą!Przez dwa następne dni pobytu Arnvida w Hestviken przyjacielechodzili z sobą małomówni i onieśmieleni.Obu gnębiła myśl, że zbytwiele powiedzieli sobie tego wieczoru.Teraz zdawało im się, że z trudemmogą mówić swobodnie nawet o drobnostkach.Olaf odprowadził konno Arnvida spory kawał wzdłuż fiordu, alew połowie drogi do miasta oświadczył, że musi zawrócić.Wyciągnąłz fałd szaty jakiś twardy, owinięty w płótno przedmiot.Arnvid wyczułsrebrną czarę na nóżce, którą Olaf niedawno pokazywał.Olaf polecił muofiarować czarę klasztorowi w Hamarze. Tak cenny dar powinieneś wręczyć osobiście ojcu Vegardowi zauważył Arnvid.Olaf odpowiedział, że musi przed wieczorem wrócić do domu. Nie jest jednak wykluczone dodał że wybiorę się wkrótce doOslo i odwiedzę go.Arnvid powiedział: Wiesz przecież dobrze, Olafie, że daremne jest okupywanie sobiepokoju darowiznami, póki żyjesz tak jak teraz& Wiem i nie z tej przyczyny ofiarowuję czarę.Zmusza mnie coś dotego, aby obdarzyć wasz kościół.Spędziłem w starym kościele ZwiętegoOlafa niejedną szczęśliwą godzinę.Po czym pożegnali się i każdy pojechał w swoją stronę.Olaf nie przyjechał jednak do Oslo.Arnvid mówił o tym z ojcemVegardem; oświadczył, że Olafowi trudno zapewne wybrać się, pókiInguna nie może mu towarzyszyć.Ona zaś martwi się bardzo, że niemoże widzieć nauczyciela swej młodości, teraz gdy ten przebywa takblisko.Arnvid podsunął myśl, aby mnich najął sanie i pojechał kiedydo Hestviken.Ojciec Vegard miał ochotę na te odwiedziny.Był jednakniezdrowy i od czasu przybycia do Oslo czuł w całym ciele silne bóle.Naświętego Piotra chwycił ostry mróz.W parę dni potem starzec zachorowałciężko na zapalenie płuc i trzeciej nocy zmarł.Arnvid musiał więczupełnie sam godzić się z kamieniarzami i miał huk roboty, nim wybrałsię z powrotem na północ.Olafowi udało się nakłonić Ingunę, aby pozostała w łożu przez te dni,kiedy było tak zimno.Była już w ostatnich tygodniach ciąży i poruszałasię z trudem, a oprócz tego odmroziła sobie stopy, tak że potworzyłysię na nich wielkie, otwarte rany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]