[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rogu pokoju, pod pasiastą markizą, znajdowała się miniatura kawiarenkina wolnym powietrzu.Na malutkich stolikach stały miseczki z po\ywieniem i wodą.Wyło\one przymarszczonym atłasem przepierzenie z ozdobnym napisem Toilette bezwątpienia zasłaniało miejsce słu\ące do załatwiania potrzeb naturalnych.Dwie kotki,wylegujące się na specjalnych, podwy\szonych posłaniach, nawet nie drgnęły nawidok ludzi. Koty są takie powściągliwe.Uwielbiam tę ich cechę powiedział Mike. Mogłabym je zawołać, ale szkoda mi sukienki.Ich sierść zostaje na ubraniu. Ja te\ za tym nie przepadam przyznał, ale ogarnęły go mieszane uczucia.Toidiotyczne, pomyślał, cały ten ekskluzywny salonik dla kotów oraz ich właścicielka,która do nich się nie zbli\a, bo wa\niejsza jest sukienka.Zachowanie pupilekSamanthy te\ było symptomatyczne.Okazały jej stuprocentową obojętność.Mikepierwszy raz widział coś takiego. Niezły układ stwierdził, w pełni zdając sobie sprawę, \e jego uwaga jestrównie dwuznaczna jak odpowiedz, której Samantha niedawno udzieliła przyjaciółce. Dla moich kociaczków wszystko co najlepsze.Chocia\ nie uwierzyłbyś, jaktrudno o sprzątaczkę, która zgadza się czyścić kuwety.Moja słu\ąca \ąda dodatkowejopłaty. To rzeczywiście okropne. Zastanawiał się, czy wyczuła w jego głosie ironię.Przez dłu\szą chwilę oboje milczeli.W końcu Samantha poło\yła dłoń naprzedramieniu Mike a i powiedziała: Mo\e teraz pokazałabym ci mój pokój. Sugestywny ton nie pozostawiał cieniawątpliwości, o co jej chodzi.Mike zawahał się, ale tylko dlatego, \e nie oczekiwał tego rodzaju propozycji.Itak nie zamierzał spędzić nocy z Samantha.Zrozumiał to, przyglądając się jej twarzy.W spojrzeniu pięknych oczu czaił się chłód i okrutna przebiegłość zwierzęcia, którepoluje.Mike głęboko wciągnął w płuca powietrze i powolutku je wypuścił. Samantho.Najwyrazniej nie tego się spodziewała.Zacisnęła usta i wyprostowała plecy,wytrącona z równowagi i niepewna, jak zareagować. Nawet nie masz ochoty spróbować? wycedziła. Sądzę, \e nie powinniśmy a\ tak się śpieszyć.Zaśmiała się niesympatycznie. Nie prosiłam o związek do grobowej deski.Mike wzruszył ramionami.Nigdy nie przyszło mu do głowy, \e jest zbyt znu\ony,aby inwestować energię w przygodę bez przyszłości.Miał dosyć przelotnychromansów.Właśnie na tym polegał jego problem.Samantha wysunęła dumnie podbródek. Szkoda powiedziała. Nie wiesz, co tracisz.Wsiadł do samochodu zpoczuciem przemo\nej ulgi.Do licha z tą idealną kobietą, jej idealną sukienką,idealnym mieszkaniem oraz idealnymi kotami.W połowie drogi do domu stwierdził,\e wcale nie chce wracać do siebie.Jeszcze nie.Był zbyt pusty w środku.Zbytzniechęcony, \eby spędzić resztę wieczoru tylko ze starym, drzemiącym psem.Potrzebował innego towarzystwa, rozmowy, powinowactwa emocji.Niedaleko byłulubiony bar Jerry ego.Mo\na by tam wpaść, zobaczyć, czy Jerry dobrze się bawi.Mike te\ często tam bywał.Nawet gdyby nie zastał przyjaciela, prawdopodobniespotkałby kogoś ze znajomych.Ale po krótkim namyśle porzucił ten pomysł.Hałaśliwy nocny lokal nie wydawał się dzisiaj kuszącą perspektywą.Mike chciał.Zatrzymał samochód na czerwonym świetle i patrząc tępo w przestrzeń,zrezygnował z dalszej walki.Tej, którą toczył z samym sobą od chwili, gdy ujrzałAngelinę Winters.Wcale nie pragnął zimnej, idealnej kobiety i nie kusiła go wizjarozrywki w zadymionym barze pełnym obcych sobie ludzi, udających, \e się znają.Rozluznił węzeł krawata i rozpiął górny guzik koszuli.Odetchnął, zadowolony zsiebie, bo wreszcie zaakceptował to, przed czym tak się bronił.Chciał kobiety ołagodnym głosie i ciepłym uśmiechu, który jednocześnie pojawiał się tak\e w jejoczach.Chciał móc relaksować się w przytulnym pokoju, zaprojektowanym po to,\eby w nim mieszkać, a nie po to, \eby imponować jego elegancją, pokoju, w którymkochający właściciel mo\e pogłaskać po głowie swojego psiaka.Chciał wziąć wramiona kobietę, która miała ciało kobiety i reagowała jak kobieta, gdy ją do siebieprzytulał i całował; kobietę, która mimo nawaru pracy nie \ałowała czasu na pieczenieciasteczek, aby zrewan\ować się mę\czyznie za przysługę.Zwiatło zmieniło się na zielone.Mike dodał gazu, utwierdzony w przekonaniu, \erobi dobrze, jadąc do Angeliny.Czek za starą pralkę nadal le\ał na półeczce deskirozdzielczej.Stanowił doskonały pretekst do zło\enia nie zapowiedzianej wizyty.Któ\ by się nie ucieszył z nadprogramowych pieniędzy?Angelina chyba była w domu, poniewa\ w salonie paliła się lampa.Mikezaparkował na podjezdzie, zdjął płaszcz i przerzucił go przez oparcie fotela.Następnie z czekiem w dłoni pomaszerował do drzwi.Zadzwonił i czekał,powtarzając w myśli historyjkę uzasadniającą jego przyjazd.Siłą woli starał sięnarzucić sobie spokój, chocia\ myśl, \e zobaczy Angelinę, przyprawiała go oprzyśpieszone bicie serca.Prawie natychmiast usłyszał dochodzący z głębi mieszkaniagłos, który nale\ał niewątpliwie do Angeliny. Kto tam?Mike zdrętwiał.Czy\by w tych dwóch krótkich słowach brzmiała rozpacz? Mike.Mike Calder.Mam. Wejdz.I pośpiesz się.Proszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]