[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Don Juan zawsze powtarzał, że naszym wielkim wrogiem jest to, iż nigdy nie wierzymy w to, co sięz nami dzieje.W tej chwili dona Soledad zawiązywała wokół mojego gardła materiał jak stryczek wiedziałem, co to oznacza.Jednak nawet wtedy, gdy naszła mnie ta rozumowa refleksja, moje ciałonie zareagowało.Pozostałem niewzruszony, niemal obojętny na to, co wydawało się moją śmiercią.Czułem napięcie jej ramion i barków, kiedy zaciskała mi materiał na szyi.Dusiła mnie z wielką siłą iwprawą.Zacząłem dyszeć.Wpatrywała się we mnie lśniącymi szaleństwem oczyma.Zrozumiałem, żezamierza mnie zabić.Don Juan mówił, że kiedy w końcu zdajemy sobie sprawę z tego, co się z nami dzieje, zwykle jestjuż za pózno na zrobienie uniku.Zwykł spierać się ze mną, twierdząc, że winien jest temu rozum, boto właśnie on jako pierwszy otrzymuje informację, ale zamiast dać jej wiarę i zadziałać natychmiast,igra z niebezpieczeństwem.Usłyszałem wtedy, a może poczułem, chrupnięcie u podstawy szyi, dokładnie pod krtanią.Wiedziałem, że skręciła mi kark.Zahuczało mi, a następnie zaczęło dzwonić w uszach.Doświadczyłem zdumiewającej jasności słyszenia.Pomyślałem, że pewnie umieram.To, że niemogłem się obronić, doprowadzało mnie do rozpaczy.Nie mogłem poruszyć żadnym mięśniem, żebyją kopnąć.Nie byłem już w stanie oddychać.Moje ciało drżało i wtedy nagle stanąłem i byłemuwolniony, uwolniony z jej śmiertelnego uścisku.Spojrzałem w dół, na łóżko.Wydawało mi się, żespoglądam z wysokości sufitu.Ujrzałem moje ciało, leżące na niej, nieruchome i bezsilne.W jejoczach dostrzegłem przerażenie.Chciałem, żeby zwolniła węzeł.Ogarnęła mnie wściekłość na to, żebyłem tak głupi, i walnąłem ją pięścią prosto w czoło.Wrzasnęła, złapała się za głowę, po czymzemdlała, ale zanim do tego doszło, przez mgnienie oka uchwyciłem fantasmagoryczną scenę.Zobaczyłem, jak dona Soledad spada z łóżka zrzucona siłą mojego ciosu, biegnie pod ścianę iprzykuca tam jak przerażone dziecko.Następnym wrażeniem, jakiego doświadczyłem, były kłopoty z oddychaniem.Bolał mnie kark.Wgardle zaschło mi tak bardzo, że nie byłem w stanie przełknąć śliny.Minęło wiele czasu, zanimzdołałem się podnieść.Potem przyjrzałem się dony Soledad.Leżała nieprzytomna na łóżku.Na czolemiała guz ogromnych rozmiarów.Przyniosłem odrobinę wody i skropiłem jej twarz, tak jak robił to zemną don Juan.Kiedy doszła do siebie, złapałem ją pod pachy i zmusiłem do przejścia kilku kroków.Była mokra od potu.Położyłem jej na czole ręcznik zamoczony w zimnej wodzie.Poddała się, a jazyskałem absolutną pewność, że doznała wstrząsu mózgu.Trzęsła się.Postanowiłem okryć jąubraniami i kocami, żeby nie zmarzła, ale ona zrzuciła z siebie wszystko i odwróciła się twarzą dowiatru.Poprosiła, bym zostawił ją samą, i oświadczyła, że jeśli wiatr zmieni kierunek, będzie to dla niejznak, że wydobrzeje.Przytrzymała moją dłoń, jakby w geście gratulacji, i oznajmiła, że to losprzeciwstawił nas sobie. Myślę, że jedno z nas miało dzisiaj umrzeć powiedziała. Niech pani nie opowiada bzdur.Jeszcze pani nie umarła zaprotestowałem.Naprawdę takmyślałem.Coś kazało mi wierzyć, że wszystko jest z nią w porządku.Wyszedłem z domu, podniosłem z ziemijakiś patyk i poszedłem do samochodu.Pies warknął, ciągle leżał zwinięty na siedzeniu.Kazałem muwyjść, a on potulnie wyskoczył.Wyraznie coś się w nim zmieniło.Widziałem, jak jego wielki cieńoddala się w półmroku.Poszedł do swojej zagrody.Byłem wolny.Usiadłem w samochodzie, by zastanowić się nad sytuacją.Nie, nie byłem wolny.Cośpchało ronię z powrotem do domu.Czekały tam na mnie nie załatwione sprawy.Nie bałem się jużdony Soledad.Tak naprawdę ogarnęła mnie wielka obojętność.Czułem, że dała mi, świadomie albonie, niezwykle ważną lekcję.Pod wpływem wielkiej presji, jaką wywarła na mnie, usiłując mnie zabić,zadziałałem z poziomu nieosiągalnego w normalnych warunkach.Prawie zostałem uduszony, coś wtym okropnym pokoju uczyniło mnie bezsilnym, ale i tak się wyplątałem.Nie potrafiłem zrozumieć, cosię stało.Być może zdarzyło się to, o czym często mówił don Juan.Twierdził, że każdy z nas posiadadodatkową moc, coś, co w nas siedzi, lecz rzadko bywa używane.Ja naprawdę uderzyłem donęSoledad z pozycji ducha.Zabrałem z samochodu latarkę i pozapalałem wszystkie lampy naftowe, jakie znalazłem w domu,po czym usiadłem przy stole w pokoju frontowym i zacząłem pisać.Praca mnie odprężała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]