[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co kwartał przekazuje mi rejestr wydatków,który prowadzi schludnie i przejrzyście.A bilans, bogom niech będądzięki, jest dodatni.Nie wiem, jak to robi, i wolę nie pytać.- Ja też jestem wdzięczny Sophie - powiedział lord Val po chwilimilczenia.- Dzięki niej spędziłem rok w Italii.- Uśmiechnął się zrozrzewnieniem.- Dużo gram na fortepianie, ale teraz interesuję się teżkompozycją.Jego książęca mość nigdy niepochwalał moich zainteresowań muzycznych.Nie pozwalał mi teżzaciągnąć się do wojska, ponieważ Bart i St.Just już w nim służyli.Odchodziłem od zmysłów ze złości.- Szkoda, że tego nie widziałem - wtrącił St.Just.- Ciesz się - odparł lord Val.- Ciągle wybuchały awantury międzymną a jego książęcą mością.Pewnego razu po wyjątkowo głośnej kłótniprzyszła do mnie Sophie i podstawiła mi pod nos plan podróży.Dowiedziała się, jakie statki i kiedy płyną do Italii, poszukałakonserwatorium w Rzymie, dowiedziała się, jaki jest koszt nauki.Podałami wszystko jak na talerzu.Paryż nie wchodził w grę z powoduKorsykanina, ale Rzym.Rzym okazał się moim wybawieniem.Zaoferowała mi swoje pieniądze.Niejako pożyczkę, tylko darowiznę.- I wziąłeś je? - zapytał szybko Vim, wiedząc, że druga taka okazjaszybko się nie trafi.- Oczywiście, że nie, ale zrealizowałem jej pomysł i po raz pierwszy wżyciu znalazłem się między ludzmi, którzy podzielali moją pasję domuzyki.Nie macie pojęcia, jak mi to dodało otuchy.Vim potrafił sobie to wyobrazić.Sam wałęsał się wiele lat, bez domu ipoczucia przynależności, po to, by nagle i niespodziewanie odnalezć tewartości.Niestety, trwało to tylko chwilę i zostało mu gwałtownie odebrane.- Chyba muszę dorzucić swoje trzy grosze - włączył się St.Just.Mówiąc, wpatrywał się w swój pusty talerz.- Nie mogłem się odnalezć,kiedy wróciłem do domu spod Waterloo.- Raczej kiedy cię przywlokłem do domu - przerwał mu lord Val.- Przywlokłeś mnie do domu, mimo że nie szczędziłem ci kopniaków ikrzyków, a w obu rękach ściskałem butelczyny.Vim również spuścił wzrok.W jego przekonaniu St.Just był ostatnimczłowiekiem, który mógłby stracić nad sobą panowanie.Westhavenwydawał się nienaganny, lord Val zachowywał się z niedbałą elegancją,ale St.Just był kimś więcej niż dżentelmenem.Sprawiał wrażenieczłowieka, który nie ulega emocjonalnym załamaniom.- Przynosiłem wstyd rodzinie - opowiadał St.Just.Westhavenwyraznie cierpiał, słysząc te słowa, ale zachował milczenie.-Pochowałem brata w Portugalii i widziałem, jak ginęło wielu dobrychludzi.Upił łyk piwa, a Vim dostrzegł lekkie drżenie ręki.- Ukryłem się przed wszystkimi.- Ostrożnie odstawił piwo.-Zadekowałem się w swojej stadninie w Surrey, za towarzysza mającjedynie alkohol.Nie mogłem spać, nie miałem na nic chęci.Nie mogłemznieść samotności ani towarzystwa innych ludzi, nie mogłem.- Na miłość boską, Dev.- Lord Val przeszył groznym spojrzeniemkubek, który trzymał w dłoni.- Nie musisz.- Właśnie, że muszę.Dla Sophie.Po kilku miesiącach przyjechała doSurrey i jednym rzutem oka oceniła sytuację.Ograniczyła mi dostęp doalkoholu i podejrzewam, że przywołała was dwóch do porządku, bozaczęliście mnie regularnie odwiedzać.Zorganizowała moje spotkanie zzarządcą i sama wzięła w nim udział.Surowo napomniała kucharkę, żebydopilnowała, bym się właściwie odżywiał.Nienawidziłem jej za to,miałem ochotę skręcić jej tę uroczą szyję, żeby się nie wtrącała więcej wmoje sprawy.Często to sobie wyobrażałem.- Na miłość boską.- Westhaven przeczesał dłonią włosy.-Nie miałempojęcia.- Bo nikomu nie powiedziała.Przypuszczam, że oficjalna wersjagłosiła, iż pojechała odwiedzić przyjaciół.Jak widzicie, drobneodstępstwa od wcześniej uzgodnionego planu nie są dla niej czymśnowym.Bawiła u mnie dwa tygodnie.Kiedy stwierdziła, żewytrzezwiałem na tyle, żeby jej wysłuchać, przypomniała mi, że mampięć sióstr i każda z nich potrzebuje dobrego wierzchowca.Powiedziała,że jestem właścicielem stadniny, upomniała, żebym się zajął sięinteresami, bo na pewno nie pójdą dobrze, skoro nawet rodzone siostrynie są w stanie znalezć w tej stadninie przyzwoitych wierzchowców.Westhaven wydawał się zaintrygowany.- Palnęła ci kazanie?- Walnęła mnie między oczy tym swoim rozsądkiem.A kiedy jejpowiedziałem, żeby kazała jego książęcej mości wybrać konie wTattersalle, to.wybuchnęła płaczem.Sophie nienawidzi łez, a płakała zmojego powodu.Było mi tak wstyd, że jeszcze tego samego popołudniazrobiłem przegląd koni, żeby wybrać odpowiednie do treningu.- Płakała przez ciebie - powiedział Westhaven ze smutnymuśmiechem.- To wcale nie jest lepsze niż wydzieranie się na własnesiostry.- Albo wściekanie się na jego książęcą mość - dodał lord Val.-Chciałem tworzyć piękne dzwięki, a wydzierałem się jak nadużywającatrunku handlarka ryb.- I to Sophie przywołała was do porządku? - zapytał Vim.Sam miał rodzeństwo, rodziców i kochającego ojczyma, dziadka ikilka babć, kuzynostwo, ciotkę i stryja.Układy rodzinne rzadko kiedywydawały się tak proste jak w opowieściach braci Sophie, alenajwyrazniej oni sami nie uważali, aby ich historie były skomplikowane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]