[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to na terminalulotniska w Maund, gdzieczekaliśmy całą siódemką, abypolecieć do delty Okawango.Pamiętam, jak się denerwowałamperspektywą podróży małymsamolotem.Richard narzekał, żebrakuje mi ducha przygodyi powinnam okazywać więcejentuzjazmu, jak te uroczeblondynki chichoczące na ławce.To pierwsze spotkanie z Elliotempamiętam jak przez mgłę, bokoncentrowałam się wtedywyłącznie na Richardzie.Na tym,że go tracę.%7łe wydawał się mnąznudzony.Safari dawało miostatnią nadzieję na ocalenienaszego związku, więc niezwracałam niemal uwagi naniezdarnego faceta, który kręciłsię wokół blondynek.Rizzoli pokazuje kolejnąfotografię.To selfie zrobione napokładzie samolotu.PrawdziwyElliot uśmiecha się szerokoz fotela, a siedząca po jego prawejpasażerka unosi w toaściekieliszek wina. To zdjęcia z komórki, któreElliot przesyłał w e-mailachswojej dziewczynie, Jodi.Rejestrował dzień po dniu, cowidział i kogo spotkał mówiRizzoli. Nie mamy tekstów,które do nich dołączał, ale i takdokumentują jego podróż.A zrobił ich sporo. Klika nanastępne zdjęcia.Pokazująposiłek na pokładzie, wschódsłońca za oknem samolotu.Nakolejnym selfie Elliot wychyla sięz fotela z głupkowatymuśmiechem, by pokazać, ktosiedzi za nim.Twarz tegoczłowieka jest wyrazniewidoczna.To Alan Rhodes. Lecieli tym samym Lecieli tym samymsamolotem mówi Rizzoli.Może poznali się podczas lotu.A może wcześniej, w Bostonie.Wiemy w każdym razie, że gdyElliot dotarł do Kapsztadu, miałjuż towarzysza podróży.Po chwili ekran wypełniakolejne zdjęcie.Elliot i Rhodesstoją razem na Górze Stołowej. To ostatnia zachowanafotografia Elliota.JodiUnderwood oprawiła ją w ramkęi podarowała jego ojcu.Przypuszczamy, że wisiaław domu Leona w dniu, gdy AlanRhodes dostarczył tam panteręśnieżną.Leon rozpoznał go zezdjęcia.Zapewne zapytał, jakpoznał Elliota i jak to się stało, żebyli razem w Kapsztadzie.Potemzadzwonił do paru osób.PoprosiłJodi Underwood o wszystkiezdjęcia z podróży Elliota.Próbował skontaktować sięz Henkiem Andriessenemz Interpolu.Ta fotografia okazałasię katalizatorem pózniejszychwydarzeń: zabójstw Leona Gottai Jodi Underwood, być możenawet Debry Lopez z ogroduzoologicznego, bo była w domuGotta i słyszała całą rozmowę.Alenajbardziej Rhodes obawiał siępani.Wpatruję się w ekran laptopa. Ponieważ tylko jawiedziałam, który z tych dwóchmężczyzn naprawdę brał udziałw safari.Rizzoli przytakuje. Nie mógł pozwolić, byzobaczyła pani kiedykolwiek tozdjęcie.Nagle nie mogę już znieśćwidoku Rhodesa i odwracamgłowę. Johnny. Wypowiadamszeptem tylko to jedno słowo.Johnny.Mam przed oczami jegotwarz w promieniach słońca,z włosami płowymi jak grzywalwa.Przypominam sobie, jak stałniczym drzewo zakorzenionemocno w afrykańskiej ziemi.Jakprosił, żebym mu zaufała,i przekonywał, że muszęuwierzyć w siebie.Myślę o tym,jak patrzył na mnie, gdysiedzieliśmy przy ognisku,w blasku płomieni.Szkoda, że nieposłuchałam wtedy głosu serca.%7łe nie zaufałam człowiekowi,któremu chciałam wierzyć. A więc teraz zna paniprawdę mówi łagodnie doktorIsles. Wszystko mogło wyglądaćinaczej. Mrugam i po policzkuspływa mi łza. Walczył, żebynas uratować.A my zwróciliśmysię przeciw niemu. W pewnym sensie, Millie,ocalił pani życie. W jaki sposób? Z powodu strachu przedJohnnym ukryła się paniw Touws River, gdzie AlanRhodes nie mógł pani znalezć.Doktor Isles zerka na Rizzoli. Ażmy, niestety, sprowadziłyśmypanią do Bostonu. Nasz błąd przyznaje Rizzoli. Miałyśmy na okuniewłaściwego człowieka.Podobnie jak ja.Myślę o tym,jak Johnny prześladował mniew snach, choć to nie jegopowinnam była się bać.Teraz tekoszmary przestają mniedręczyć.Minionej nocy spałamlepiej niż przez ostatnich sześćlat.Potwór zniknął i sama gopokonałam.Kilka tygodni temuusłyszałam od detektyw Rizzoli,że tylko pod takim warunkiembędę mogła spokojnie zasypiać,i jestem przekonana, żekoszmary wkrótce całkowicieznikną.Rizzoli zamyka laptop. A więc jutro może panilecieć do domu, wiedząc, że jużnaprawdę po wszystkim.Mążz pewnością ucieszy się z panipowrotu.Kiwam głową. Chris wydzwania do mnietrzy razy dziennie.Mówi, żetrafiłam do gazet. Wróci pani jako bohaterka. Jestem po prostu szczęśliwa,że lecę do domu. Przedtem chciałam pani cośjeszcze przekazać. Sięga do etuilaptopa i wyciąga dużą kopertę.Dostałam to e-mailem od HenkaAndriessena i wydrukowałam dlapani.Otwieram kopertę i wyjmujęz niej fotografię.Zciska mniew gardle i przez chwilę nie mogęwydobyć głosu.Wpatruję sięw zdjęcie Johnny ego.Stoi pokolana w trawie, ze strzelbą przyboku.Jego włosy złoci słońce,a lekki uśmiech marszczy mukąciki oczu.To ten Johnny,w którym się zakochałam,prawdziwy Johnny, któregochwilowo przesłonił mi cieńpotwora.Takiego muszę gozapamiętać.Zadomowionegow buszu. To jedno z niewielu jegodobrych zdjęć, które Henk zdołałodnalezć.Zrobił je jakieś osiemlat temu inny przewodnik.Pomyślałam, że się pani spodoba. Skąd pani wiedziała? Bo rozumiem, jak musiałazaszokować panią wiadomość, żeJohnny Posthumus okazał sięoszustem.Zasługuje, bypamiętać, kim naprawdę był. Tak szepczę, dotykającczule uśmiechniętej twarzy nazdjęciu. Takiego gozapamiętam.RozdziałczterdziestyChristopher odbierze mnie nalotnisku.Violet też tam będzie,niemal na pewno z wielkimbukietem kwiatów.Uściskam ich,a potem pojedziemy do domu, doTouws River, gdzie wieczoremma być powitalne przyjęcie.Chrisjuż mnie przed tym ostrzegł, bowie, że nie lubię niespodzianeki nie przepadam za imprezami.Ale czuję, że w końcu czaspoświętować, bo zaczynam noweżycie.Powracam do świata.Podobno zjawi się połowamiasteczka, ponieważ wszystkichpali ciekawość.Dopóki nieprzeczytali o mnie w gazetach,niewiele osób miało pojęcie, coprzeżyłam i dlaczego byłamtakim odludkiem.Nie mogłam sięujawniać.Teraz wszyscy jużwiedzą i jestem nową lokalnącelebrytką zwyczajnąmamuśką, która poleciała doAmeryki i pokonała seryjnegozabójcę. To będzie czyste szaleństwo usłyszałam od Chrisa przeztelefon, zanim wsiadłam dosamolotu. Dzwonią bez przerwyz gazety i z telewizji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]