[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sharon zniżyłagłos. Po prostu zdarzyło nam się być razem w czasie nieodpowiednim dlażadnego z nas.Anna spytała spokojnie: A co ze Steve em? Czy ten czas jest odpowiedni dla was obojga?Marge zachichotała złośliwie: Skoro wybiera się z nim do Wisconsin, to chyba tak. Nie bądz taka pewna powiedziała Debbie. Już ona znajdzie sobiepretekst, żeby zachować emocjonalny dystans.Spójrzmy prawdzie w oczy.Podtym względem my wszystkie jesteśmy bandą stukniętych dziwaczek. W moim przypadku to nie jest prawda zaprotestowała Anna. Josh ija byliśmy bardzo szczęśliwi przez dwadzieścia pięć lat.Nawet ani razu niepokłóciliśmy się ze sobą poważnie.Marge zmarszczyła brwi. Przecież, jak nam powiedziałaś, oboje byliście bardzo zajęciopiekowaniem się innymi, no to kiedy mieliście się kłócić? Może dlategowracasz myślami do tamtych dzieci, bo jesteś na niego zła, że zostawił cię samą,bez waszego własnego potomstwa.Popatrz na to od tej strony, Anno; jeśli tenczłowiek był taki święty, jakim go nam przedstawiłaś, to nie miałaś łatwegożycia. Masz teraz o czym myśleć powiedziała Sharon do Anny.Rozstrojona tymi bezpośrednimi uwagami, Debbie powiedziała szorstko: Wybaczcie mi moje spostrzeżenie, ale wydaje mi się, że zaliczyłyściezbyt dużo kursów z psychologii.Debbie podniosła się z miejsca, podeszła do barku i nalała sobiekolejnego drinka. Spójrz no na siebie, Marge.Ty jesteś zakochana w marszu weselnym, anie w facetach, za których wychodzisz za mąż.No a ty, Anno.Na twoimnagrobku można będzie przeczytać taką sentencję: Dawała i dawała, ażwreszcie nie było już nic do dania. Debbie zwróciła oczy na Sharon. A tyuważasz, że jesteś teraz w świetnej formie, ale jeśli ja odpycham Tony ego, to tyzrobisz to samo ze Steve em.Może nawet pójdziesz z nim do łóżka wWisconsin, ale stawiam dziesięć do jednego, że nie jesteś już w stanie utrzymaćtrwałego związku, tak samo jak Marge czy ja. Przemawia przez ciebie szkocka odparła Sharon, ledwie panując nadswym głosem.Debbie roześmiała się i potrząsnęła głową. Twój kłopot, moja przyjaciółko, polega na tym, że potrafisz być takdiabelnie obiektywna, kiedy mówisz o naszych problemach, a nie widzisz, żesama ciągle nie potrafisz się jeszcze z nimi uporać.Anna zerwała się z miejsca, chwyciła tacę z serem i krakersami ipodsunęła ją Marge. Może zrobimy przerwę na przekąski? Marge, uśmiechnąwszy się,wzięła dwa koreczki. Dla mnie przerwa na przekąski może trwać wiecznie.Sharon popatrzyła na Debbie, w jej wnętrzu kipiały ból i gniew.Terozmowy, na jakich spotykały się tu razem, niekiedy rodziły napięcie, alewłaśnie po to powstała ta mała grupka by dać im szansę na rozładowaniefrustracji i wzajemne wspieranie się w niektórych bardzo drażliwychproblemach.Tym razem jednak Debbie posunęła się, zdaniem Sharon, zbytdaleko.Sharon rozpaczliwie wręcz podtrzymywała w sobie wiarę w to, że uporałasię już ze swym posttraumatycznym stresem.Widziała wyraznie, że wahanieprzed emocjonalnym zaangażowaniem się w znajomość ze Steve em nie miałonic wspólnego z jej kontaktami w przeszłości.Steve w dalszym ciągu nie byłprzekonany o jej niewinności, a ponadto uważała, że nie uporał się jeszcze zestratą swej żony.Dwa wystarczające powody nakazujące ostrożność. Poczęstuj się powiedziała Anna, podsuwając tacę Sharon. Nie, dziękuję odmówiła i wstała. Pora już na mnie.Jutro rano idę dopracy. Sharon odezwała się Debbie przy barku bardziej umiarkowanymtonem musisz nauczyć się przyjmować krytykę równie życzliwie, jak jejudzielasz. Chętnie, jeśli tylko wypływać będzie z przyjazni.Odwróciwszy się wstronę Marge i Anny, uśmiechnęła się sztucznie, wzięła torebkę i wyszła wnastroju równie mrocznym jak zaciągnięte chmurami wieczorne niebo.Była środa po południu.Steve rzucił okiem na Sharon, zajętą przykomputerze.Kiedy pojawiła się w biurze w poniedziałek rano, zauważył, żemusi postępować z nią bardzo delikatnie, a wczoraj wydawała się jeszczebardziej zatroskana.Pracowała jak oszalała, z trudem odrywając się w porzelunchu na chwilę, by skubnąć coś z tacy, którą jej przynosił.Ciągle na nowo przebiegał w pamięci ten wieczór, który spędzili razemnad Madeira Beach i, jak mu życie miłe, nie mógł dostrzec niczego w swoimzachowaniu, co by usprawiedliwiało ten chłodny stosunek do niego.Nie potrafiłteż zrozumieć tego pośpiechu, z jakim każdego dnia uciekała po pracy do domu.Zupełnie niepewny jej reakcji, powiedział: Wstąpię po ciebie około dziewiątej i pojedziemy prosto na lotnisko.Niezapomnij zabrać paru ciepłych rzeczy. Nie zapomnę odrzekła z odrobiną entuzjazmu w głosie.Czując niepewność i ulgę jednocześnie, oparł się o krawędz stołu obokkomputera i spytał: Powiedz mi, jeśli się mylę, ale zdaje mi się, że coś wytrąciło cię zrównowagi?Podniosła na niego wzrok. Wytrąciło z równowagi? Przecież nie mam powodu, prawda? WczorajWerner oznajmił mi, że sprawa zostanie przekazana sądowi przysięgłych.Jedynie jeszcze cud może uchronić mnie przed utratą pielęgniarskiej licencji, aja mogę pójść do więzienia za coś, czego nie zrobiłam.Jeśli twój ojciec zmienizdanie, być może mnie zaskarży, a kiedy już wyjdę z więzienia, przez resztężycia będę musiała pracować na dwóch posadach, żeby móc spłacić to, co onwygra w sądzie, pod warunkiem, że w ogóle znajdę jakąkolwiek pracę.Zmrużyła oczy i zaśmiała się gorzko. Dlaczego więc miałabym być wytrąconaz równowagi? To, że Werner ma zamiar przekazać wyniki śledztwa sądowiprzysięgłych, nie oznacza wcale, że zostanie wytoczony proces.Co się tyczymojego ojca, on zmienia zdanie niemal codziennie.Twoja licencja jestnienaruszona, a ja nie mam zamiaru wpędzić cię do więzienia.Jeśli dojdzie doprocesu, zapewnię ci najlepszą obronę, jaką można kupić za pieniądze. Cudownie powiedziała z odcieniem sarkazmu w głosie. To znaczy,że nie ma się w ogóle czym martwić i mogę w pełni cieszyć się tymminiurlopem, jaki mi proponujesz. Jakoś nie wygląda mi na to, że się cieszysz. Tylko poczekaj odparła, wsuwając następną dyskietkę do komputera. Ledwie otrzepię buty z piasku Florydy, od razu stanę się innym człowiekiem.Nie powiedziała jedynie Steve owi, dlaczego mimo wszystko postanowiłaz nim pojechać: była zdecydowana udowodnić Debbie, że się myli.Po prostumusiała to zrobić, była o tym tak bardzo przekonana, jakby od tego zależało jejżycie.Od kiedy Debbie napadła na nią w ten poniedziałkowy wieczór, Sharonprzekonała samą siebie, że w zdrowszej, spokojniejszej atmosferze, z dala odFlorydy, będzie zdolna ujrzeć wszystko w normalnym świetle.Nawet Stevepowiedział coś takiego.Oboje potrzebowali trochę czasu i spokoju, byzrozumieć, dokąd zmierzały ich stosunki.Ale jeśli zmierzały donikąd, to nie ztego powodu, o którym powiedziała Debbie.Bo przecież.ach, wszystko jedno,jaka przyczyna, jechała tam po to, żeby wszystko wyjaśnić.Następnego dnia ich jet wylądował nad Green Bay w Wisconsin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]