[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinien jak najszybciej zbadać gospecjalista.Najważniejsze to dbać o niego.Jego słowa są dla mnie jak policzek.Mężczyzna w białym fartuchu (wygląda na starszego o kilkalat ode mnie) ma całkowitą rację.Zastanawiam się, czy zauważył moje zakłopotanie.- Teraz jest w dobrej formie - kontynuuje - ale powinien zamieszkać na piętrze objętym stałą opiekąmedyczną.Chce mi się krzyczeć.Wiem, co to znaczy.Dziadek Jack wyjaśnił mi, że oddział stałej opieki jestostatnim etapem przed końcem podróży.- Potrzebuje stałej opieki - powtarza lekarz.- Na tym oddziale pielęgniarki nieustannie sprawdzają,czy wszystko jest w porządku.Proszę posłuchać, nie wiem, co wiecie na temat alzheimera.- Niewiele - odpowiadam.- Tylko tyle, co widziałam w telewizji i dzisiaj.- Twojemu dziadkowi pogarsza się pamięć.Z czasem nie będzie w stanie wykonywać podstawo-wych czynności, na przykład nie ubierze się sam.Ale z tego powodu się nie umiera.Przyczyna śmierci jestinna, no wiesz, po osiągnięciu pewnego wieku.- Lekarz patrzy przepraszająco na Ruth, ale ona w naj-mniejszym stopniu nie wydaje się dotknięta jego słowami.- Nie będzie nas rozpoznawał? Będzie tak chodził tam i z powrotem? - pytam.- Zawsze już tak bę-dzie?- Trudno powiedzieć.Wydaje się, że dzisiejszy epizod był poważny, ale jutro może być bliżej rze-czywistości.To podstępna choroba.Wyobrażam sobie, co działo się wcześniej.- Lekarz patrzy na Ruth,oczekując potwierdzenia, a ona potakująco kiwa głową.- Jednakże nie było aż tak zle.Nawet w przybliżeniu nie tak jak dzisiaj.To znaczy, gdybym wie-działa, byłabym.- Nie kończy zdania.Wygląda na zawstydzoną, jakby była winna tej sytuacji.Chciała-bym jej powiedzieć, żeby nie robiła sobie wyrzutów.Dzwigam poczucie winy za nas obie.Pózniej odwiozłam dziadka do domu opieki, zorganizowałam zamianę pokoju na położony na in-nym piętrze, zatrudniłam prywatną pielęgniarkę, podziękowałam policji i lekarzom.Ukryłam się w łazien-ce i płakałam, rozpaczliwie obejmując Ruth.Zamówiłam dla niej bukiet kwiatów na jutro rano (jako nie-spodziankę), przebrałam się w pożyczoną koszulkę i szorty, podpisałam wszystkie medyczne formularze.Przy okazji odkryłam, ile towarzystwo ubezpieczeniowe Blue Cross Blue Shield pobiera za  stałą opiekę".RLT Powiedziałam do widzenia dziadkowi Jackowi i wróciłam do pustego mieszkania.Zwiatełko auto-matycznej sekretarki pulsowało rytmicznie.Były trzy wiadomości od Ruth, zanim rozpoczęłam swój dzień i jeszcze nie byłam świadoma skut-ków choroby Alzheimera.Na końcu nagrał się ojciec.- Hej, Em.Odsłuchałem wiadomości od ciebie.Przez cały tydzień biorę udział w spotkaniach wWaszyngtonie.Jestem pewien, że masz wszystko pod kontrolą.Pewnie gdzieś się włóczy.Wiesz, jaki Jackjest niezależny.Zadzwoń do mojej asystentki, gdybyś czegoś potrzebowała.Jestem zbyt zmęczona, żeby zareagować na jego oczywiste odcięcie się od problemu dziadka.Takjest wygodnie.Pierwsza wiadomość została nagrana gdzieś w środku nocy (teraz wydaje mi się, jakby to było mi-lion lat temu), kiedy spałam albo wracałam do domu z przyjęcia.Głos Andrew wskazuje, że jest pijany.Agresywnym tonem powtarza trzy razy jedno słowo:- Nie, nie i nie.13Pierwszy raz Andrew powiedział  kocham cię", gdy byliśmy w kinie i od mniej więcej trzech kwa-dransów trwał film sensacyjny.Pamiętam tylko, że był drastyczny i głupi.Coś o gangach w L.A.albo oskorumpowanych gliniarzach, albo o seryjnym mordercy.Wybrał go Andrew.Mieliśmy taki system, że jachodziłam z nim na filmy sensacyjne, a on ze mną na romantyczne komedie.Naszym zdaniem była to do-bra umowa.Zanim to powiedział, pamiętam, że siedziałam, delektując się ciepłem jego ramienia; czułamsię lepka i pełna od słodyczy i napojów gazowanych.Niezbyt uważnie oglądałam film, sądzę, że bardziejśledziłam akcję, niż wczuwałam się w problem.Nie mam pojęcia, dlaczego Andrew wybrał tę chwilę i odwrócił się do mnie wtedy, kiedy drugopla-nowy bohater zwalił się na ziemię, postrzelony w głowę i klatkę piersiową, a mózg i serce wylewały się nachodnik.Krwawe przedstawienie dla gapiów i widzów.Taki moment wybrał i pewnie nigdy się nie do-wiem, dlaczego.Odwrócił się do mnie i zaszeptał.W pierwszej chwili nie zrozumiałam, co do mnie mówi.Czułamtylko jego oddech łaskoczący mnie w ucho.Przechyliłam się w jego stronę i powiedziałam:  Nie słyszę".I wtedy, za drugim razem, usłyszałam:  Kocham cię" i znów poczułam łaskotanie.Nie wiedziałam, jak zareagować.Zaczęłam drżeć, zrobiło mi się gorąco, zdenerwowałam się i spo-ciłam.Pomyślałam, żeby się odwzajemnić tym samym, w tym momencie.Powiedziałam to kilka razy wmyślach, poćwiczyłam w głowie:  Kocham cię.Kocham cię.Kocham cię".Jednak nie wypowiedziałamtego na głos, bo takich słów nie można cofnąć.Chciałam się zastanowić, upewnić, a nie mówić tego odru-chowo.W milczeniu ścisnęłam tylko jego rękę.Czułam, że to za mało, więc pochyliłam się w jego stronę iRLT namiętnie go pocałowałam.Niesamowicie podobny pocałunek zobaczyliśmy pózniej na koniec filmu, tużprzed napisami.Po raz drugi Andrew powiedział  kocham cię" w niedzielne popołudnie, mniej więcej dwa tygodniepózniej.Był jeden z tych dusznych letnich dni, kiedy można tylko leżeć nago na łóżku przy włączonej kli-matyzacji i nie wystawiać nosa na zewnątrz.Leżałam wtulona w niego.Andrew kreślił esy-floresy na mo-ich ramionach, a ja zgadywałam, co napisał.Na przykład:  E.pachnie" albo  E.jest boginią seksu".I osobie:  A.wstrząsnął światem E." i  A.jest przystojniakiem".Bardzo się śmialiśmy, ramiona nam drżały,jakby nam było zimno.Nagle Andrew przestał się śmiać i ponownie napisał palcem:  Kocham cię".Tymrazem czułam ciarki na prawej łopatce.Ujęłam jego palce i pocałowałam.Nie byłam pewna, czy powinnam coś powiedzieć, ponieważ onnic nie mówił.Ale najwyrazniej chciał usłyszeć echo swoich słów, bo przestał się śmiać.Leżeliśmy takkilka minut, każde z nas nagle oddzielnie.Pomyślałam, żeby powiedzieć to głośno.Było jasne, że Andrewpotrzebował tego, ale ja tylko ćwiczyłam w myślach, zmartwiała ze strachu; miałam wątpliwości, czy tesłowa przejdą mi przez usta.Chwilę potem Andrew wstał, wziął z podłogi dżinsy, koszulkę i poszedł do łazienki ubrać się.Zo-stawił mnie nagą, samotną na łóżku i wyszedł w ten upał i żadne z nas nie powiedziało ani słowa.Nawettego oczywistego, jakim jest do widzenia.Nigdy nie rozmawialiśmy o tym niedzielnym popołudniu.Dwa dni pózniej, gdy się spotkaliśmy,popatrzył mi w oczy i powiedział:  Zostawmy to".I tak zrobiłam.Nie potrafię funkcjonować, gdy coś po-zostało niewyjaśnione.Andrew nie wyznał mi ponownie miłości przez długi czas.Oboje wiedzieliśmy, żete słowa nie zaistnieją w naszym życiu, dopóki ja do nich nie dojrzeję.Rok pózniej byliśmy w kawiarni Starbucks - tej, która ma takie oszczędne wyposażenie, ciasteczkawegańskie i herbaty o hiperobiecujących nazwach, na przykład  pogoda ducha" albo  wewnętrzny spokój".Miałam przy sobie stos papierów (do których chciałam zajrzeć w ramach nadgodzin, w czasie weekendu);Andrew trzymał w ręku kubek, nos miał utkwiony w gazecie  New York Times".Byliśmy parodią paryyuppies nowego stulecia.Siedzieliśmy w milczeniu, choć nie towarzyszyła nam cisza.Zewsząd dochodziłytypowe kawiarniane dzwięki: bulgotanie ekspresu do kawy, trzaskanie kasy, dzwięk dzwonka nad drzwia-mi.Andrew też hałasował: czasem parskał śmiechem, rozbawiony tym, co przeczytał, brzęczał kluczami wkieszeni, pociągał nosem, bo właśnie wychodził z przeziębienia (w ten sposób czyścił gardło) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed