[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idz się położyć.Ja zaczekam naWeinera.- Nic mi nie jest - warknął O Brien.- Na miłość boską, daj mi wreszcie spokój,dobrze? Położę się, jak ten drań skończy.Conrad podsunął mu paczkę papierosów, ale O Brien odmówił.Przez dłuższą chwilęobaj mężczyzni stali wsłuchując się w odgłosy burzy, potem Conrad zapytał:- Jak tam twój chłopak, Tom?- W porządku - O Brien odwrócił się, rzucając na Conrada pośpieszne, nerwowespojrzenie.- Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad swoim cholernym szczęściem?- Co chcesz przez to powiedzieć?- To co mówię.Zawsze chciałem mieć syna, ale Janey nie chce o tym słyszeć.Uważa,że to zniekształciłoby jej figurę.- Z pewnością - O Brien nie bardzo wiedział, co mówi.- Dziewczyny pokroju twojejżony nie lubią sobie zawracać głowy dzieciakami.Conrad wzruszył ramionami.- No, nie ma o czym mówić.W każdym razie chciałbym mieć syna, córkę zresztą też,jeśli chodzi o ścisłość.O Brien wytarł twarz chusteczką.- Dlaczego nie idziesz się położyć? - zapytał, rozmyślając, jak długo jeszcze Conradma zamiar stać pod drzwiami łazienki - Jeśli chcesz o trzeciej znowu robić obchód, topowinieneś się przespać.- Nie zasnąłbym przy tej burzy.Jak długo on tam będzie?- Około dwudziestu minut.Ale grzmot.- Tak chciałbym, żeby ta Coleman zdecydowała się mówić - stwierdził Conrad, gdygrzmot przetoczył się nad domem i zamarł w oddali.- Jestem pewien, że widziała Maurera.- Nie wygląda na to, żeby chciała mówić.Co masz zamiar z nią zrobić?- O tym będzie musiał zadecydować prokurator okręgowy.O Brienowi sercegwałtownie zabiło, gdyż usłyszał plusk wody, dochodzący zza drzwi łazienki.- Wiesz, ten Weiner mnie zastanawia - powiedział Conrad.- Wydaje mi się, żepowodem jego wykolejenia się jest to znamię.Nie wygląda na urodzonego przestępcę, wkażdym razie - nie jest taki, jak pozostali.Co on ma na sumieniu? Nie mamy żadnychdowodów, że kiedykolwiek popełnił jakieś przestępstwo.O ile mi wiadomo, specjalizuje sięw kradzieżach samochodów dla gangu.Rozmawiałem z nim i sądzę, że będzie możnasprowadzić go na uczciwą drogę.- Do diabła z nim! - wrzasnął O Brien z wściekłością.- Nie mam czasu na takichdrani, a on nim jest.To, że facetowi przytrafiło się mieć znamię, nie usprawiedliwiazłodziejstwa.- Czy on nie powinien już wyjść? - zapytał Conrad, spoglądając na zegarek.- Jest tamponad dwadzieścia minut.- Nie śpieszy się.Conrad zastukał do drzwi.- Pośpiesz się, Weiner! - zawołał.O Brien klął w duchu na Conrada.Zastanawiał się, czy Ferrari zdążył już wyjść.Drżącą ręką zapalił papierosa.Burza powoli ustawała.Od czasu do czasu rozlegał się jeszcze grzmot, ale te odgłosydobiegały już z oddali.Deszcz ciągle bębnił o dach i bulgotał w rynnach.O Brien spostrzegł, jak Conrad nacisnął klamkę i zmarszczył brwi.- On się zamknął! W tych drzwiach nie powinno być zamka, Tom.- I co z tego!? - odburknął O Brien.Conrad ponownie zastukał.- Jesteś gotów, Weiner? Cisza zaniepokoiła go.- Hej, Weiner!- Czym się tak gorączkujesz? - przerwał O Brien.- Dlaczego nie odpowiada?- Może jest urażony.Już mu to wybiję z głowy, gdy wyjdzie.- Hej, Weiner!Conrad walił pięścią w drzwi, jednak ciągle nie było odpowiedzi, odsunął się więcparę kroków, a twarz mu zmartwiała.- Chodz, Tom! Wywalimy drzwi!- Spokojnie - odrzekł O Brien.- Pozwól, że ja się zajmę tym chłystkiem.- Tracimy czas.Conrad sprężył się i całą stopą walnął w zamek.Drzwi zaskrzypiały, ale pozostałyzamknięte.- Ja to zrobię - rzekł O Brien, przekonany, że Ferrari już wyszedł.Zrobił krok do tyłu i całym ciałem uderzył, starając się wyważyć drzwi ramieniem.Otwarły się z trzaskiem i O Brien z impetem wpadł do łazienki.- Do diabła! - wykrzyknął Conrad, który wbiegł za nim.- Szybko, Tom, pomóż mi gowyjąć!Pete leżał bezwładnie w wannie.Małe pomieszczenie pełne było pary.Głowę miałpod wodą, która w tym miejscu miała kolor lekko różowy.O Brien zbliżył się i wyciągnął korek.Chwycił Pete a za włosy i uniósł jego głowęnad powierzchnię wody.- Musiał chyba oszaleć, że wszedł do takiego wrzątku - mruknął.Położył rękę napiersi Pete a, starając się wyczuć bicie serca, ale po chwili pokręcił głową.- On nie żyje, Paul.- Ruszaj się! - ponaglił Conrad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]