[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób nieraz tłumaczył fakt obojętnościwobec stałych zaczepek, prowokacji ze strony ładnychdziewczyn.No, nie tylko tym.Wydaje mi się, że byliśmyszczęśliwi, że zaspokajałam w pełni wszystkie jego potrzebyfizyczne i duchowe, że mu odpowiadałam jako towarzyszka naco dzień i od święta.Bo ja umiałam podporządkować się jegowoli, jego żądaniom.On dyktował warunki, a ja zawsze jeprzyjmowałam.Zrezygnowałam z pracy zawodowej, z własnychambicji.Jestem z wykształcenia mikrobiologiem, miałamnawet w młodości pewne osiągnięcia w dziedzinie naukowej,ale wiedziałam, że Witek nie chce mieć żony niezależnej,wyłamującej się z zasięgu jej woli, indywidualistki o własnymświatopoglądzie.%7łyłam więc u jego boku tylko dla niego - takjak chciał.Udało mi się stać bezwolnym kobieciątkiem, prawieprzestałam samodzielnie myśleć.Było mi z tym dobrze, niechmi pani wierzy.Aż tu nagle - głos się jej załamał i przeszedł wurywany szloch.- Przepraszam, może za dużo powiedziałam.- Ależ, nie - zaprzeczyła Teresa - chciałabym, aby panidokładnie zrelacjonowała bieg wszystkich wydarzeń.Tylkowciąż wydaje mi się, że pani zbyt dużą wagę przywiązuje dobanalnego epizodu, nad którym należy przejść do porządkudziennego.Ryńska ukryła twarz w dłoniach i dłuższy czas milczała.Oczywiście w normalnych warunkach pracy zespołu, wzwykłych godzinach urzędowania takie zachowanie klientkibyłoby niedopuszczalne.Adwokaci zwykli krótko i rzeczowozałatwiać sprawy, nie mają czasu na roztkliwianie się nadkażdym złamanym sercem, szczególnie, że niektóre wersjewydarzeń ulegają w interpretacji przewrażliwionych petentówprzejaskrawieniu, zatracając rzeczywiste wymiary.JednakIrminę Ryńską Teresa potraktowała inaczej, z dużą dozątolerancji - przede wszystkim jako osobistą i bliską znajomąadwokat Hortowskiej- Rytniak, poza tym jako kobietę godnąwspółczucia.Było i tak już bardzo pózno, cały wieczórzmarnowany, nie było się do czego śpieszyć.Ponadto romanspięknego doktora, tak niezłomnego w sprawach seksu,rozbudził w Teresie czysto kobiecą ciekawość, dlatego teżpozwoliła jego żonie na tak znaczne przedłużanie czasu wizyty.- Ja o tym dużo myślałam - Ryńska z trudnością stłumiłaciche łkanie - ale on chce mnie opuścić, ma zamiar ode mnieodejść, dlatego wolę go uprzedzić.Tak będzie lepiej, będę sięczuła mniej upokorzona.Nie wiem, czy pani mnie rozumie.Tadziewczyna jest okropna, okrutna, zrobi wszystko, żeby mniezniszczyć.- Czy jednak jest pani w posiadaniu niezbitych dowodówzdrady? Może są to tylko domysły, przypuszczenia.O ile mążnie wyrazi zgody na rozwód, potrzebni będą świadkowie,konkretne fakty, dokumenty.- Ależ nasze małżeństwo właściwie już nie istnieje.- No dobrze.A czy wie pani, kim jest przyjaciółka męża?Znów chwila ciszy, jakby wahania.- To Magda Grąszycowa, żona profesora WojciechaGrąszyca - Ryńska podniosła na Teresę brązowe, wilgotne odłez oczy.Teresę aż zamurowało z wrażenia.Nieobca jej była re-welacyjna i głośna w swoim czasie historia niespodziewanegomałżeństwa statecznego i cenionego naukowca, bliskiegoznajomego adwokat Hortowskiej, z nikomu nie znaną i ponoćniezbyt kryształowej konduity, acz bardzo urodziwą młodądziewczyną, która była jego pacjentką.Z historią tą w głębiducha Molnicka wiązała stany nerwowego załamania, jakiezaobserwowała ostatnio u Anny, choć nigdy z ust jej nie padłysłowa zwierzenia.Teresa jednak zdawała sobie sprawę, żerozstanie z serdecznym przyjacielem, jakie niewątpliwiepociągnął za sobą ten związek, było dla Hortowskiej bolesnymprzeżyciem, z którego do dnia dzisiejszego trudno jej się byłootrząsnąć.I oto ta sama dziewczyna, dla której mariaż ze sławąw świecie medycznym stanowił wielką karierę, społecznyawans i był wizytówką do nowego dla niej, niedostępnegodotąd świata, miałaby wystąpić w roli demona zarzucającegosidła na bliskiego kolegę swego męża, i to w niedwuznacznymcelu: rozbicia jego domowego ogniska niemal natychmiast poślubie z Grąszycem? Czyżby ten cały skandal nie był wymysłemprzewrażliwionej i zazdrosnej Irminy? Pod wpływem nagłegoimpulsu położyła rękę na drżącej dłoni Ryńskiej.- Droga pani, jestem prawie pewna, że pani jest na błędnymtropie.Pani domniemana rywalka nie może mieć żadnegointeresu w rozejściu się ze swoim mężem, którego przecież takniedawno poślubiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]