[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle.Zadzwonili, że wóz po niego posyłają iżeby był gotów.Więc pognał.Jak to on narzekała, wprowadza-jąc mnie do pokoju.Dziadek Mateusz oglądał w telewizji transmisję z mistrzostwłyżwiarskich i pokiwał mi tylko ręką.Rozejrzałam się zaniepoko-jona: a gdzie babcia? Irka wyjaśniła: Małe mają różyczkę.Babcia pilnuje, żeby się nie odkrywa-ły we śnie.Na bliznięta mówiło się tu małe , nie rozróżniając płci.Aleparka składała się z chłopca i dziewczynki, nosiła zaś imiona164Marian i Marianna.Ja na małe mówiłam czasem: Marianki, wliczbie mnogiej.Byłyśmy więc same.Usiadłyśmy przy stole nad herbatą i ga-wędziłyśmy po cichu.Irka czuła potrzebę wytłumaczenia sięprzede mną z dziwnego zachowania jej męża wobec mnie.Mówi-ła: Ty, Hanka, nie myśl o Staśku zle.To wcale nie jest tak, żeon ni z tego, ni z owego do ciebie serce stracił. Ja myślałam. mruknęłam.Irka nie pozwoliła mi jednak skończyć, przerwała, kładąc małą,ciepłą rękę na mojej, dużej i silnej: Ja wiem, co ty myślałaś, co mogłaś myśleć.Ale ty niewiesz wszystkiego.On ci właśnie chciał o tym wszystkim powie-dzieć, bo teraz już mu wolno.Kiedy wychodził, pozwolił mniezrobić to za niego. Ależ ja rozumiem.Nie wysilaj się.Byłam podejrzana i ty-le.Jak więc mógł spotykać się ze mną prywatnie?Irce nie wystarczało to moje przekonanie. Kiedy właśnie nie rozumiesz.Stasiek ani przez chwilę niewierzył, że to możesz być ty.Ale jest tam taki jeden z Warszawy,który się uparł.Po pierwsze, zawsze tak się składało, że ty znaj-dowałaś się gdzieś w pobliżu miejsca mordu.Po drugie, wszyst-kim ofiarom ginęły małe, kobiece drobiazgi.Po trzecie, ludziezaczęli okropnie gadać i to do milicji dotarło.Jesteś wysoka, silna,ubierasz się często po męsku, jezdzisz na motorze.no, jednymsłowem, wszystko razem zagrało na twoją niekorzyść.Chcielikoniecznie przesłuchać ciebie.Zwłaszcza kiedy Kordaszewskazłożyła zeznanie, jak ją straszyłaś. Przecież przesłuchiwali mnie, dwa razy.165 Ale nie tak.Nie jako świadka, tylko jako podejrzaną.Z ta-kimi pytaniami: gdzie byłaś, co robiłaś i tak dalej.Stasiek sprze-ciwił się.Dawał głowę za ciebie.Wtedy zaczęli mówić, że broniciebie, bo jesteś naszą przyjaciółką.Przyszedł do domu i mówi domnie: Słuchaj, Irka.Trzeba, żeby Hanka na jakiś czas przestałado nas przychodzić.To jest teraz dla niej niedobre, że u nas bywa,bo ja nie mogę jej bronić.Ale załatw to jakoś delikatnie.I wtedyja byłam u ciebie, pamiętasz? Ale to wszystko, co mówiłam oStaśku, też nie była bujda.On naprawdę zrobił się ostatnio okrop-nie nerwowy. To może też Stasiek wymyślił, żeby mnie z ośrodka naurlop posłali? Pewnie tak.Bo cieszył się z tego.On twierdził, że morder-ca nie przestanie teraz zabijać, bo ma taką passę, jak on to nazwał.Medycyna ma na to swoje określenia fachowe, ale ja wiem z tegotyle, że taki maniak, nienormalny człowiek, ma okresy, kiedy ule-ga tym swoim zbrodniczym wewnętrznym przymusom czy naka-zom.Wtedy szaleje.A potem mu to mija i jest zwyczajnym, spo-kojnym człowiekiem.Więc Stasiek liczył, że jeżeli podczas twojejnieobecności w Zwierniku zdarzy się następny mord, ty automa-tycznie odpadniesz jako podejrzana.I miał rację.Tak się stało. Musieli mnie chyba w Krynicy pilnować, czy nie bryknęchociażby na jeden dzień do Zwiernika mruknęłam ironicznie. Naturalnie potwierdziła Irka. Jakżeby inaczej mogłobyć? Trzeba było udowodnić twoją niewinność. Taka starsza pani, malarka, mieszkała ze mną.To ona? Idzże parsknęła Irka cichutkim śmiechem. Na pewno166nie.Wiem tyle, że to była ładna, młoda dziewczyna.Aha! Kicia! Przysiadła się do mojego stolika zaraz pierwszegodnia, kiedy przyjechałam.Wyglądała na taką, która do trzech niezliczy i tylko chłopców, ciuchy i zabawy ma w ładnej główce. Ona nawet dżudo i dżiu-dżitsu zna, ta mała pochwaliłasię Irka, dumna z zawodowych kwalifikacji koleżanek Staśka.Nie mogłam sobie odmówić malutkiego rewanżu za moje nie-dawne rozczarowanie w przyjazni: Jeżeli to ta sama, o której ja myślę, to radzę ci, Irka, trzy-maj od niej Stasia z daleka.Nie wiem, jak tam u niej z dżudo, alewiem, że z talentem do podrywania bardzo dobrze.Roześmiałyśmy się, ale zaraz wróciłyśmy do głównego tematu.Opowiedziałam Irce o moich wątpliwościach, zrodzonych podczaswysłuchiwania rewelacji na temat Jarmila.Irka westchnęła: Tak, to nieprosta sprawa.Ci na Zalipiu nie wiedzą jeszcze,że pewnego dnia Jarmil nagle zaczął się przyznawać do wszyst-kich sześciu morderstw.No, to zaczęto go pytać, jak było w każ-dym przypadku.A on nie bardzo wiedział, plątał się.Więc pyta goStasiek: Bracie, i po cóż ty bierzesz taki ciężar na swoje sumie-nie, dość, że jednego człowieka zabiłeś, co, jak wiesz, mamyudowodnione na sto dwa.Jarmil mu na to: %7łyć nie chcę, zro-zum, władzo.Jak mnie doktory w obroty wezmą i wypiszą, żemwariat, a obrona postara się, toście mnie gotowi za jednego tylkotrupa na śmierć nie skazać.Powiedzmy, dożywocie, czy jak tam wkodeksie, 25 lat mi dadzą.Ale za sześć babek to już musowo167wam będzie powiesić mnie.Ja żyć nie chcę. Więc z tak zwanym wampirem wcale nie koniec. bąk-nęłam skonsternowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]