[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po przejściu wojsk umieraliśmy z głodu.Miałem pięć lat.Matka złapaładopiero co urodzoną córeczkę za nogi i roztrzaskała jej główkę o kamień.Podobno wielu popadło w kanibalizm i wierzę, że tak było.Pierwszy umarł mój ojciec, po nim matka.Przez rok żyłem na ulicy z żebrakami i samżebrałem, na koniec wziął mnie do siebie %7łaki Omar, dawny przyjaciel mojego ojca.Byłznanym biegaczem.Wykształcił mnie i nauczył biegania.I przez dziewięć lat używał mojegociała.Karim umilkł na chwilę.Ciszę zakłócały tylko słabe jęki chorego w drugim końcu sali.- Miałem piętnaście lat, kiedy umarł - podjął.- Jego rodzina mnie przepędziła, aleprzedtem załatwił mi przyjęcie do madrasy, przyjechałem więc do Isfahanu, po raz pierwszywolny.Przyrzekłem sobie, że jeśli będę miał synów, zabezpieczę ich odpowiednio, a takiezabezpieczenie daje tylko bogactwo.Na dwóch odległych krańcach świata jako dzieci przeżyli takie same katastrofy,pomyślał Rob.On także, gdyby miał mniej szczęścia albo gdyby Balwierz był innymczłowiekiem.Rozmowę przerwało im przybycie Mirdina, który usiadł na posadzce z drugiej stronyposłania.- Wczoraj w Szirazie nikt nie umarł - oznajmił.- Chwała Allahowi! - powiedział Karim.- Nikt nie umarł! - powtórzył Robi ujął ich obu za ręce.Karim i Mirdin też uścisnęlisobie dłonie.Nie byli zdolni śmiać się ani płakać, jak starcy, którzy razem przebyli życie.Takzłączeni siedzieli i patrzyli na siebie rozkoszując się świadomością, że przetrwali.Minęło jeszcze dziewięć dni, nim orzekli, że Rob ma dosyć sił, by ruszyć w drogę.Wieść o końcu zarazy już się rozeszła.Miały wprawdzie upłynąć całe lata, zanim w Sziraziewyrosną drzewa, lecz mieszkańcy zaczynali już wracać, a ten i ów sprowadzał drewno nabudulec.Wyjeżdżając z miasta, minęli dom, w którym cieśle zawieszali okiennice, w kilkuinnych wprawiano drzwi.Radzi byli, że zostawiają to miasto za sobą i wracają na północ.Podróżowali bez pośpiechu.Gdy zajechali pod dom Ismaila Kupca, zsiedli z koni izakołatali, nikt jednak nie odpowiedział.Mirdin zmarszczył nos.- Czuję trupy w pobliżu - powiedział cichym głosem.W środku znalezli rozkładające się ciała kupca i hakima Fazila.Po Abbasie Safim niebyło śladu - zapewne uciekł z tego  bezpiecznego schronienia , gdy zobaczył, że czarnaśmierć dopadła tamtych dwóch.Rob i jego towarzysze mieli więc do spełnienia ostatnią posługę przed opuszczeniemziemi zarazy, toteż pomodlili się i spalili ciała, roznieciwszy wielkie ognisko z kosztownychsprzętów kupca.Ośmiu ich opuszczało Isfahan w grupie medyków, z Szirazu wracało trzech.Kości zamordowanego Isfahan, pełen zdrowych ludzi śmiejących się i sprzeczających,wydał się Robowi nierealny.Przez jakiś czas dziwnie mu było obracać się między nimi, odnosił bowiem wrażenie, że świat stanął na głowie.Ibn Sina zasmucił się, ale nie zdziwił, dowiedziawszy się o ucieczce i śmierci ichtowarzyszy.Skwapliwie przyjął od Roba notatki - w ciągu tego miesiąca, który trzej studencispędzili w domu na Skale Ibrahima, aby mieć pewność, że nie przywloką ze sobą zarazy, Robwiele spisał, zdając szczegółowy raport z pracy w Szirazie.Wyraznie w nim zaznaczył, żekoledzy uratowali mu życie, nie szczędząc słów gorącej pochwały.- Karim też? - zapytał go obcesowo Ibn Sina, gdy byli sami.Rob zawahał się, wydało mu się bowiem zarozumialstwem oceniać kolegę, w końcuzaczerpnął tchu i odpowiedział na pytanie:- Może miał kłopoty z egzaminami, ale jest już wspaniałym medykiem, wnieszczęściu spokojnym i zdecydowanym, i wrażliwym na cierpienie innych.Ibn Sina wyglądał na zadowolonego.- Musisz teraz iść do Rajskiego Domu i zdać sprawę szachowi.Pilnie chce pomówić oobecności wojsk seldżuckich w Szirazie - powiedział.Zima dogorywała, lecz jeszcze trwała, toteż w pałacu panował chłód.Ciężkie butyChuffa dzwoniły na kamiennej posadzce, gdy Rob szedł za nim przez ciemne korytarze.Szach Ala siedział sam przy wielkim stole.- Jesse ben Beniamin, wasza królewska wysokość - zaanonsował go Dowódca Bram iwycofał się, gdy Rob bił czołem w pokłonie.- Wolno ci usiąść ze mną, zimmi.Musisz naciągnąć na kolana brzeg kobierca ze stołu- pouczył go władca.Gdy Rob to uczynił, doznał miłego zaskoczenia: stół ustawiono nadkratą w posadzce, przez którą wiało miłe ciepło z piecyków umieszczonych pod spodem.Rob wiedział, że nie wolno mu za długo i nazbyt otwarcie przyglądać się władcy, leczto, co dostrzegł, wystarczyło dla potwierdzenia bazarowych plotek o ciągłym rozkojarzeniuszacha.Oczy mu płonęły jak ślepia wilka, skóra na jego szczupłej, jastrzębiej twarzy wisiałaluzno, co niewątpliwie świadczyło o nadużywaniu wina.Przed szachem leżała deska podzielona na kwadraty na przemian jasne i ciemne,zastawiona wymyślnie rzezbionymi figurami.Przy niej stał dzban z winem i kubki.Ala nalałwina dla siebie i gościa i swoje szybko wypił.- Pij, pij, chciałbym zrobić z ciebie wesołego %7łyda - rzekł.Jego płonące oczy patrzyły rozkazująco.- Zechciejcie mi łaskawie pozwolić, bym uchylił się od tego.Wino nie czyni mnie wesołym, wasza wysokość.Staję się po nim dzikusem i gburem, toteż nie mogę rozkoszować się jego smakiem tak jak ci, którzy w tym względzie więcej mająszczęścia - odparł Rob i spostrzegł, że pozyskał uwagę szacha.- Wino sprawia, że budzę się co rano z silnym bólem w oczach i drżeniem rąk.Jesteśmedykiem, jakie widzisz na to lekarstwo?Rob się uśmiechnął.- Mniej wina, wasza wysokość, a więcej jazdy konnej na czystym perskim powietrzu.Przenikliwe oczy badały twarz Roba, szukając bezczelności, ale jej nie znalazły.- Więc musisz jezdzić ze mną, zimmi.- Jestem do usług, wasza wysokość.Ala machnął ręką na znak, że to zrozumiałe.- Dobrze.Pomówmy o Seldżukach w Szirazie.Musisz mi wszystko opowiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed