[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki Onuferocknął się i spojrzał na niego zmąconym wzrokiem; na jego twarzśmiertelnie stroskaną nie wybił się najmniejszy siad niechęci Po czymzaraz oczy wbił w ziemię i brwi nad czołem w niezmiernym zadziwie-niu podniósł. A cóż ty tam! Nie ruszysz się? przemówił po małej pauzie pannadzorca. W ziemię wrosłeś czy co?Szturchnął go ponownie Osmólec. Dalej go! Będziesz tu jak drąg stał, kiedy nasz wielmożny ojciec iopiekun najukochańszy do ciebie gada? A padnijże do nóg pańskich! Apodziękujże wielmożnemu panu!Ale Onufer, zamiast ku fotelowi podejść, jak stał, tak na kolana udrzwi runął, a podniósłszy obie ręce trząść nimi zaczął, wołając zdła-wionym głosem: Ani drgnął! Ani zipnął, chudziaszek! Inom go, raz.I ani drgnąłlAni tchu nie puścił! O Jezu! Jezu! Jezu!.Rękami nad głową splasnął, palce splótł i czołem o podłogę z głu-chym łoskotem uderzył, a ogromny, do ryku podobny jęk wstrząsnąłżółtymi ścianami kancelarii.Pan nadzorca cofnął się od stołu z fotelem,NASKIFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG118chociaż go prawie cała długość pokoju od Onufra dzieliła, i przybladłnerwowo.Był wrażliwy i nie lubił scen przechodzących miarę zwykłe-go, łagodnie roztkliwionego liryzmu.Widząc to Osmólec znów kilka kroków ku środkowi postąpił i po-chylając się z miną zaufańca rzekł: I nie bydlę to, proszę wielmożnego? I to tak bez caluśkie noceidzie! Zwiętemu by cierpliwości brakło! Ani drgnął.Ani zipnął.Jak ten ptak.Jak ten ptak.-głuchym.zduszonym rykiem powtarzał Onufer. O moje dziecko, moje dziecko!O Jezu! Jezu! Jezu!Twarz pana nadzorcy zachodziła złowrogim cieniem.Palce jegocoraz szybciej po poręczy fotela bębniły, a brwi zbiegły mu się nadgniewnymi oczyma grozne i drgające.Chwile trwało milczenie.Zaparty, który przy runięciu Onufra na kolana wyszedł był nieco z frontu , znów się wyprężył do niemożliwości, a stary Jakub szyję zniebieskiej obwiązującej ją chustki wysunąwszy, głowę ku wielmoż-nemu podniósł i nozdrza nastawił.Tak zmyślny wyżeł patrzy w oczy panu, rychło powieką mrugniealbo palcem ruszy. Do ciemnej go! zakomenderował wielmożny.W jednej chwili zerwał się Onufer na klęczki i ręce do wielmoż-nego wyciągnął: Panie! zawołał Panoczku! Panie miłosierdny ! Rózgami sieckażcie, język zakneblujcie, strawę odejmijcie, ręce i nogi zakujcie, aledociemnej nie sadzcie! Nie sadzcie do ciemnej, panie miłosierdny, boon tam z każdego kąta na mnie patrzy.Panoczku miłosierdny, niesadzcie!Na szeroką, obrzękłą twarz jego wystąpił wyraz śmiertelnego stra-chu, zaciśnięte ręce trzeszczały w stawach i trzęsły się ku wielmoż-nemu konwulsyjnym ruchem, oczy otwierały się coraz szerzej, głoschrypiał.Począł się wreszcie Onufer na kolanach ku fotelowi czołgaćpowtarzając: Panie miłosierdny! Panoczku miłosierdny!.Czołgał się powoli, ciężko, ciągnąc za sobą grube swoje, obwinięteszmatami nogi jakby wielki, wielki ciężar.Widok był tak straszny, że mimo woli złożyłam ręce i pochyliłamsię ku nieszczęśnikowi.A wtedy pan nadzorca wstał i rzekł suchym głosem:NASKIFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG119Na dwadzieścia cztery godzin!Zakotłowało się u proga, strażnicy przy pomocy Osmólca chwyciliolbrzymiego chłopa, pchnęli go, po czym drzwi się zamknęły, a ciężkiekroki oddalających się cichły stopniowo w długim korytarzu więzien-nym.2.Na kilka tygodni przed wyżej opisaną kancelaryjną sceną jedno zpism miejscowych podało następujący artykuł: Sądowa izba warszawska rozpatrywała w dniu wczorajszym napełnym posiedzeniu sensacyjną sprawę o zabójstwo kupca N., właści-ciela sklepu towarów kolonialnych w X, spełnione w miesiącu wrze-śniu rb.Sprawa ta po wysłuchaniu oskarżonego i świadków przedstawiasię, jak następuje:Przed dwoma blisko laty kupiec N.przyjął na parobka OnufregoSęka, pochodzącego ze wsi Witaszewice, powiatu X, guberni Y, którypo nastąpionej tamże pogorzeli do miasta, szukając zarobku, przybył.Powołani świadkowie zgodnie zeznają, iż Onufer Sęk obowiązki swojesumiennie pełnił, dobra pańskiego wiernie pilnował, trzezwy był,uczciwy i spokojny.Co zaś do osoby samego kupca N-, utrzymują oni, iż dla służbybywał srogi, zle ją żywił i w wypłacie zasług krzywdził.Zeznają dalejświadkowie, między którymi jest wielu dawnych sług zabitego, iż ża-den z nich dłużej nad kwartał w służbie tej wytrwać nie mógł, a byli itacy, którzy ją już po kilku dniach rzucali.Gdy zaś przy wzrastającejzgryzliwości i porywczości charakteru kupca N., który bezżennym bę-dąc, sam gospodarstwo prowadził, coraz trudniej o ludzi było, Onufercałą robotę w domu i w sklepie sam spełniać musiał, gotując przy tym iusługując do stołu pryncypałowi.Usługiwanie to i gotowanie najwięcejmu się przykrzyło.Kupiec bowiem, ilekroć mu parobek w czym niedogodził, rzucał w niego to szklankę z wodą, to widelec, to talerz z zu-pą, tak iż w kamienicy zwyczajną było rzeczą widzieć parobka popa-rzonym, pokrwawionym, z sińcami i guzami na głowie i twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]