[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.McKenzie wydawał się znaćtrochę na poszukiwaniu złota.Gdyby udało jej się namówić go do wspólnychposzukiwań z Rubenem, może coś by z tego wszystkiego wyszło.McKenzie wyciągnął do niej dłoń. A więc jedziemy razem! Ale wiesz, co to oznacza? Jeśli nas złapią,będziesz mieć kłopoty, w końcu jestem złodziejem.Zgodnie z prawem powinnaś wydać mnie policji.Fleurette pokręciła głową. Wcale nie stwierdziła zgodnie z prawdą. Nie musiałabym tego robić jako członek rodziny.Powiem wprost.Pan.Pan jest moim ojcem.Twarz Jamesa McKenziego się rozjaśniła. A więc Gwyneira ci powiedziała! stwierdził z promiennym uśmiechem. Czy opowiadała ci o nas, Fleur? Powiedziała ci może.Powiedziałakiedyś w końcu, że mnie kochała?Fleur przygryzła dolną wargę.Nie mogła powtórzyć mu słów Gwyneiry.Ale była przekonana, że matka nie powiedziała jej prawdy.W jej oczachodbijało się to samo światło, które teraz dostrzegała w twarzy Jamesa.499 Ona.Martwi się o ciebie powiedziała w końcu.To była przecieżprawda. Jestem pewna, że chciałaby znowu cię zobaczyć.Fleurette spędziła noc w namiocie Jamesa.On spał przy ognisku.Rankiemchcieli wcześnie wyruszyć, ale spędzili trochę czasu na łowieniu ryb i pieczeniu placków na prowiant. Chciałbym się nie zatrzymywać, dopóki nie ominiemy jezior wyjaśnił McKenzie. Będziemy jechać w ciemności i omijać zamieszkane okolicew samym środku nocy.To męczący sposób, Fleur, ale bezpieczny.Wielkiefarmy leżą z dala od siebie.A na małych ludzie pilnują swoich spraw.Czasami w nagrodę znajdują wśród swoich owiec dorodne jagnię, ale nie pochodzące z jednej z dużych farm, tylko urodzone tutaj.Jakość małych stadwokół jezior stale wzrasta.Fleur się roześmiała. Czy stąd prowadzi tylko ta jedna droga wąwozem? zapytała.McKenzie pokręcił głową. Nie.Można też pojechać podnóżem gór w kierunku południowym.To łatwiejsza droga, o niewielkim spadku, a potem trzeba skręcić na wschódwzdłuż potoku.Ale to dłuższa droga, która prowadzi raczej na Fjordlandniż na Canterbury Plains.Dobra droga ucieczki, ale nie na co dzień.A teraz siodłaj już konia.Lepiej żebyśmy wyruszyli, zanim Sideblossom wpadnie na nasz ślad.McKenzie nie wydawał się jednak zaniepokojony.Pewnie rozpocząłpędzenie sporego stada owiec tą samą drogą, którą przemierzyli wczoraj.Zwierzęta nie miały ochoty opuszczać ulubionych pastwisk.Gdy psy przystępowały do działania, głośnym beczeniem protestował przede wszystkim własny" przychówek McKenziego.Sideblossom nie tracił czasu w Kiward Station na poszukiwanie podmienionych koni.Było mu wszystko jedno, czy ludzie pojadą na koniach roboczych czy hodowlanych, najważniejsze, żeby wreszcie wyruszyć.Zależałomu na tym jeszcze bardziej, odkąd odkryto ucieczkę Fleur. Dopadnę ich oboje! grzmiał pełen gniewu. I tego złodzieja,i dziewczynę.Powiesimy go dla uczczenia naszego ślubu! Wyruszajmy, Warden, jedzmy już.Nie, nie po śniadaniu! Trzeba jechać za tą małą bestią, dopóki trop wciąż jest świeży.500Ale pościg nie miał jakichkolwiek szans.Fleur nie zostawiła żadnychśladów.Mogli tylko mieć nadzieję, że jadą jej tropem, kiedy skierowali sięw stronę jezior i farmy Sideblossoma.Warden zakładał, że Fleur uciekław stronę gór.Choć wysłał kilku ludzi na szybkich koniach prosto w kierunku Queenstown, nie spodziewał się, że odniosą sukces.Niniane nie byłakoniem wyścigowym.Jeśli Fleur chciała uwolnić się od pościgu, mogła zrobić to tylko w górach. I gdzie chce pan teraz szukać tego McKenziego? zapytał przygnębionym głosem Reginald Beasley, gdy cała grupa dotarła do Lionel Station.Farma była pięknie położona na skraju jeziora, a w tle rozciągał się niekończący się ogrom Alp.McKenzie mógł być wszędzie.Sideblossom uśmiechnął się pod nosem. Mamy takiego jednego małego skauta! zdradził towarzyszom. Myślę, że dojrzał już do tego, żeby nas poprowadzić.Zanim odjechałem, byłjeszcze.Jak by to określić.Niezbyt skłonny do współpracy. Małego skauta? zapytał Barrington. A cóż to za zagadki, panieSideblossom?Sideblossom zeskoczył z konia. Tuż przed moim wyjazdem na Canterbury Plains wysłałem jednegoz młodych Maorysów, żeby przyprowadził kilka koni z położonych wyżej pastwisk.Nie udało mu się ich odnalezć.Twierdził, że uciekły.Wtedy trochęgo.Hm.Przycisnęliśmy, a on wspomniał o jakiejś przełęczy czy wąwozie,za którym rozciąga się równy teren.Jutro ma nas tam zaprowadzić.W przeciwnym razie zamknę go i będę trzymał o chlebie i wodzie do końca świata! Zamknął pan tego chłopca? zapytał zdumiony Barrington. A cona to jego plemię? Lepiej, żeby pan nie rozzłościł swoich Maorysów. Och, ten chłopak pracuje dla mnie od zawsze.Chyba nawet nie należy do żadnego z tutejszych plemion, a zresztą mnie to i tak obojętne.Najważniejsze, że jutro zaprowadzi nas do tej przełęczy.Chłopiec był drobny, wychudzony i zupełnie wystraszony.Cały okresnieobecności Sideblossoma spędził w ciemnej stodole i teraz stanowił strzępek nerwów.Barrington zaklinał Sideblossoma, żeby go uwolnił, ale owczybaron tylko się roześmiał. Gdybym go teraz puścił, od razu by zwiał.Jutro będzie mógł odejść,gdzie chce, jak tylko pokaże nam drogę.Wyruszamy bardzo wcześnie, panowie, skoro świt.Dlatego oszczędnie z whisky, jeśli nie macie mocnych głów!501Tego rodzaju uwagi nie były w smak farmerom z Canterbury Plains,choć umiarkowanym reprezentantom hodowców, jak Barrington czy Beasley, charyzmatyczny przywódca już dawno przestał się podobać.W przeciwieństwie do poprzednich ekspedycji karnych tropem McKenziego ta wcalenie przypominała prowadzonego w swobodnej atmosferze polowania, leczprawdziwą operację wojskową.Sideblossom systematycznie przeczesywał podnóże Alp powyżej Canterbury Plains, dzieląc ludzi na mniejsze oddziały i dokładnie nadzorującich działania.Do tej pory wierzyli, że chodzi przede wszystkim o złapanieMcKenziego.Ale teraz, gdy okazało się, że Sideblossom ma konkretne wskazówki dotyczące jego prawdopodobnej kryjówki, wszyscy domyślili się, żetak naprawdę szukali Fleurette Warden, co niektórym wcale nie odpowiadało.Co najmniej połowa z nich była przekonana, że Fleur sama się znajdzie.A jeśli nie chce wyjść za Sideblossoma, to trudno, jej wola.Choć z niechęcią, to jednak posłuchali teraz zaleceń gospodarza i zrezygnowali z dobrej kolacji i wyborowej whisky
[ Pobierz całość w formacie PDF ]