[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułem się trochę skrępowany.Pewnie spojrzałem na nich jak na dom, oczamiobcego człowieka.Przyjrzałem się Rodowi i jego widok nie natchnął mnie optymizmem.Kiedy matka z siostrąpodeszły, abysię ze mną przywitać, rozmyślnie nie ruszył się z miejsca.I choć łaskawie podał mi rękę,zrobiłto bez słowa i większego zainteresowania,ledwieunosząc namniewzrok, jak gdyby czynił to dla formalności i wyłącznie przezwzglądna matkę.Jednakże było to do przewidzenia, bardziejzaniepokoiłomnie coś innego, a mianowicie jegopostawa.Podczas gdy do niedawnasprawiał wrażenie spiętego i zaszczutego człowieka, który sposobisięnanadejście nieuchronnej katastrofy,teraz jakby się skurczyłi zobojętniał na to, comiało nastąpić.I gdy pani Ayres, Caroline i janawiązaliśmy rozmowęo lokalnych sprawach i ploteczkach,zachowując pozorynormalności,on tkwił bez słowa na swoimkrześle i obserwował nasspod oka.Wstałtylkoraz, aby podejśćdostolika z butelkami i nalaćsobie ginu z wermutem.Sądząc po jegoruchach i osobliwej mieszance,którąnapełnił kieliszek, sączył drinka jużod dłuższegoczasu.Byłem wstrząśnięty.Niebawem przyszła Bettyi poprosiła nasna kolację.Korzystając z lekkiego zamieszania, przysunąłem siędo Caroline.179.- Wszystko w porządku?- mruknąłem.Zerknęła na matkę i brata, po czym prawie niedostrzegalniepotrząsnęła głową.Wyszliśmy na korytarz i szczelniej otuliła sięfutrem, ponieważ z marmurowej podłogi bił lodowatyziąb.Mieliśmy jeśćw jadalni; pani Ayres,zgodnie z obietnicąwyprawieniakolacji "w starym stylu",kazałaBetty uroczyście nakryć do stołui wyjąć chińską porcelanę, pod kolor orientalnej tapety, orazkompletsrebrnych sztućców.Zapalono świece w mosiężnych kandelabrach, ichpłomienie kołysały się niebezpiecznie wprzeciągu.Carolinei ja usiedliśmy naprzeciw siebie, Roderick zajął miejscepanadomu, na krześle należącymzapewne niegdyś do jego ojca, a pani Ayres zasiadłapo przeciwnej stronie.Prawie natychmiast nalał sobie kieliszek wina,a gdy Betty zaniosła butelkę na drugi koniec stołu ipodeszła doniegoz wazą, zasłoniłręką talerz.- "Raz gdy mu zupę stawiasłużąca, on ni stąd, nizowąd zupęodtrąca!"- zaśpiewał piskliwie, po czym dodał normalnym głosem: - Czywiesz,co się stało z niegrzecznymchłopcem z wierszyka, Betty?- Nie, psze pana - odrzekła niepewnie.-Nie, psze pana - powtórzył, przedrzezniając jej akcent.- Otóżskończyłw płomieniach.- Nieprawda - wtrąciła Caroline z bladym uśmiechem.- Umarłz głodu.Chwila nieuwagi i ciebie czekataki sam los, Rod.Chociażmiędzy Bogiem a prawdą, pewnie wszyscy odetchnęlibyśmy z ulgą.Zjedz trochę zupy.- Jużmówiłem- odparł tym samym piskliwym tonem.- "Nie chcęinie chcę ani łyżeczki!" Ale winko jak najbardziej.Betty!Dziękujęuprzejmie.Hojnie napełnił sobie kieliszek.Zrobił to niezręcznie, hałaśliwiestukając szyjką butelki o szkło.Kieliszekbył piękny, zapewne wyjętogo wraz z porcelaną isrebrem.Rozdrażnionahałasem Carolineprzestałasię uśmiechać i ze złością popatrzyła na brata; aż sięzdziwiłem,- Heinrich Hoffmann,"Historia bardzo smutna o chłopcu, który niechciał jeśćzupy".180tyle w jejoczach było niechęci.Do końca kolacji nierozpogodziła sięani nachwilę.Szkoda, ponieważw blasku świec wyglądała naprawdę ładnie: jej ostre rysy złagodniały, akanciastezarysy obojczykówiramion ginęły pod futrem.Pani Ayres też wyglądała bardzokorzystnie.Niezareagowałana zaczepkę syna i dalej rozmawiałaze mną, tak jak w saloniku.Z początku wziąłem to za przejaw dobrego wychowania;pewniewstydziłasię za zachowanie Roda ichciała pokryć złe wrażenie.Stopniowo podchwyciłem jednak drżenie w jej głosie i przypomniałem sobie słowa Caroline,żematka i brat "prawie się kłócą".I naglepożałowałem w duchu swojej wizyty, co nigdy przedtem mi się niezdarzyło.Marzyłem, by kolacjadobiegła wreszcie końca.Ten dom,pomyślałem, nie zasługuje na ich humory, tak samo jak ja.W pewnej chwili rozmowa zeszła na pacjenta, któryniedawnoleczył sięu mnie na grypę,dawnego dzierżawcę Hundreds, mieszkającego niespełna pół kilometra od zachodniej bramy.To istne zrządzenie losu, powiedziałem, żemogłem jezdzić do niego przez park,bardzo ułatwiło mito życie.Pani Ayres przytaknęła, po czym dodałazagadkowo,iż ma nadzieję, że "dalej będę mógłto robić"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]