[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A to było znacznie gorsze.- Kiedyś, podczas długiego rejsu, w czasie największego upału mógłbymprzysiąc, że widziałem chłopaka na zielonej desce.Surfował jak szalony ihisterycznie chichotał.To nie mogło być realne.Nikt nie mógłby tak surfować, i to wdodatku sto kilometrów od brzegu.A widziałem go tak wyraznie jak teraz ciebie.- Na zielonej desce? - Uśmiechnęła się nieśmiało.- Zielonej jak świeża trawa.To było niesamowite.- Wyobrażam sobie.- Rozbawił ją ten obrazek, lecz szybko spoważniała, gdyprzypomniała sobie własne doznania.- Tyle że ja niczego nie widziałam.Ja tylko.czułam.Jak podczas burzy.Dziwną więz.- Z czym?- Z wodą, wiatrem, łodzią.- Nie przyznała się, że również z nim.- Jakby byłyżywymi stworzeniami.- Ja to czuję cały czas.To Gaja.Jakoś nie bardzo wierzyła, że doświadczali tego samego.Jej odczucia byłypotężniejsze.Były inne.Najwidoczniej wyczuł jej sceptycyzm, gdyż mocniej chwycił jej rękę i stwierdził:- Pewnie nie odbierałem tego tak silnie jak ty.- Sama nie wiem.Rzucił coś, czego nie zrozumiała.- Może masz coś we krwi - dodał.Zadrżała z wrażenia.Powiedział dokładnie to, o czym sama pomyślała jużwcześniej.- Co przez to rozumiesz?- Pochodzisz od tej kapłanki, tak? Posłuchaj.Jestem w jednej ósmej rdzennymAmerykaninem.Mój dziadek był półkrwi Indianinem Cherokee.Kiedy byłem mały,opowiadał mi mnóstwo historyjek, jak to było, gdy wszystko dookoła żyłoprawdziwym życiem.Cała ziemia - planeta, powietrze, oceany-wszystko było częścią141z netu - emalutkausoladnacsżyjącej natury.Starożytni Grecy nazywali ją Gają, dziadek jakoś inaczej, dokładnienie pamiętam.W każdym razie, kiedy mnie to ogarnia, nie przejmuję się tak bardzo,bo miałem szczęście dorastać obok człowieka, który w to naprawdę wierzył.Z tobąpewnie było inaczej.Zupełnie inaczej.Wychowywał ją ojciec, dla którego liczyła się tylko nauka.Niezostawił więc w jej życiu miejsca nawet na odrobinę mistycyzmu.Nie uważała bynajmniej, że skłonności do mistyki są czymś złym -oczywiściekiedy chodziło o innych.Ona nie mogła sobie pozwolić, by takie, podejścieprzysłaniało jej rzeczywistość.W pewnym stopniu złamała jednak swoje zasady.Ostatniej nocy, podczasrozmowy z ojcem uzmysłowiła sobie, że nie zadała mu paru istotnych pytań, cozrobiłaby z pewnością, gdyby chodziło o jakąś inną wyprawę.A teraz te dziwne przeżycia - magiczne jednoczenie się z burzą, wiatrem,morzem - co za niedorzeczność.Podobnie jak te pomysły o pamięci genetycznej.Namyśl o tym wszystkim dostawała gęsiej skórki.- Posłuchaj - powiedział Dugan, przyciągając jej uwagę.- To wcale nie takiegłupie.W naszych genach mamy zakodowane swoiste predyspozycje.Dlaczego niemożemy dziedziczyć zdolności odczuwania takich rzeczy?- Może i tak - powiedziała niechętnie.Ostatnio legło w gruzach tak wiele jej -zdawałoby się - niezachwianych przekonań, że nie chciała utracić kolejnego.Musiaławierzyć, że świat jest konkretnym obiektywnym bytem, dającym się zmierzyć,poznać i racjonalnie wytłumaczyć.Miała dość jednoczenia się z wiatrem, czy burzą.Chciała stąpać twardo po ziemi.- Muszę się zdrzemnąć - oznajmiła nagle.- Potrzebuję trochę spokoju.Dugan nie odzywał się, gdy wyjmowała słuchawki i chowała je do futerału.Podniosła się bez słowa i poszła do kabiny.Wreszcie poczuła się bezpiecznie, jak dziecko, któremu udało się wymknąć zciemności.Nie słyszała wiatru świszczącego w olinowaniu, huku oceanu aniskrzypienia łodzi prześlizgującej się po falach.Było cicho.Zaczynała się przyzwyczajać, że cisza oznacza bezpieczeństwo.142z netu - emalutkausoladnacsRozdział 12Luis ponownie przyjechał do Key West zniecierpliwiony, że sprawy nieposuwają się naprzód.Przewertował wiele książek o poszukiwaniach zatopionychstatków i trudno mu było uwierzyć, że Weronika Coleridge przez dwa miesiące nienatrafiła na żaden ślad.Tam powiedział mu wszystko o jej przygotowaniach iplanach, nawet o tym, że znajomy oceanograf określił w przybliżeniu, gdzie powinnaszukać.Istniała możliwość, że dane, na których oceanograf oparł swe kalkulacje, mogąbyć błędne.Prawdopodobnie Alcantara poszła na dno gdzieś między Marquesas aKey West.Całkiem możliwe, że spoczywała na rafach na południe od Keys, gdziezatonęło wiele statków.Najwidoczniej tak brzmiała oficjalna wersja hiszpańskicharchiwów.O tym także dowiedział się od Tama.Tymczasem Weronika bazowała nazapiskach jedynego ocalałego pasażera.O wszystkim poinformował zarówno Emilia Zaragosę, jak i El Desconocido.Natym etapie mógł sobie pozwolić, by przekazywać wiadomości im obu.Do Key West przygnała go z powrotem niepewność.Brał pod uwagę, że Tammógł go okłamywać.O tym, że nic nie znalezli, musi przekonać się na własne oczy.Znowu snuł się po gorących, wilgotnych uliczkach, tęsknie wspominając góryrodzinnej Wenezueli, gdzie powietrze było chłodne i suche
[ Pobierz całość w formacie PDF ]