[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tom wziął kartkę.Widniały na niej tylko dwa słowa.Jego imię i nazwisko.- Nie mam pojęcia, skąd wzięła się przy nim.Anirównież, jak umarł.- Och, nie, w to ostatnie, wybaczysz, sir, nieuwierzę.Patrzył pan na ciało dostatecznie długo, byzauważyć, że został uduszony.Pytam więc, czy to niepan oplątał mu szyję tą śmiertelną pętlą?- Wiem, że nie pomagam panu w śledztwie, mówiąc ciągle nie", ale taka jest prawda.Nikogo nieudusiłem w Antwerpii, ani też zresztą gdziekolwiekindziej.Przyjechałem tu w sprawach handlowych,a kupcy to raczej pokojowe plemię.Nie wiem też, komu mogłoby zależeć na śmierci Gilesa Newmana.W sumie niewiele ze mnie pożytku.Jak dotąd naczelnik nie wspomniał ani słowem,gdzie zostało odnalezione ciało.On, Tom, mógł goo to zapytać, ale pamiętał zasadę, że w takich przypadkach im mniej się mówi, tym lepiej.Z tym że,uwzględniając osobliwy charakter tej rozmowy, któraprzypominała raczej towarzyską pogawędkę niż przesłuchanie, pytanie takie byłoby całkiem na miejscu.- Czy mogę zapytać, gdzie zostało odnalezioneciało?- Nie wykluczam, że pyta pan o coś, co jest panuznane.Tom z uśmiechem potrząsnął głową.- Nie kłamałem mówiąc, że w ostatnich latachGiles Newman w ogóle dla mnie nie istniał.Rozstałem się z nim w Macedonii, a spotkałem w tej izbie.%7łałuję, że nie mogę być panu przydatny.- A ja żałuję, sir, że nie chce mi pan pomóc.Tom rozłożył ręce.- Nie mogę, po prostu nie mogę.Proszę przepytaćmoją żonę w tej materii.- Zrobimy to w swoim czasie, panie Trenchard.Jest pan pewien, że nie rozmawiał dzisiaj z Newmanem? W tawernie bowiem, gdzie zajmował pokój,powiedziano nam, że jakiś obcy pytał o niego, poszedł do jego pokoju, po czym już się nie pokazał.Zniknął, przepadł bez śladu.Czy tym obcym był pan,panie Trenchard?- Tym obcym mógł być każdy.Tak jednak sięskłada, że to nie byłem ja.Podano chyba jakiś opistego człowieka?- I owszem.Potężny mężczyzna, nędznie ubrany.Jest pan jednym z postawniejszych mężczyzn, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia.- Ale nie jedynym na tym bożym świecie ani teżw Antwerpii.Widziałem tu tragarzy imponującej postury.A poza tym, jak widzisz, sir, jestem dość porządnie ubrany.Naczelnik uśmiechnął się.- Ubrania się wkłada i zdejmuje.Jeden strój moż-na zastąpić innym.Czy w tym, który ma pan na sobie,chodzi pan od rana? Zresztą mniejsza z tym.Czas narozmowę z pana żoną.Tom odetchnął z ulgą.Na razie zostawiano gow spokoju.Miał dużo szczęścia, że właściciel Zpiewającego Delfina" zaledwie rzucił nań okiem.W rezultacie naczelnik dysponował jedynie ogólnym opisem postaci.Niepokoiło go tylko, że ten szczwany lis, który niepozwalał czytać w swych myślach, zamierzał terazzająć się Catherine.Cóż, nie było na to rady.ProtestToma mógłby tylko wzbudzić podejrzenia.Opuścilikostnicę i udali się w drogę powrotną.Strażnik, który podał Catherine szklanką wody,podsunął jej też krzesło, za co gorąco mu podziękowała.Miała za sobą długi dzień i czuła się znużona.A może na to właśnie liczył naczelnik? Na ich zmęczenie.Specjalnie wybrał na rozmowę tak pózną porę, gdyż wiedział z doświadczenia, że po północy badanym trudniej jest zachować jasność umysłu, a coza tym idzie, unikać przeróżnych pułapek.Jeżeli nie myliła się w swoich dociekaniach, to tymbardziej musiała mieć się na baczności.Wiedziałao dwóch zabójstwach, jednego z nich nawet byłaświadkiem.Ofiary pływały zapewne w którymś z kanałów w pobliżu chaty Williama Grahame'a.Najlepszą linią obrony w tej sytuacji byłoby, tak przynajmniej podpowiadała jej intuicja, udawać wątłą, wra-żliwą, nieświadomą spraw politycznych niewiastę.W życiu rzadko kiedy okazywała słabość charakteru.Dzisiaj prawdę trzeba było pomieszać z fikcją, i toz poczuciem miary i proporcji.Nagle przyszedł jej na myśl Geordie, sługa Toma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]