[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie chciałemcię budzić.Nie powinienembyłprzychodzić tak znienacka.- Tralalala - odpowiedział King.- Cieszę się.Nikt jużnie przychodzi.Bojąsię mnie.No powiedz, czy ja wyglądam, jakbym mógł jeszczekomuś cośzrobić?- Kto się boi?-Wszyscy.Wszyscy poza dziećmi.I Lilie.Starzy przyjaciele.wszyscy spokornieli.Popatrzna nich.Pobudowali domy i siedzą w nich jakzombie.Cały wieczór przedtelewizorem, a rano do roboty.I tak od trzydziestu lat.Fabryka ich przeżarła.Ale wciąż udają, że wszystko wporządku, utyli, nie ruszają się, jeżdżą wielkimi furaminakredyt, kiszą się w tym swoim mizernym dobrobycie.I nikogo,kto miałbyjeszcze odrobinę oleju w głowie, nikogo,kto chciałby czegoś innego.- A ty?- zapytał Marthaler.-Co robiłeś?Słuchając Kinga, odnosiło się wrażenie, żeprzez ostatnie lata był otoczony samymi wrogami.Albo idiotami.Wyłącznie.Wszystkie przedsięwzięcia spaliły na panewce, ależadne z jego winy.Zawalali zawsze inni.Raz urząd, którynie chciał wystawić koniecznego pozwolenia.Razkonkurent, któryudaremnił uczciwe starania, i wciąż nieudolniwspółpracownicy.Gdziekolwiek spojrzeć zazdrość, zawiść,głupota, sabotaż.Chciał hodować krowy rasy Galloway, alewszystkie padły, bo dostarczono mu złą paszę.Próbował siłjako sprzedawca samochodów, zwolniligo, jakza drugimrazem Polak albo Rusek,albo niewiadomo kto podprowadził mu nowy samochód.Pisał teksty reklamowe dla biurapodróży, ale odmawiał podawania nieprawdy.A przytym nadal kłamał ile wlezie.Choć ze słabnącą siłąi może nie tak przekonywająco jak kiedyś.Wykorzystał232obecność starego przyjaciela, żeby jeszcze raz roztoczyćswoje wizje, skoro nikt niechciał gojuż słuchać.Marthalerkiwał głową, przyznawał rację i śmiał się z anegdot, wiedząc,że sprzeciw nie masensu,wywołałby tylko nowe tyrady.Wreszcie King przerwał, poprosił Marthalera, żebyotworzył drzwi.Nasłuchiwał.Z dołu słychać było Liliekrzątającą się po kuchni. - Okej.Chciałem się tylko upewnić, że nie ma jej w pobliżu.Teraz zamkniesz drzwi i podejdziesz do szafy.W najniższej szufladzieza bielizną leży butelka.Wyjmiesz ją.A potem się napijemy - żeby uczcić spotkanie.Marthaler wyjął opróżnioną do połowy butelkę taniejwhiskey.- Nie chcesz chyba pić jużo tej porze?-Co to było,King?- zapytał.-Co nas wtedy poróżniło?Dlaczego najpierw schodziłeś mi z drogi, a potemnie odpowiedziałeś na żaden list?- Co to było?Nieudawaj niewiniątka.No co to było?- No co?Powiedz.- Lilie.Leciałeś na nią.A może nie?- No i co?Co w tym złego?Cozłego zrobiłem?- Nic.- King podniósł butelkę do ust.-Albo wszystko.Byłeś jak inni, którzy chcieli ją mieć.I mieli.Tyle że z nimisię nieprzyjazniłem.Ma troje dzieci ztrzema różnymifacetami,z żadnym nie zaznała szczęścia.- I? Co złego jest w tym, że byłaby ze mną, z twoimprzyjacielem?-Zabrałbyś miją.- Co bym zrobił?-Zabrał.Była wszystkim, co miałem.Zabraliście mi ją.Jak myślisz,dlaczego stałem się tym, co widzisz?Dlaczegotaki ze mnie wrak?233.Miał w oczach łzy.Marthaler chyba powoli zaczynałrozumieć.- To znaczy, że ją kochałeś?Kochałeś ją?Nie odpowiedział.Gapił się na kołdrę.Potemwyjąłspod poduszki chusteczkę i wysmarkał nos.- I wciąż jeszcze ją kochasz, prawda?-Idz już.Idz.Jestem zmęczony i chory, muszę się przespać.Marthaler skinąłgłową.- Przepraszam.Nie miałem pojęcia.Niemiałem zielonego pojęcia.Odwrócił się i wyszedł.Najciszej, jak umiał, zszedłposchodach.Otwierającsamochód, jeszcze raz spojrzałw kierunku domu.Lilie stała przy kuchennym oknie.Uśmiechała się.Marthalerowi wydało się, że podniosłarękę, żeby mupomachać.Ale zawahałasię, jakby nie byłapewna, czy on sobie tego życzy.Dwadzieścia trzyPojechał prosto na Baunatal, tylkopagórkowatą drogą między zaśnieżonymi polami wstronęHabichtswald.Po raz pierwszy, odkąd opuścił Frankfurt,pomyślał o dochodzeniu.Właściwie chciałna czas świątzapomnieć o morderstwie Gabriele Hasleri o swojej pracy.Ale teraz,po tym, co właśnie usłyszał, wszystko wróciło: historie o ukrytych namiętnościach,wybrykach seksualnychi wiążącej się z tym przemocy.W trakcie dochodzenia prawie co godzinę dowiadywał się o sprawach,o którychnawetmu sięnie śniło.King kochał swoją siostrę.Wiadomo, żetakie rzeczy się zdarzają, ale gdy zdarzająsię w najbliższymotoczeniu,człowiekjest zaskoczony.Marthaler zastanawiałsię, jak oni sobie radzą, czy kiedykolwiek o tym rozmawiali,możenawet próbowali żyć jak para?Potrafił wyobrazić sobie, ile skrywanychpragnień, ile niespełnionych życzeń, ileniemychwyrzutów i ilegoryczy wiąże się z takim uczuciem.Nie wiedział, czy Lilie odwzajemnia miłość brata.Możetak, może wiązała się z innymimężczyznami, żeby od niejuciec.A King był nanajlepszej drodze, żeby z tej miłościumrzeć.Niektórzy na jego miejscu wzięliby siłą to, czegonie dostali po dobroci.Z takimi pózniej spotykałsię on.Inni karali siebie, odbieralisobie życiealbowpadali walkoholizm.Do tych należał King, na dodatek pociągał za sobąjedynego człowieka, którego naprawdękochał.235.Marthaler zatrzymał się na skraju drogi.Wyjął komórkę, wybrał numer Kerstin Henschel.Zorientował się,że dzwoni nie w porę.- Co jest?-Chciałem tylko zapytać, jak idzie.Jakieś postępy?- Nie idzie.Jesteśmy zablokowani.Herrmannkażenam skupiaćsię wyłącznie na szukaniu Drewitza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]