[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle puszczam dzyndzelek od zamka i siadam na tapczanie, bozaczynam się dusić.Nie mogę złapać ani odrobiny powietrza, cośmnie ściska w gardle.Co to się ze mną dzieje? Wiję się jakrozdeptana dżdżownica, trzepię rękoma i nogami.Duszę się!Umieram.To coś puszcza, już mogę oddychać.Aapię powietrze wielkimihaustami.Pochyla się nade mną Ewa.- Co ci jest? - pyta przerażona.- Już nic - mówię.- Czy to może epilepsja?- Nie.Tylko że coś mnie zatkało.To chyba ze strachu.- %7łebyś mi tylko nie umarła.- Nie bój się - mówię.- Zła siekiera nie utonie.- To przez ten rozkaz?- Nie wiem.Ale już nie mam domu.Oni mnie już nigdy tam niewpuszczą.- I bardzo dobrze - mówi Ewa.- Po co ci taki dom.Będzieszmieszkała u nas i już nigdy się nie rozstaniemy.Bardzo sięwszystkim u mnie spodobałaś.I Mimi, i Tutu.a Michałpowiedział, że jesteś nieziemska.Ewa kładzie się obok, przytula mnie do siebie.- Zobaczysz - szepcze - będzie nam razem cudownie.Czemu płaczesz?Nie płacz.Wcale nie chcę płakać, ale płaczę.- Majeczka, nie płacz - prosi Ewa.A to przecież nie ja płaczę, tota głupia Marysia we mnie płacze.Płacze na pewno z żalu zamamusią, za Zenusiem, za Tadziem i za dziewczynkami.I zatatusiem, choć go nigdy nie ma w domu, a jak jest, to śpi.- Przepraszam - mówię.Nie mogę przestać płakać, choć bardzo chcęprzestać.Przestań się mazać, mówię do Marysi.Idz, becz u siebie,zostaw mnie w spokoju, ja chcę się śmiać razem z moją Ewunią.- Tak bardzo się boisz? - pyta Ewa.Nic nie mówię, przyciskam twarz do poduszki.Ewa wstaje z tapczanui mówi:- To popłacz sobie.Ja zaraz wrócę, gdzieś za pół godziny.Mam cośdo załatwienia na mieście.A żebyś mi nie uciekła, zabieram cibuty.- Gdzie idziesz? - pytam.Podnoszę głowę, ale jej już nie ma,zobaczyłam tylko zamykające się drzwi.Poszła sobie mojasiostrzyczka z drutu, a ta druga, pluszowa, ciągle beczy.Co turobić?Ocieram łzy.Leży na tapczanie katalog, w nim śliczne, kolorowedziewczyny i wszystkie uśmiechają się do mnie.Chodz do nas, mówią, uśmiechnij się, popatrz.Może chcesz tęsukienkę? Kosztuje tylko 48 dolarów.A ta jest tańsza, ale też śliczna.Tylko 42.A może wolisz ten kostiumik? 66 dolarów.Albo ten za 120.A ten pulowerek z cekinami.czyż nie cudny? Tylko 100.Te różowe dżinsy opchnę ci za 25 $.Ta spódniczka za 40 $, ale zobacz jaka fajna, jak fajnie się wniej chodzi.Wez do niej bluzeczkę za 19 $.Pantofelki 34,20 $.Torebka 28 $.A ta 31,30 $.Majteczki, siedem sztuk na cały tydzień, tylko za 9,50.Przymierz ten kostium kąpielowy.Czysta Lycra!Dwuczęściowy 24,90 $.Jednoczęściowy 22.Zresztą, co tam.Kup wszystko, niech wszystko będzie twoje.Już wszystko moje.W tej sukience pójdę w poniedziałek do szkoły,tę założę jutro do kościoła, a tę na wieczór, jeśli będziechłodno.W tym będę się opalała, w tym pojadę na narty.W tesukieneczki ubiorę moje przyszłe córeczki.A to kurteczka dla mego syneczka.To są moje garnki, a to moje talerze.O, mój salon, mojetelewizory.Ten dywan położę w sypialni, a ten dam w prezenciemamusi.Tym samochodem pojadę do ślubu.Ten chłopak zostanie mymmężem.Nie, ten ładniejszy.Nie, ten nie, co to za mąż w samychmajtkach.O, tego biorę.Będzie ciągle chodził opalony.Majkel ma na imię.Majka i Majkel.To my na wakacjach.A tu też my na przyjęciu w perskiejambasadzie.O, ten zegarek jest dla mnie w sam raz.A ten damMajkelowi.Nie, ten mu dam, za 210 $.- Wyciągnij rękę i zamknij oczy - mówię do Majkela.Zamyka rękę iwyciąga oczy.- Odwrotnie, głuptasie!Zapinam mu zegarek.Patrzy, uśmiecha się zadowolony.- Super tajm - mówi.- Sękju werymacz ajlafju!Całuje mnie przy komplecie naszych ogrodowych fotelików irozsuwanym stoliku.Wszystko razem tylko 400 $.Plus parasol, za30 $.- Może usiądziemy, co będziemy stali - mówię.Siadamy.Jak jadobrze gadam po angielsku, Majkel wszystko rozumie, co mówię.- A gdzie dzieci? - pytam nagle.Majkel ręką, na której nowyzegarek mu błyszczy, pokazuje na basen.Są dzieci, pluskają się wwodzie błękitnej.- Która to godzina?Majkel zegarek mi swój pokazuje.O, już dziesiąta dziesięć.Przezogród pokojówka idzie, tacę z napojami niesie.Na stoliku stawia.Na zegarek jej spoglądam.Dobrze chodzi, też dziesiąta dziesięć.Już goście się schodzą.Wszyscy pięknie opaleni, identycznie jakmy, tylko trochę słabiej.- Hellou! - wołają i się rozsiadają.Patrzę.u nich zegarki też dobrze chodzą, na każdym dziesiątadziesięć.Jeden tylko gość nie podchodzi.Stoi pod palmą, jakiś blady,wystraszony, w szarym swetrze i zegarka nie ma.I do tegookularnik.Oj, to chyba jakiś Polak.Biorę dwie szklanki koktailu "Pomarańczowy Szantaż" i podchodzę doniego.Idę, lód w szklankach brzęczy, stukają po marmurowychpłytach moje obcasy.Dosyć młody, ale jakiś taki łysawy.- Hałdjudu - mówię.Kurcze, co to "hałdjudu" może znaczyć? Gośćbierze mnie pod ramię, w krzaki ciągnie.- Marysiu - mówi cicho - chcę ci pomóc.Daję mu szklankę z koktailem i zegarek.- Witam rodaka, co tam słychać w kraju?On koktail wypija jednym łykiem, jakby to była jakaś czysta wódka,zegarek chowa do kieszeni i mówi szybko, nerwowo, ciągle się naMajkela i gości oglądając.- Uciekaj, Marysiu, mam rower.Wyrywam mu się.- Majkel! - wołam.- Helpmi!- Bądz cierpliwa, proszę cię, Marysiu - mówi okularnik i znów zarękę mnie łapie.Wołam:- Majkel! Majkel!Atansjon plis, już nie ma dziada.Dał nura w krzaki i uciekł.Podchodzi Majkel, chyba nic nie widział.Może i dobrze, że niewidział.- Kaman bejbi, syt dałn - mówi i zamek błyskawiczny uśmiechuprzede mną rozsuwa.Liczę mu szybko zęby.128, okej, żadnego niebrakuje.Wracamy do gości, siadamy.Jemy i pijemy, o pogodzierozmawiamy.Koktail wypity, goście pojechali, pomarańczowe słońce za białewille się chowa.Dzieci już pokładłam, idę teraz do naszejpalisandrowej sypialni.Koszulkę mam na sobie różową, błyszczącą,35 $.Majkel w piżamie za 30.Która to godzina? Co?.Znówdziesiąta dziesięć? Na Majkela zegarek zerkam, zgadza się, u niegoteż dziesiąta dziesięć.Wyłączam telewizor.Obraz zgasł.Za oknem też ciemno.Co ten dziad w okularach ode mnie chciał?Trzeba wszystko pozamykać, bo się jeszcze w nocy wkradnie.Zaraz,jutro, złego psa kupię, na noc do ogrodu będę go wypuszczać.Ciekawe, ile $ taki pies może kosztować? Zamyślona do łóżkawchodzę, Majkela niechcący potrącam.- Ajm sory.Ten Majkel jakiś dziwny.Książeczkę z kolorowymi obrazkami oglądai zęby szczerzy.Niech do mnie zęby szczerzy, nie do książki.- Noc jest po to, żeby spać, a nie po to, żeby czytać! - mówięrozzłoszczona i gaszę światło.Przeciągam się rozkosznie izasypiam.Budzę się, lukam.przez błyszczące żaluzje słońce do naszejsypialni zagląda.W łazience Majkel zęby pucuje.Która to godzina?Co, znowu dziesiąta dziesięć? No tak, to przecież ranek.Dzieci wpiżamkach wbiegają, do mnie się przytulają ze śmiechem i piskami.No.nabawiliśmy się, śniadanie zjedliśmy, co tu dalej robić?Która to godzina? No nie, znów dziesiąta dziesięć! Taki drogizegarek, a stoi? Wołam dzieci, na ich zegarkach też dziesiątadziesięć.I u Majkela dziesiąta dziesięć.Jaki dziwny jest tajm.Raz zasuwa jak rakieta, a raz w rzezbęzastyga.Co tam, trzeba na plażę iść, słońca pokosztować, poopalaćsię i w ogóle.Co będziemy iść, lepiej autem pojechać.Jedziemy,jedziemy.i dojeżdżamy do morza.Całą rodziną po piasku idziemyi dokazujemy.Piasek żółciutki, morze szafirowe, niebo błękitne, a mój kostiumkąpielowy z lycry czerwony i tak się błyszczy, jak tylko lycramoże się błyszczeć.Cudownie.- Chyba pójdę się wykąpać - mówię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]