[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogładziła mnie po policzku. - Podobny - szepnęła.- Jesteś do niego podobny.Ten sam chód, ta sama sylwetka i tasama zaciętość.Tylko nieco mniej wykształcony.- Do kogo znowu? - rzuciłem, może trochę zbyt szorstko, ale nie po to przecieżwytłukłem grupę mafiosów, skorumpowanych polityków i rozpasanych biznesmenów, bywysłuchiwać opowieści o innym facecie, do którego byłem jakoby podobny.Jednak Agnieszka nie obraziła się.- Do Janka.Mojego Janka.Boże drogi, to już tyle lat.No jasne, pojąłem bez dalszych tłumaczeń, kiedyś, widać, dziewczyna też miała faceta,któremu na chrzcie dali tak jak i mnie, a ów, sądząc z jej reakcji, odwalił kitę.Wciąż o nimpamięta! - pomyślałem z zazdrością, ale powstrzymałem się od komentarzy.Ostatecznie i takbyłem w lepszej sytuacji od niego.On w piachu, a ja jego kobietę.Sami zresztą wiecie, co.Oglądaliście Psy.- Tyle lat - powtórzyła, hamując łzy.- Czekałam na niego.Aż wreszcie.Urwała, podchodząc do mnie.Chwyciła za rękaw mojej bluzy, już nie nieskazitelnieczarnej, ale obryzganej nieco krwią - nie moją, ma się rozumieć, i pociągnęła mnie do siebie.Nie protestowałem, wtuliłem twarz w jej jasne włosy.Były miękkie i pachnące.Jak zawsze.- To piętro - wyszeptała niespodziewanie - Rzym się nazywa!- Wiem, jak się nazywa to choler.- zacząłem, ale urwałem, bo zrozumiałem, że niemówiła do mnie.Mówiła w stronę czerni, która rozlała się nagle dookoła narysowanego na podłodzekręgu, tłumiąc światło małych lamp i płomienie świec, stojących na posadzce.Zupełnie jakbyktoś otworzył kocioł ze smołą.Nie, Agnieszka nie zwracała się do mnie.Mówiła w stronę mroku, który zbliżał się, któryszedł po nas.Po mnie.Mrok miał twarz starca z bieszczadzkiego monastyru.- Spotkamy się jeszcze.- powiedziała cicho.Tym razem jej słowa wyraznie byłyskierowane do mnie.Drgnąłem.-.w Piekle - dokończyła, a w tej samej chwili poczułem zimny, przeszywający ból wsercu.Po raz pierwszy od kilkunastu lat, po raz pierwszy od.spotkania w Bieszczadach, gdyna byczej skórze cyrografu skreśliłem krwawy podpis.Chciałem krzyknąć - nie mogłem, chciałem spytać dlaczego - nie mogłem.Upadłem nakolana, przed oczyma pojawiły się czarne plamy.Kątem oka zobaczyłem dusiołka, który leżał na brzegu kręgu, przygięty do ziemi.Płaszczył się przed swoim panem, przed panem, któryzapewne nie był rad z tego, że dusiołek służył bardziej mnie niż jemu.Zobaczyłem też Agę.Stała teraz na skraju kręgu, wciąż jasna, wciąż przypominającaanioła - wtedy, na tle wszechogarniającej czerni, może nawet bardziej anielska niżkiedykolwiek przedtem.W ręku trzymała wąski sztylet, ten sam, który wbiła mi w plecy, tensam, którym przebiła mi serce.Na sztylecie, o dziwo, nie było ani kropli krwi.- Oto on! - krzyknęła.- Oto grzesznik, równy mojemu mężowi.Teraz twoja kolej! ChcęJanka.W Imię Ducha, Syna, Ojca, zaklinam cię: wypuść mojego męża.Było powiedziane grzesznik za grzesznika".- Było powiedziane, stanie się więc.Inaczej niż twój mąż, ja zawsze dotrzymuję obietnic.Zawsze - rzekł mrok ustami starca z monastyru, a ja zrozumiałem, że zostałem sprzedany.Sprzedany! Wymieniła mnie jak jakiegoś jeńca wojennego.Jeden za jednego.Dostarczyła na tacy, niby danie w restauracji.W zamian za innego faceta!W mgnieniu oka wszystkie wzniosłe uczucia, które dotąd zaprzątały mi głowę - miłość,poświęcenie, wyrozumiałość i tym podobne gówna - zniknęły.Ot, wątły płomieńzdmuchnięty przez zimny podmuch nienawiści.Nienawiści, która na moment przedłużyłaagonię.Wiedziałem, że umieram, ale na chwilę odzyskałem jasność umysłu.Wystarczyło.Kolba była wyjątkowo zimna, spust wyjątkowo ciążył pod palcem, a obraz chwiał sięniebezpiecznie, ale to nie miało znaczenia.Agnieszka była blisko - krąg miał raptem kilkametrów średnicy.Pistolet trzykrotnie plunął pociskami.Trzykrotnie celnie.Zpij, aniele mój.A potem, kiedy widziałem, że upadła, kiedy spostrzegłem trzy czerwone plamy na białejtkaninie opinającej jej zgrabne plecy, kiedy wiedziałem, że załatwiłem na Ziemi wszelkiesprawy, które były do załatwienia, wpadłem w głęboki, ciemny tunel, na którego końcu tlił sięczerwony ogień.Pamiętałem ów ogień dobrze.Ten sam płomień tańczył w oczach starca z monastyru.NarodzinyGórze! Górze!Ognie i gorąc barzo wielgi nad wszelkie mnimanie ludzkie jest.Ciemnica.I ognie znów. Hnet Diabły precz idą, ćma znika.Zlachcic k mnie bieży.Patrzże - miarkuję - kownatawielga jak władcy zamek, nie karczma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed